30 czerwca 2007

dlaczego liberalizm jest niebezpieczny?

Największym wrogiem prawdy jest nie kłamstwo, ale sceptycyzm i relatywizm głoszony przez liberałów w imię dogmatycznie rozumianej tolerancji, która bezpardonowo i nietolerancyjnie tyranizuje inaczej (tzn. nieliberalistycznie) myślących.

29 czerwca 2007

XIII Niedziela w ciągu roku - C

1 Krl 19,16b.19-21

Elizeusza, syna Szafata z Abel-Mechola, namaścisz na proroka po tobie. A stanie się tak: uratowanego przed mieczem Chazaela zabije Jehu, a uratowanego przed mieczem Jehu zabije Elizeusz. Zostawię jednak w Izraelu siedem tysięcy takich, których kolana nie ugięły się przed Baalem i których usta go nie ucałowały. [Eliasz] stamtąd poszedł i odnalazł Elizeusza, syna Szafata, orzącego: dwanaście par [wołów] przed nim, a on przy dwunastej. Wtedy Eliasz, podszedłszy do niego, zarzucił na niego swój płaszcz. Wówczas Elizeusz zostawił woły i pobiegłszy za Eliaszem, powiedział: Pozwól mi ucałować mego ojca i moją matkę, abym potem poszedł za tobą. On mu odpowiedział: Idź i wracaj, bo po co to ci uczyniłem? Wtedy powrócił do niego i zaraz wziął parę wołów, złożył je na ofiarę, a na jarzmie wołów ugotował ich mięso oraz dał ludziom, aby zjedli. Następnie wybrał się i poszedłszy za Eliaszem, stał się jego sługą.

Gal 5,1.13-18

Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli. Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności. Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie! Bo całe Prawo wypełnia się w tym jednym nakazie: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli. Oto, czego uczę: postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała. Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie tego, co chcecie. Jeśli jednak pozwolicie się prowadzić duchowi, nie znajdziecie się w niewoli Prawa.

Łk 9,51-62

Gdy dopełnił się czas Jego wzięcia [z tego świata], postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich? Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka. A gdy szli drogą, ktoś powiedział do Niego: Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz! Jezus mu odpowiedział: Lisy mają nory i ptaki powietrzne - gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć. Do innego rzekł: Pójdź za Mną! Ten zaś odpowiedział: Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca! Odparł mu: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże! Jeszcze inny rzekł: Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu! Jezus mu odpowiedział: Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego.

Czemu tak ostre wymagania ?

Ewangelia dzisiejsza stawia bardzo wysoko poprzeczkę dla chcących naśladować Jezusa. "Zostaw umarłym grzebanie umarłych ...", "Kto przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda nie jest mnie godzien ..." - takie słowa praktycznie zniechęcają do naśladowania Jezusa. A w innych miejscach jeszcze bardziej stanowczo "Kto chce iść za mną niech się zaprze (wyrzeknie) samego siebie ...", albo w rozmowie z bogatym młodzieńcem: "Sprzedaj wszystko co masz i rozdaj ubogim, a wtedy możesz iść za mną ...". Czy rzeczywiście taki radykalizm jest usprawiedliwiony? Czy nie jest to przesada? Czy rzeczywiście Pan Jezus może stawiać aż takie wymagania?

Może stawiać i stawia! Radykalizm ewangeliczny jest nie tylko uzasadniony, jest on wprost nieodzowny. "Nie możecie dwóm panom służyć ...". Nie można udawać, że się jest uczniem Chrystusa, że chce się go naśladować i jednocześnie "robić sobie asekurancko plecy". Tutaj właśnie jest miejsce i sposobność na zdecydowane i klarowne "albo - albo". Nie ma drogi pośredniej i kompromisów. Jezus nie umarł dla nas ani połowicznie, ani na niby. A więc ... wszystko za wszystko, a więc ... wszystko, albo nic! Oczywiście należy się wystrzegać skrajności w rodzaju fanatyzmów i fundamentalizmów. Na pewno inaczej takie wyrzeczenie i zaparcie się siebie będzie wyglądało w wypadku mnicha cysterskiego, franciszkańskiego zakonnika, diecezjalnego księdza wikarego, a inaczej w wypadku rodziców wychowujących dzieci. Nie można wymagać tej samej miary ewangelicznego radykalizmu dla pustelnika i nauczyciela pracującego w wielomilionowym mieście. A jednak każdy z nas jest zaproszony do radykalnego postępowania za Mistrzem.

