9 września 2008

stawanie na głowie ..

.
gdyby przyjąć tok myślenia niektórych dziennikarzy liberalistycznych, to trzeba by uznać, że najbardziej „niechrześcijańskim językiem” posługiwał się Pan Jezus.

Jezus na ulicach Nowego Jorku


Jeśli chcesz zobaczyć procesję Eucharystyczną ulicami Nowego Jorku, to
oglądnij ten film

7 września 2008

Krytykować, czy nie krytykować?


List otwarty do moich braci, chrześcijan, którzy czasami uważają się za nieomylnych, a czasami są tak delikatni i tolerancyjni, że każdą próbę krytyki uważają za personalny atak, z Ewangelii zaś woleliby powykreślać wszystkie miejsca, w których (ich zdaniem) Chrystus w niedelikatny sposób zwraca uwagę faryzeuszom, potępia grzech, wytyka błąd. W swej tolerancyjności i delikatności są gotowi nawet wykreślić niektóre słowa ze słowników, zastąpić pojęcie grzechu pojęciem pomyłki lub genetyczno-socjalnych uwarunkowań, a winę nazwać nerwotycznym kompleksem.

Papież w swojej książce “Przekroczyć próg nadziei” pisze: “Pokazać komuś rzeczywistość grzechu, jego błąd, nie jest wcale równoznaczne z potępieniem go. Pokazanie komuś jego grzechu sprowadza się raczej wprost przeciwnie, do stworzenia warunków nawrócenia. Pierwszym bowiem warunkiem nawrócenia jest dla człowieka uświadomienie sobie własnej słabości i grzeszności (...) a następnie uznanie tego przed Bogiem, który ze swej strony nie oczekuje niczego więcej jak właśnie tego rozpoznania ludzkiej grzeszności, aby człowieka zbawić. A człowiek ze swej strony nie uczy się inaczej, jak właśnie przez takie rozpoznanie i przyznanie się do swoich błędów.”

Kilka lat temu miałem przyjaciela. Był już wtedy poważnie chory. Choroba jego była jednak uleczalna, pod warunkiem, że podda się leczeniu. On sam jednak lekceważył sobie chorobę. Żyliśmy w przyjacielskiej paczce radośnie i beztrosko. I nikt z “przyjaciół” nie ośmielił się powiedzieć czegokolwiek na temat powagi jego sytuacji, czy stanu jego zdrowia, aby nie stwarzać napięć, aby nie gasić tej beztroski i radości życia. Ja sam kilka razy próbowałem coś mu na ten temat powiedzieć, gdyż stan jego zdrowia się pogarszał. Za każdym jednak razem wymawiano mi brutalność, uznawano moje uwagi za niegrzeczne, za nie w porę. Wszystkie moje próby uwag przyjmowano z niesmakiem, przyjaciele wmawiali mi, że jestem pesymistą i grubianinem, że jestem niedelikatny a nawet niegrzeczny z tymi moimi ciągłymi uwagami. Zaprzestałem więc mówienia czegokolwiek na ten temat. Dałem spokój. Po pewnym czasie przyjaciel ów zmarł. Wszyscy jego “przyjaciele” i znajomi byli obecni na pogrzebie, wszyscy płakali krokodylimi łzami. Wszyscy powtarzali, że szkoda, że taki młody, że mógł jeszcze żyć, bo przecież jego choroba była uleczalna ... A mnie tłukł się w głowie jeden wyraz i chciałem go wykrzyczeć na całe gardło właśnie wtedy nad grobem mojego przyjaciela: Faryzeusze! Hipokryci!!!

Mój bracie, pozwól mi powiedzieć Ci czasem, że jesteś chory, mimo że moje słowa być może nie będą delikatne, albo nawet czasem stworzą pewną sytuację napięcia. Ja nie chcę Cię obrażać, ani wynosić się nad Ciebie, ale nie chcę też, abyś umarł. A ponadto będę Ci również wdzięczny, jeśli i Ty zwrócisz mi uwagę, że jestem chory. Bo czasami rzeczywiście jestem, chociaż tego nie widzę lub nawet nie chcę widzieć. Powiedz mi więc, ale bądź też zdolny przyjąć to, co ja mam Ci czasami do powiedzenia. Bo jak mówi starożytne, łacińskie przysłowie: “Qui tacet consentire videtur”(Kto milczy widocznie się zgadza).

