Mamy dzisiaj do czynienia z “nowym moralizmem” lub raczej moralizatorstwem bez zobowiązań. Słowa kluczowe tego nowego moralizmu to: sprawiedliwość, pokój, ochrona przyrody, tolerancja, szacunek dla ludzkich wartości – słowa, które odwołują się do podstawowych wartości moralnych, których rzeczywiście potrzebujemy. Ale ten nowy moralizm pozostaje bardzo nieprecyzyjny i mętny i dlatego ześlizguje się niemal nieuchronnie w sferę populistycznej polityki, czy nawet politykierstwa. Jest to więc przede wszystkim „dictum” adresowane (zawsze) do innych, rodzaj moralizatorstwa bez osobistego zaangażowania i bez obowiązku wprowadzanie czegokolwiek w życie. Są to dobrze widziane w towarzystwie i na wykwintnych salonach „nowo-mowy”, politycznie poprawne ględzenie bez zobowiązań. A wszystko gęsto okraszone dobrze przyprawionym sosem tolerancji-humanizmu-wolności. Jest to na pewno także wyraz politycznej poprawności, tak bardzo modnej i czyniącej takie spustoszenia w społeczeństwach „pluszowej cywilizacji”, gdzie należy moralizować, ale ogólnikowo i bez zobowiązań, gdzie dobrze widziane jest ugrzecznione „rewolucjonizowanie i zmienianie świata”, ale bez osobistego zaangażowania, i gdzie broń Boże nie należy wywoływać osobistych wyrzutów sumienia, czy mówić o konieczności zaczynania zmian od siebie. „Pluszowa cywilizacja” zgadza się na moralność, ale bez jakichkolwiek wymagań i zmian. „Pluszowa cywilizacja” nigdy nie zrezygnuje z własnej wygody i dobrobytu, a co najwyżej rzuci ochłap jałmużny z tego co jej zbywa, bo to takie wzruszające i takie „moralnie dobrze widziane”. I tym właśnie nowy moralizm różni się od moralności. I w rzeczywistości ów nowy moralizm jest niemoralny!
Czytając kardynała Ratzingera
wykład „O europejskim kryzysie kultury” wygłoszony w Subiako na dzień przed śmiercią Jana Pawła II (1 kwietnia 2005)