I każdy chrześcijanin musi znaleźć tą własną, dla niego właściwą drogę radykalnego naśladowania Chrystusa. Nie można tu dać żadnej gotowej recepty. Może jedno tylko jest wspólne dla wszystkich: "wyrzeczenie się swojego własnego egoizmu, myślenia o sobie, o swoich wygodach, o urządzeniu się". I jest to tak samo ważne i nieodzowne dla zakonnego brata pracującego pokornie w klasztornym ogrodzie, jak i dla katolickiego posła zasiadającego w ławach sejmowych. Ewangeliczny radykalizm jest warunkiem sine qua non (nieodzownym) prawdziwego naśladowania Chrystusa. Kto tego nie pojął lub pojąć nie chce ... nie jest uczniem Chrystusa i łudzi samego siebie.

Nie możesz dwóm panom służyć ...
Nie możesz być uczniem Chrystusa
i jednocześnie wić sobie własnego, wygodnego gniazdka !

God doesn’t exist …

This is one of the best explanations of why God allows pain and suffering that I have seen. It's an explanation other people will understand.

A man went to a barbershop to have his hair cut and his beard trimmed. As the barber began to work, they began to have a good conversation. They talked about so many things and various subjects.

When they eventually touched on the subject of God, the barber said: "I don't believe that God exists."
"Why do you say that?" asked the customer.

"Well, you just have to go out in the street to realize that God doesn't exist. Tell me, if God exists, would there be so many sick people? Would there be abandoned children? If God existed, there would be neither suffering nor pain. I can't imagine a loving a God who would allow all of these things."

The customer thought for a moment, but didn't respond because he didn't want to start an argument. The barber finished his job and the customer left the shop. Just after he left the barbershop, he saw a man in the street with long, stringy, dirty hair and an untrimmed beard. He looked dirty and unkempt.

The customer turned back and entered the barber shop again and he said to the barber: "You know what? Barbers do not exist."

"How can you say that?" asked the surprised barber. "I am here, and I am a barber. And I just worked on you!"

"No!" the customer exclaimed. "Barbers don't exist because if they did, there would be no people with dirty long hair and untrimmed beards, like that man outside."

"Ah, but barbers DO exist! What happens is that people do not come to me."

"Exactly!"- affirmed the customer. "That's the point! God, too, DOES exist! What happens is that people don't go to Him and do not look for Him.

That's why there's so much pain and suffering in the world."

28 czerwca 2007

problemy ze Spowiedzią?

Często protestanci zadają nam takie pytanie: Dlaczego katolicy spowiadają się księdzu, zamiast spowiadać się bezpośrednio Bogu?

Dlaczego kapłan ma moc zatrzymania naszych grzechów? Bo, opierając się na mądrości Kościoła i Jego nauce w dziedzinie moralności, wie, co jest dla nas dobre, a co jest śmiertelnym niebezpieczeństwem. W dzisiejszych czasach wielu chrześcijan uważa, że nie ma nic złego i niemoralnego w stosowaniu środków antykoncepcyjnych, w zamieszkaniu razem z kochającą osobą bez ślubu itd., itp. Tacy „chrześcijanie” bardzo szybko się sami usprawiedliwiają w swoich oczach i uważają, że są bez grzechu. Ale obiektywna rzeczywistość jest zupełnie inna i dlatego potrzebny jest ktoś z zewnątrz, kto właśnie będzie mógł obiektywnie spojrzeć i ocenić stan naszej duszy.

czytaj dalej: na stronie www.polonus.alleluja.pl/

27 czerwca 2007

interesujące ...

Wielka mistyfikacja

Ksiądz arcybiskup Stanisław Wielgus nie był tajnym współpracownikiem SB. Sprawa jego oskarżenia o współpracę ze specsłużbami PRL została celowo sprowokowana – twierdzi Nasz Dziennik .