Kilka lat temu miałem przyjaciela. Był księdzem mieszkającym obok mnie w konwikcie dla księży studentów KUL. Odwiedzaliśmy się wzajemnie, studiowaliśmy na tym samym wydziale, pomagaliśmy sobie w nauce. Po jakimś czasie zauważyłem, że mój przyjaciel ksiądz zaczyna mnie unikać. Zauważyłem jednocześnie, że bardzo ładna dziewczyna zaczyna go coraz częściej odwiedzać. Przychodziła coraz częściej i coraz później wychodziła z jego pokoju. Zdarzało się nawet, że widziałem ją wychodzącą dopiero rano. To był mój przyjaciel. Poszedłem więc jednego razu do niego, aby z nim po przyjacielsku porozmawiać i zwrócić mu uwagę na niebezpieczeństwo w jakim się znalazł. Zdenerwował się i krzycząc, że wtrącam się do nie swoich spraw, że jestem niedelikatny i niegrzeczny, wyrzucił mnie za drzwi. A więc przestałem się wtrącać do nie moich spraw. Postanowiłem być delikatny, grzeczny i tolerancyjny. W kilka miesięcy później rzucił kapłaństwo, ożenił się z tą dziewczyną. Wydawał się być szczęśliwy. Cztery lata później spotkałem go na ulicy. To nie był ten sam człowiek, którego znałem wcześniej. Był zmęczony, chudy, nieogolony, trochę nawet pijany. Kiedy mnie zobaczył zrozumiałem, że chce ze mną porozmawiać. Poszliśmy do mnie i tam opowiedział mi historię swojego małżeństwa. Na początku wszystko układało się bardzo dobrze, ale jego sumienie nie było spokojne. Jego żona okazała się mniej fantastyczna niż mogłoby się wydawać. Zaczął pić, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia. Żona odeszła, zabrała dziecko. Został sam w pustce. I w ten sposób zniszczył swoje życie, życie swojej żony i życie swojego dziecka. Na zakończenie swojej historii, kiedy się już trochę uspokoił, powiedział mi otwarcie: “Ty wiesz co, to jest w pewnym sensie też trochę twoja wina. Powinieneś mi bardziej stanowczo zabronić pakować się w tę historię. Nie byłeś moim prawdziwym przyjacielem. Przyszedłeś do mnie tylko raz i to fakt, że próbowałeś mi coś powiedzieć. To fakt, że cię wtedy wyrzuciłem za drzwi, ale ty byłeś za bardzo delikatny w stosunku do mnie. A teraz wielu ludzi cierpi, przez moją głupotę, ale też i przez twoją fałszywą grzeczność i zniekształconą delikatność. Jesteś w pewnym sensie wspólnikiem mojego błędu!
Mój bracie, pozwól mi powiedzieć Ci czasem kilka słów prawdy. Może niedelikatnej i trudnej do przyjęcia. Pozwól mi powiedzieć Ci kilka słów prawdy, bo nie chciałbym, żeby mi ktoś znowu w życiu kiedyś powiedział, że moja delikatność i grzeczność są przyczyną jego przegranej. Ale także powiedz i Ty mnie, jeśli popełniam błąd, pomyłkę. Reaguj i nie daj się zniechęcić. Proszę Cię. W przeciwnym wypadku Ty też będziesz wspólnikiem moich grzechów, mojej przegranej i mojego błędu. Bo jak mówi przysłowie: “Kto milczy widocznie się zgadza.”