O czyny, których nigdy nie popełnił, nowy metropolita warszawski został oskarżony przez grupę osób, które postanowiły nie dopuścić do objęcia przez niego urzędu metropolity warszawskiego. Sposób poprowadzenia sprawy dowodzi, że mieliśmy do czynienia ze zorganizowanym działaniem, za którym kryły się określone cele polityczne.

czytaj dalej w www.wiara.pl

fragment książki Ken Pedersen "Wszechświat Jenny", Wydawnictwo WAM, 2005

Jako inżynier z końca XX wieku, zostałem poddany gruntownej edukacji dotyczącej procesu ewolucji i nie ulega dla mnie wątpliwości, że żywe organizmy ewoluują. Znacznie łatwiej jest jednak zrozumieć i zaakceptować ewolucję, pojmowaną jako proces ulepszania istniejących cech, niż wyjaśnić, w jaki sposób powstały cudownie skomplikowane funkcje biologiczne. Jak, u licha, z zupy złożonej z aminokwasów wyłania się żywa komórka?

Niektóre cząsteczki białka wywołują ciśnienie powierzchniowe, które automatycznie wytwarza pęcherzyki. Jak bańki mydlane. Przypuśćmy, że jakiś prehistoryczny pęcherzyk białka uformował wokół siebie grupę innych białek. Taki mógł być początek, ale daleko stąd jeszcze do choćby elementarnych cząsteczek DNA czy RNA. A jeszcze dalej do naszej zautomatyzowanej fabryki komórki, która posiada 20 pomieszczeń produkcyjnych, jest wyposażona w molekularne maszyny, prowadzi molekularny nadzór, ma molekularną pamięć, molekularny system komunikacji, molekularne piece do spalania tlenu oraz molekularne komputery.

W środowisku naukowym panuje niezachwiane przekonanie, że teoria ewolucji jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania dotyczące pochodzenia złożonych organizmów żywych. Przekonanie to wzięło się jednak tylko z obserwacji procesu ewolucji różnych gatunków zwierząt. Nie zostało natomiast poparte żadnymi poważnymi badaniami naukowymi, które wyjaśniałyby, w jaki sposób w ogóle rozwinęły się te wysoce skomplikowane biologiczne struktury i funkcje.

Weźcie pod uwagę, że aby krew mogła skrzepnąć, 20 enzymów musi znajdować się w stanie idealnej równowagi. Najmniejsze nawet odchylenie kończy się śmiercią. Jak, u licha, proces ewolucji może stopniowo zmierzać do osiągnięcia ostatecznego kształtu, skoro każde zejście z drogi prowadzącej do tego ostatecznego kształtu kończy się natychmiastową śmiercią? Być może życie musiało powstać na drodze stopniowej ewolucji, ponieważ nie istnieje żadne inne logiczne wyjaśnienie, jak to się mogło stać. W takim razie jednak wyjaśnienie tego procesu wymagało dokonania kilku przeskoków w ewoluejonistycznych przekonaniach. Nie myślcie bynajmniej, że wyrażenie „może to musiało się dokonać" oznacza, że jest na tym świecie ktokolwiek, kto by choć trochę rozumiał, w jaki sposób doszło do utworzenia pierwszej komórki albo w jaki sposób powstały niewiarygodnie złożone struktury biologiczne.

Rozwój planu we wszechświecie przebiegał więc następująco: od elektronów i kwarków do atomów wodoru, od obłoków wodoru do młodych galaktyk, następnie do gwiazd, a od nich do gwiezdnego pyłu powstającego z ciężkich atomowych jąder, i dalej: do planet krążących po orbitach gwiazd, do oceanów i atmosfer, do aminokwasów, do białek i do żywych komórek. Każdy etap tego procesu był konieczny, aby można było przejść do etapu następnego. Przejście do kolejnego etapu za każdym razem prowadziło do powstania nowej, bardziej złożonej jednostki ze zwiększoną zawartością informacji. Każda z tych nowych jednostek zawierała zakodowaną informację tworzącą zestaw nowych właściwości i funkcji, który był czymś więcej niż tylko sumą poszczególnych elementów. Za każdym razem ta bardziej złożona jednostka była wykorzystywana do tworzenia nowych, jeszcze bardziej złożonych jednostek. Z punktu widzenia projektanta w tym wszystkim zdecydowanie musi być jakiś schemat, jakiś cel, jakiś plan.

Fragment książki "Wszechświat Jenny", wydanej przez Wydawnictwo WAM

Książkę można kupić w: księgarni Wydawnictwa

26 czerwca 2007

zaległy, ale nadal aktualny wywiad z Papieżem ...

Wasza Świątobliwość uczestniczył w Światowym spotkaniu Rodzin w Walencji. Kto uważnie słuchał, zauważył że ani razu Ojciec Święty nie użył terminu „małżeństwo homoseksualne", nie mówił też o aborcji czy antykoncepcji. Obserwatorzy powiedzieli sobie: jest to coś niezwykle ciekawego! Widocznie jego zamiarem jest głoszenie wiary, a nie jeżdżenie po świecie jako „apostoł moralności". Czy Wasza Świątobliwość może to skomentować?

Oczywiście, że tak. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że w obu wypadkach miałem na każde wystąpienie po dwadzieścia minut. I jeśli ktoś ma do dyspozycji tak mało czasu, nie może zaczynać od mówienia NIE. Przede wszystkim trzeba wiedzieć, czego naprawdę chcemy, czyż nie? Chrześcijaństwo, katolicyzm nie są zbiorem zakazów, ale czymś pozytywnym. Ważne jest dostrzeżenie tego na nowo, ponieważ ta świadomość dzisiaj prawie zupełnie zaginęła. Mogliśmy usłyszeć bardzo wiele na temat tego, czego nie wolno, teraz trzeba powiedzieć: ależ my mamy coś pozytywnego do zaproponowania, że kobieta i mężczyzna stworzeni są jedno dla drugiego. Że hierarchia: seksualność, eros i agape wskazuje wymiary miłości i że na tym najpierw buduje się małżeństwo jako spotkanie mężczyzny i kobiety pełne szczęścia i błogosławieństwa, a następnie rodzinę, która gwarantuje kontynuację między pokoleniami, w której poszczególne pokolenia jednają się między sobą i gdzie mogą spotykać się także kultury. Przede wszystkim należy wskazać to, czego pragniemy. W drugim rzędzie następnie można zobaczyć, dlaczego pewnych rzeczy nie chcemy. Trzeba dostrzec i zastanowić się nad tym, że nie jest katolickim wynalazkiem to, iż mężczyzna i kobieta są stworzeni dla siebie nawzajem, by ludzkość mogła dalej żyć: wiedzą o tym wszystkie kultury. Jeśli chodzi o aborcję, dotyczy ona nie szóstego, ale piątego przykazania: „Nie zabijaj!". To musimy uznać za oczywiste i zawsze musimy powtarzać: osoba ludzka powstaje w matczynym łonie i jest nią aż do ostatniego tchnienia. Człowiek zawsze musi być szanowany jako człowiek. To staje się bardziej zrozumiałe, jeśli wcześniej wskaże się to, co pozytywne.

czytaj dalej: www.wiara.pl

media i odpowiedzialny odbiór ...

Z wychowaniem do mediów nie wolno się dziś ociągać. Jeżeli osoby dorosłe uzależniają się od nich i bezkrytycznie przyjmują emitowane treści, to głównie dlatego, że wcześniej nikt ich nie przygotował do odbioru mediów.

czytaj dalej na: www.wiara.pl

24 czerwca 2007

parafianie ...

Ciekawe byłyby zapewne wyniki ankiety zawierającej pytanie: "Czym według Ciebie jest Kościół, Parafia?"

Jest pewna grupa ludzi, którzy (choć ochrzczeni) uważają się za ludzi niewierzących. Twierdzą, że Bóg i sprawy Jego Kościoła nic ich nie obchodzą. Są to biedni ludzie, którzy sprzedawszy za bezcen największe skarby napełnili sobie kieszenie piaskiem. Ale oni raczej nie zaglądają na strony religijne, więc nie możemy spodziewać się od nich odpowiedzi na postawione we wstępie pytanie.

Jest druga grupa określająca się mianem wierzących-niepraktykujących (?!?) Twierdzą oni, że sprawy między nimi a Bogiem są sprawami osobistymi, intymnymi i Kościół jest im do kontaktu z Bogiem niepotrzebny lub wręcz jest zawadą. Powołują się często na słowa Jezusa (zbyt dosłownie je zresztą rozumiejąc): "Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie" (Mt 6,6). Szkoda, że zapomnieli iż powiedział również: "Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie" (Mt 10,32-33) a także i to: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6,53). Ludzie z tej grupy zapewne również nie przeczytają mojego tekstu.

więcej na stronie: www.habari.pl

Ja bym może jednak dodał, że co ciekawe, najwięcej do powiedzenia na temat Kościoła, wiary, religii mają właśnie te dwie pierwsze grupy ludzi. Oni też najlepiej wiedzą jaki Kościół być powinien, aby pasował do ich wyobrażeń i do ich wizji świata.