Kilka lat temu miałem przyjaciół. Było to małżeństwo, już niemłode. Po wielu latach bezdzietności nareszcie mogli mieć dziecko. Kochali je bardzo, według mnie nawet chyba trochę za bardzo. Chłopak miał 14, może 15 lat, chodził do mnie na katechezę. Dokuczał i przeszkadzał często, jak to nieraz bywa z rozpieszczonym jedynakiem. Nie wiedziałem jak sobie poradzić z jego niesfornością, jak przywołać go do porządku. Kilka razy zwróciłem mu dosyć ostro uwagę, chociaż i tak niewiele to pomagało. Rodzice jego natomiast przychodzili do mnie z pretensjami, że jestem za bardzo wymagający, za ostry, że stresuję dziecko, że go ranię moimi uwagami, a on jest przecież taki delikatny i uczuciowy. A więc przestałem na niego po prostu zwracać uwagę. Cierpiałem i ja i inne dzieci, ale już nie stresowałem rozpieszczonego młodzieńca i nie raniłem go w jego delikatności. Kilka miesięcy później ten delikatny i uczuciowy chłopaczek z dwoma innymi kolegami zgwałcił i następnie zabił dziewczynę. Zabili ją w bestialski sposób tnąc żyletkami. Policja zajęła się tymi “delikatnymi i uczuciowymi młodzieńcami”. Moi przyjaciele, rodzice jednego z nich przyszli do mnie prosić o pomoc, o wstawiennictwo, o dobrą opinię, bo chłopak będzie skazany na poprawczak do pełnoletności i później na długoletnie więzienie. A przecież jest taki delikatny i wrażliwy... Nie wiedziałem co robić, ale do dzisiaj czuję się po części winny więzienia tego chłopca, bo jak mówi stare przysłowie: “Kto milczy widocznie się zgadza”.

“Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię posłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,15-17).
Jeśli znowu Cię obraziłem mój bracie, to jeszcze raz przepraszam, ale wiedz, że nie to było moim zamiarem i celem. Wiedz też i to co św. Jakub pisze w swoim liście: “Bracia moi, jeśliby ktokolwiek z was zszedł z drogi prawdy, a drugi go nawrócił, niech wie, że kto nawrócił grzesznika z jego błędnej drogi, wybawi duszę jego od śmierci i zakryje liczne grzechy” (Jk 5,19-20) a także i to : “Przyjdzie bowiem chwila , kiedy zdrowej nauki i upominania nie będą mogli ścierpieć, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią - będą sobie mnożyli nauczycieli” (2Tm 4,3).

5 września 2008

XXIII Niedziela w ciągu roku - A

Ez 33:7-9

Ciebie, o synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża domu Izraela po to, byś słysząc z mych ust napomnienia przestrzegał ich w moim imieniu. Jeśli do występnego powiem: Występny musi umrzeć - a ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi - to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie. Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od swojej drogi, to on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swoją duszę.

Rz 13:8-10

Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne - streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego. Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa.

Mt 18:15-20

Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.


Nie wtrącaj się, to nie twoja sprawa ...

Jakże często słyszymy takie właśnie słowa, jako odpowiedź na nasze upomnienie, czy zwrócenie komuś uwagi? Zwrócenie uwagi, upomnienie kogoś, zareagowanie na ewidentne zło czy niesprawiedliwość ... stawia nas od razu w opozycji, naraża na zdecydowaną krytykę, na natychmiastowe odrzucenie, na nieprzychylne przyjęcie, na przyklejenie łatki "upierdliwy", niegrzeczny, niewychowany ... Trzeba się przecież umieć zachować i nie wtrącać w życie innych. Bądź bardziej dyplomatyczny i nie czepiaj się wszystkiego, co cię to obchodzi? Trzeba umieć żyć z ludźmi i nie szukać zwady.

Człowiek grzeczny i wychowany, człowiek kulturalny i dobrze ułożony nie zwraca nikomu uwagi i nie wtrąca się w nie swoje sprawy. A jeśli już się odważysz to zrobić, to wiedz komu, kiedy i co z tego dla ciebie wyniknie. Nawet rodzice nie powinni karcić i upominać swoich dzieci, czy zwracać im uwagi, aby ich nie stresować i nie przyprawiać o nerwicę ... A w szkole, nauczyciele i wychowawcy ... nie mają żadnych praw i żadnych możliwości karcenia, czy nawet wychowywania dzieci, bo w przypadku wszelkich prób zwrócenia uczniom uwagi interweniują rodzice i ... do sądu z nauczycielem, bo skarcił i skrzywdził dziecko, które przecież jest aniołkiem ...