22 czerwca 2007

24.06. Uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela

Iz 49,1-6

Wyspy, posłuchajcie Mnie! Ludy najdalsze, uważajcie! Powołał Mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię. Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki Mnie ukrył. Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim kołczanie. I rzekł mi: Tyś Sługą moim, Izraelu, w tobie się rozsławię. Ja zaś mówiłem: Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły. Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego. Wsławiłem się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą. A teraz przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego Sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził Mu Izraela. A mówił: To zbyt mało, iż jesteś Mi Sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela! Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi.

Dz 13,22-26

Gdy zaś jego odrzucił, powołał Dawida na ich króla, o którym też dał świadectwo w słowach: Znalazłem Dawida, syna Jessego, człowieka po mojej myśli, który we wszystkim wypełni moją wolę. Z jego to potomstwa, stosownie do obietnicy, wyprowadził Bóg Izraelowi Zbawiciela Jezusa. Przed Jego przyjściem Jan głosił chrzest nawrócenia całemu ludowi izraelskiemu. A pod koniec swojej działalności Jan mówił: " Ja nie jestem tym, za kogo mnie uważacie. Po mnie przyjdzie Ten, któremu nie jestem godny rozwiązać sandałów na nogach ". Bracia, synowie rodu Abrahama, i ci spośród was, którzy się boją Boga! Nam została przekazana nauka o tym zbawieniu.

Łk 1,57-66.80

Dla Elżbiety zaś nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: Nie, lecz ma otrzymać imię Jan. Odrzekli jej: Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię. Pytali więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: Jan będzie mu na imię. I wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał i mówił wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: Kimże będzie to dziecię? Bo istotnie ręka Pańska była z nim. Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem, a żył na pustkowiu aż do dnia ukazania się przed Izraelem.

Ty pójdziesz przed Panem torując Mu drogi

W historii ludzkości, w historii zbawienia Bóg wybiera sobie ludzi, którym powierza szczególne zadania. Jednym z nich, niewątpliwie największym -jak sam Chrystus się o nim wyraził- jest Jan Chrzciciel. Wybrany przez Boga, aby bezpośrednio przygotować przyjście Syna Bożego, od początku był kimś niezwykłym. Nie na tym jednak polega jego wielkość, że był kimś niezwykłym, że przy jego narodzeniu działy się rzeczy niezwykłe, ani nawet nie przez to, że prowadził pustelnicze i bardzo ascetyczne życie. Jego niezwykłość polega raczej na świadomości posłannictwa, jakim został obdarzony i na doskonałej wierności temu posłannictwu. Jego niezwykłość polega na wierności Słowu, któremu służył. I nie to było w nim wielkie, że sprzeciwił się nawet królowi, że żyjąc na pustyni nie obawiał się napominać wielkich tego świata, ale to, że spotkawszy Jezusa umiał w Nim rozpoznać Boga, Tego, Który przychodzi i Jemu całkowicie podporządkować swoje życie.

Jakże bardzo potrzeba nam dzisiaj takich właśnie świadków Słowa, świadków nieskończoności na miarę Jana Chrzciciela ... Jakże bardzo potrzeba nam świadków niezłomnych i wiernych, drogowskazów jasno i klarownie wskazujących na Chrystusa. Jakże bardzo potrzeba nam ludzi na miarę Jana Chrzciciela, którzy gotowi są położyć nawet swoje życie dla świadectwa Słowu. Może tym bardziej potrzeba nam takich właśnie świadków niezłomnych, że świat dzisiejszy pełen jest nijakości, mierności, ludzi słabych i zalęknionych. Może dlatego, że w świecie dzisiejszym za dużo mamy uładzonych i ugrzecznionych pajacyków, a za mało świadków wiernych i odważnych. Może właśnie dlatego trzeba nam brać przykład z Jana Chrzciciela?

Niejako do każdego z nas, do każdego chrześcijanina mówi dzisiaj Bóg: "Ty pójdziesz przede Mną torując Mi drogę we współczesnym zlaicyzowanym i spoganiałym świecie". Bóg potrzebuje naszego świadectwa na miarę św. Jana Chrzciciela. Bóg właśnie przez nas chce przygotowywać drogi zbawienia we współczesnym świecie i dla współczesnego świata.