W ogóle dzisiejsza Ewangelia jest przestarzała i nie na czasie. Żyjemy w innym świecie i w innych warunkach, w innych realiach kulturowych i upominanie, zwracanie uwagi, karcenie, czy nie zgadzanie się ze złem jest niegrzeczne, świadczy o braku wychowania i kultury osobistej!!! Sąsiad źle się zachowuje i robi awantury po nocach ... nie, nikt nie zwróci mu uwagi, żeby nie być odsądzonym od czci i posądzonym o brak dobrego wychowania. Lekarz w szpitalu zachowuje się arogancko i traktuje pacjentów niegrzecznie ... nie, nikt nie zwróci mu uwagi, żeby się nie narazić. Panienka w okienku, czy sprzedawczyni w sklepie jest niegrzeczna i zarozumiała, bo ma odrobinę władzy nad klientem ... nie, nikt się nie narazi i nie przypomni jej o jej obowiązkach. Ona może być niegrzeczna, ale kiedy ty zwrócisz jej uwagę, to jesteś chamem. Dyrektor w zakładzie pracy robi szwindle i przekręty, okradając pracowników ... nie, nikt nie odważy się mu tego powiedzieć, bo w najlepszym wypadku zostanie to potraktowane, jak brak dobrego wychowania i niewdzięczność. I tak, od najmniejszych do najwyższych stanowisk z ministrami i posłami włącznie, królują: arogancja, złodziejstwo, nadużycia, szwindle, nieuczciwość i zwykłe chamstwo ... i nikt na to nie reaguje, nikt nie protestuje, nikt nie próbuje nawet się sprzeciwić, bo to niegrzeczne, niekulturalne ..., bo tak się nie robi, bo to nie przystoi, bo to jest szukanie dziury w całym.

Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy.” – tak proponuje nam Pan Jezus, ale my wiemy lepiej co robić, bo jesteśmy przecież uprzedzająco grzeczni. I zamiast upomnieć będziemy milczeć i co najwyżej obgadywać poza plecami z pełnym faryzejskiego zatroskania wyrazem twarzy.

Czasami i ja popełniam błędy, i ja się mylę, i ja mógłbym być skrytykowany, czy przywołany do porządku ... i też nie chcę, aby ktokolwiek zwracał mi uwagę, bo po co ktoś ma się wtrącać do nie swoich spraw??? Niech pilnuje swego nosa, bo nikt nie jest święty i nikt nie będzie mi mówił co i jak mam robić. Jestem dorosły i wiem co robię ...

Kiedyś napisałem artykuł "Krytykować czy nie krytykować - qui tacet consentire videtur". Efekt ... od razu przyklejono mi łatkę fundamentalisty, któremu brakuje dobrego wychowania. Polecam ... tylko dla tych, którzy ośmielają się czasem zrozumieć i pójść za słowami dzisiejszej Ewangelii.

Czemu się dziwię, że tyle zła wkoło mnie? Przecież ja się na nie zgadzam ...
Czemu się dziwię, że tyle zła we mnie?
Przecież i ja nie chcę, aby mi ktokolwiek pomógł w zwalczeniu, czy nawet zobaczeniu go we mnie ...


Znalazłem kiedyś taki oto tekst:

to mnie nie obchodzi ...

Nie protestowałem,
kiedy prześladowano:
żydów, muzułmanów, chrześcijan, buddystów i ...
to mnie nie obchodzi!

Nie protestowałem,
kiedy aresztowano:
polityków z prawicy, z lewicy, z centrum i ...
to mnie nie obchodzi!

Nie protestowałem kiedy niszczono i okradano:
biednych, ułomnych, słabych, niezaradnych i ...
to mnie nie obchodzi!

Nie protestowałem, kiedy wyrzucano siłą:
emigrantów, bezdomnych, zaniedbanych i ...
to mnie nie obchodzi!

Nie protestowałem, kiedy zwalniano z pracy setki i tysiące ludzi
aby przenieść zakłady pracy tam, gdzie inni ludzie, dzieci lub dorośli
zrobią za okruch chleba tę samą robotę w upokarzających warunkach.
to mnie nie obchodzi!