Narodzenie Jana Chrzciciela jest właśnie okazją do głębszej refleksji nad sensem naszego chrześcijańskiego posłannictwa. Ale i nad naszym stosunkiem do Słowa Bożego, Które ma się przez nas objawiać, Które my mamy objawiać naszym klarownym i zakotwiczonym w Bogu życiem. Tak bardzo przecież potrzeba nam dzisiaj niezłomnych świadków nieskończoności i przejrzystych drogowskazów. A może warto także uświadomić sobie, że i ja mam być takim świadkiem nieskończoności, a nie trzciną chwiejącą się na wietrze.

Święty Janie Chrzcicielu, świadku wierny
naucz nas dawać świadectwo Chrystusowi.

XII Niedziela w ciągu roku – C

Za 12,10-11.13,1

Pan mówi: Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem wyleję Ducha pobożności. Będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym. W owym dniu będzie wielki płacz w Jeruzalem, podobny do płaczu w Hadad-Rimmon na równinie Megiddo. W owym dniu wytryśnie źródło, dostępne dla domu Dawida i dla mieszkańców Jeruzalem, na obmycia grzechu i zmazy.

Ga 3,26-29

Wszyscy bowiem dzięki tej wierze jesteście synami Bożymi - w Chrystusie Jezusie. Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie. Jeżeli zaś należycie do Chrystusa, to jesteście też potomstwem Abrahama i zgodnie z obietnicą - dziedzicami.

Łk 9,18-24

Gdy raz modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: Za kogo uważają Mnie tłumy? Oni odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał.
Zapytał ich: A wy za kogo Mnie uważacie?

Piotr odpowiedział: Za Mesjasza Bożego. Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie. Potem mówił do wszystkich:

Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa.

A ty, za kogo mnie uważasz ?

Kim jest dla mnie Jezus Chrystus? Za kogo Go uważam w moim codziennym życiu? Jakie jest Jego miejsce w mojej codzienności?

Dopóki nie odpowiem sobie uczciwie na te pytania, dopóki nie określę się jednoznacznie wobec Jezusa Chrystusa, chrześcijaństwo moje będzie tylko pustym dźwiękiem, nic nie znaczącą etykietką.

Ale także życie moje nie będzie miało sensu i znaczenia, nie będę człowiekiem dopóki nie określę mojego stosunku do Niego. Jak ktoś pięknie powiedział : "Człowiek jest dopiero pełnym człowiekiem, dzieckiem Bożym, a jego życie nabiera sensu i znaczenia, tylko wtedy kiedy tenże człowiek określi swój stosunek do Chrystusa". Papież Jan Paweł II zaś od początku swego pontyfikatu nawoływał: Otwórzcie drzwi Chrystusowi! Człowiek nie może zrozumieć samego siebie bez Chrystusa i dlatego musi sobie sam odpowiedzieć, lub raczej –ustawicznie odpowiadać na pytanie: Kim jest dla mnie Jezus Chrystus.

Prawdą jest, że człowiek jest miarą wszechświata - jak pokazuje nawet Kosmologiczna Zasada Antropiczna, ale też prawdą jest, że "miarą człowieczeństwa jest Chrystus". A o tym współczesny człowiek woli –w swej pysze- zapomnieć. I być może dlatego mimo tak wielu sukcesów i osiągnięć jest ustawicznie nieszczęśliwy, a nawet można by powiedzieć, że jest coraz bardziej nieszczęśliwy.

Kim jest dla mnie Jezus Chrystus?
Od odpowiedzi na to pytanie zależy i to - kim jestem ja sam?

I jeszcze te dwa niepokojące zdania na zakończenie dzisiejszej Ewangelii ... „ ... jeśli kto chce iść za Mną ... niech co dnia bierze krzyż” bardzo niepokojące zdania i bardzo niepopularna propozycja, szczególnie w naszych czasach. A jakby tego było mało to i groźba: „kto chce zachować swoje życie straci je ...”, a przecież dzisiaj robi się wszystko, aby życie za wszelką cenę zachować, przynajmniej tym wybranym.