A kiedy mnie będą prześladować, aresztować, niszczyć, wyrzucać, zwalniać ...
Nie będzie nikogo, aby zaprotestować ...
kogo to będzie obchodzić !?


„Jeśli do występnego powiem: Występny musi umrzeć - a ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi - to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie. Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od swojej drogi, to on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swoją duszę. (Ez 33:8-9)

Bracia moi, jeśliby ktokolwiek z was zszedł z drogi prawdy, a drugi go nawrócił, niech wie, że kto nawrócił grzesznika z jego błędnej drogi, wybawi duszę jego od śmierci i zakryje liczne grzechy. (Jk 5:19-20)

Gdy brat twój zgrzeszy , idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! (Mt 18:15-17)

Pismo święte dosyć klarownie mówi o konieczności wzajemnego upominania, ale my jesteśmy chorzy na samą myśl, że ktoś mógłby mi zwrócić uwagę. Dlaczego ???

1 - jestem doskonały?
2 – nie mam nic do zmiany?
3 – ja sam potępiam innych i dlatego sądzę, że inni zwracając mi uwagę potępiają mnie ???

modlitwa ... czy poszukiwanie siebie?


Zasada „wszystko albo nic” ma zabójcze skutki dla modlitwy. Ponieważ ludzie rzadko czują, że mogą się pomodlić solidnie i wystarczająco długo, dlatego nie modlą się w ogóle.

………

Drogi Kasjelu, wiem, że Twój podopieczny siedzi teraz po turecku przed zapaloną świecą i wystylizowaną ikoną, pali kadzidło i stara się szybko przebrnąć drogę medytacji, aby zanurzyć się w kontemplacyjnym, pozasłownym obcowaniu z samym Bogiem. Twoim zadaniem jest tak przejąć go losem jego sąsiadki, która właśnie znalazła się w szpitalu i czeka na wyniki badań onkologicznych, aby pobiegł do najbliższego kościoła – bardzo dobrze, że jest barokowy i nie odpowiada jego niby ascetycznym gustom – upadł na kolana przed brzydkim, jego zdaniem, tabernakulum, złożył ręce tak mocno, jakby od tego miała zależeć skuteczność prośby, i z równym zaangażowaniem wypowiadał słowa prostej dziecinnej modlitwy, bo wzniosłych i wymyślnych fraz nie będzie w stanie ułożyć, ze strachu i troski o tę piękną dziewczynę. A jeśli przy okazji odkryje wreszcie, że jest w niej zakochany, to będziemy mieć dwie pieczenie upieczone na jednym ogniu. Nie bój się, Kasjelu, w sprawie dziewczyny widziałem się już dziś z Rafałem. Obiecał, że zrobi, co w jego mocy. Sam wiesz, co to znaczy.

Janusz Pyda OP
w: W Drodze

3 września 2008

dwa pytania ...

Mam dwa pytania o fundamentalnym znaczeniu. Czy ktoś jest w stanie odpowiedzieć na te dwa pytania w sposób egzystencjalnie wystarczający, intelektualnie satysfakcjonujący i moralnie uczciwy?

Pytanie pierwsze: „Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?” lub inaczej: „Co, lub Kto jest ostatecznym usprawiedliwieniem istnienia wszystkich bytów, które przecież nie usprawiedliwiają się same przez się w swoim istnieniu?”

Pytanie drugie: „Co lub Kto jest ostatecznym usprawiedliwieniem lub uzasadnieniem jakiegokolwiek ludzkiego prawa moralnego czy etycznego?” lub inaczej: „Dlaczego jednych praw stanowionych mam absolutnie przestrzegać, inne są jedynie wskazówkami a są nawet takie, które mogą być w pewnych sytuacjach nieetyczne czy niemoralne?”

Jeśli ktoś potrafi mi na te dwa pytania odpowiedzieć, to będę wdzięczny.

Aha, i nie przyjmuję odpowiedzi wymijających w rodzaju:

- świat jest wieczny, a wszystko co istnieje jest wynikiem ewolucji, bo to wcale nie jest lepsze od odpowiedzi „Pan Bóg stworzył wszystko z niczego”, a nawet jest zdecydowanie gorsze i mniej interesujące.

- społeczeństwo ustala prawa i dla dobra społecznego prawa, które należy uznać za obowiązujące, to prawa większości lub prawa zapewniające lepsze funkcjonowanie społeczności, bo wtedy wszelkie prawa i przywileje gejowskie są bezprawne (wbrew interesom społeczeństwa), a prawa nazistowskie należałoby uznać za moralnie uzasadnione i etycznie słuszne, bo służyły społeczeństwu niemieckiemu.

Jak dotąd jedyną sensowną i satysfakcjonującą odpowiedź dał św. Tomasz z Akwinu i Immanuel Kant. Tylko, że ich odpowiedzi są dosyć niewygodne, bo uczciwe i konsekwentne przyjęcie tych odpowiedzi prowadzi do bardzo ambarasujących rozstrzygnięć i konsekwencji, nie do przyjęcia dla współczesnego, „wolnego” i egoistycznie nastawionego człowieka.

czy Bóg musiał cierpieć?

Bóg będąc Czystym Aktem Istnienia (Istnienie jest Jego najbardziej wewnętrzną istotą) stworzył świat bez wysiłku, stwarza go ustawicznie powołując do istnienia i podtrzymując go w istnieniu, ale aby ten świat po grzechu pierworodnym odnowić, sam Bóg musiał się poddać skutkom grzechu; cierpieniu i śmierci. „Oto czynię wszystko nowe” przez moje cierpienie i śmierć. Grzech (każdy grzech) jest zaprzeczeniem istnienia i tylko przez cierpienie samego Boga może być odkupiony.

Czy Bóg musiał cierpieć i umrzeć na krzyżu? W pewnym sensie musiał. Dając człowiekowi wolną wolę sam poddał się skutkom tego faktu, sam się ograniczył. Chcąc naprawić to, co grzech zniszczył zrobił to właśnie przez przyjęcie na siebie skutków grzechu. To źle wykorzystana wolna wola człowieka „zmusiła Boga” do przyjęcia cierpienia i śmierci.

2 września 2008

chrystianofobia

bp Mamberti: niechęć do chrześcijaństwa jak antysemityzm i islamofobia
Radio Watykańskie/ jk

Z chrystianofobią należy walczyć równie stanowczo, co z antysemityzmem i islamofobią. Nie można tworzyć hierarchii nietolerancji. Chrześcijanin zasługuje na ochronę w równej mierze, co żyd i muzułmanin. Wolność religijna wynika bowiem z równej godności każdego człowieka – powiedział w Rimini szef watykańskiej dyplomacji.

„Patrząc na to całościowo, wydaje mi się, że chrystianofobia to całokształt zachowań, w którym można wydzielić trzy dziedziny: błędne wychowanie czy wręcz dezinformację na temat chrześcijan i ich religii, zwłaszcza za pośrednictwem mediów; nietolerancję oraz prawne i administracyjne dyskryminowanie chrześcijan względem tych, którzy wyznają inną religię, bądź też nie wyznają żadnej religii; i w końcu akty przemocy i prześladowania – mówił w Rimini abp Mamberti. – A zatem dyskryminacja i nietolerancja względem chrześcijan obejmują bardzo istotne problemy ludzkie, polityczne i społeczne, a także religijne. Trzeba do tego podejść z tą samą stanowczością, z jaką zwalcza się antysemityzm i islamofobię, jeśli chcemy rozwiązać ten problem, we wszystkich jego aspektach, które są dziś niestety bardzo aktualne”.

Mówiąc z kolei o wolności religijnej w Europie, abp Mamberti zauważył, że istnieją tu dwa podstawowe zagrożenia, a mianowicie oddzielanie wiary od rozumu, poprzez spychanie jej wyłączenie do sfery uczuć, a także rozdział religii od życia publicznego. Zdaniem szefa watykańskiej dyplomacji Stary Kontynent potrzebuje dziś zdrowej laickości, która potrafi otworzyć się na duchowe i humanistyczne dziedzictwo obecne w różnych religiach. Tylko taka otwarta na wiarę i absolut laickość będzie w stanie sprostać dialogowi z kulturami nieeuropejskimi, w których religia jest ze swej istoty wydarzeniem publicznym.

więcej na: www.wiara.pl