Paradoksalnie, nie robi się tylko tego, co sam Chrystus zalecił: „kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa Jakież to niepopularne wśród naszych prominentów i nowobogackich? O ileż bardziej modne i „na topie” są wszystkie liftingi, operacje plastyczne, salony odnowy biologicznej, masaże, sauny i cały ten drogi, a bezskuteczny szpan ... I kiedy tak przyglądnąć się z boku temu „ruchowi w biznesie” i nabożnej wierze jego klientek i klientów, to można sobie zadać pytanie: kiedy ci ludzie zmądrzeją? Przecież kto chce zachować swoje życie za wszelką cenę ... ten je straci ... na bzdury! Czy oni tego naprawdę nie widzą?

Warto też być może przypomnieć, że przyjęcie Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela jest jednoznaczne z przyjęciem Jego Kościoła. Bóg nie chce nas zbawiać pojedynczo i indywidualnie i dlatego założył Kościół – Wspólnotę Ludu Bożego dążącego wspólnie do zbawienia. Jest jakimś głębokim nieporozumieniem uznawanie Chrystusa i jednoczesne odrzucanie Wspólnoty Kościoła.

myśli ...

Pan Bóg nie zawsze daje nam to, o co Go prosimy, ale zawsze daje nam to, co jest nam naprawdę potrzebne ....

21 czerwca 2007

bez pretensji …

Na blogu blog.wiara.pl/jotka znalazłem taki oto tekst. Mądre i pełne rozwagi słowa ...

Czytam kolejne teksty - diagnozy. Jak uwierzyć w Kościół, skoro instytucja zawodzi? Jak odklerykalizować Kościół? Jak upodmiotowić świeckich? Jak zobaczyć wspólnotę?

Przyznam, że te pytania są mi obce. Kościół to nie instytucja. W istocie - instytucja Kościoła jest mi kompletnie nieznana. Zaryzykuję nawet stwierdzenie - niepotrzebna. Nie mam żadnych oczekiwań od instytucji, rozumiem, że ona organizacyjnie jest konieczna i kropka. Podobnie jak konieczna jest administracja państwowa.

Kościół jest dla mnie miejscem spotkania z Bogiem. Miejsce to złe słowo - nie chodzi o budynek - ale nie znajduję innego. Kościół to Sakramenty, Kościół to Jezus Chrystus. Kościół to wspólnota w końcu - papież, biskupi, kapłani, osoby konsekrowane, świeccy. Nie piramida - rodzina. Może to lepsze określenie niż wspólnota - bo sugeruje pewną strukturę odpowiedzialności. Odpowiedzialności, nie władzy. Co ma w ogóle do tego instytucja?

Jak odklerykalizować Kościół i jak upodmiotowić świeckich. Może zmartwię zadających to pytanie…

Po pierwsze - kapłaństwo jest powołaniem szczególnym i nigdy szczególnym być nie przestanie. Ksiądz Twardowski pisał: Własnego kapłaństwa się boję, własnego kapłaństwa się lękam i przed kapłaństwem w proch padam i przed kapłaństwem klękam. To piękne i prawdziwe. Ale pozwolę sobie zauważyć - przed kapłaństwem, nie przed kapłanem.

Wyjątkowość powołania w żadnym wypadku jednak nie oznacza wyjątkowości kapłana jako człowieka, a oczekiwanie czegoś takiego jest tyleż nierealne co nieuczciwe. Obciążanie jakiegokolwiek człowieka wymaganiem, by był wyjątkowy, lepszy niż ja, jest nakładaniem mu ciężaru nie do uniesienia.

Mogę oczekiwać świętości, to prawda. W tym samym stopniu, w którym wymagam jej od siebie.

Po drugie - kapłan nie jest instytucją sakralno-pomocowo-poradniczą. To nie poradnia psychologiczna, punkt pomocy charytatywnej, źródło pewnych rozwiązań na moje życie, itd. To człowiek, który jest w stanie takiej pomocy udzielić o tyle, o ile chce i potrafi. I tak samo jak każdy inny ma prawo nie potrafić, nie mieć siły, odwagi czy zwyczajnie nie chcieć.

Po trzecie - upodmiotowienie świeckich. W moim najgłębszym przekonaniu nie da się kogoś upodmiotowić “na siłę”. Nie da się nikogo upodmiotowić odgórnie. Upodmiotowienie to uznanie samego siebie za podmiot, nie przedmiot. Upodmiotowienie to wzięcie odpowiedzialności. I podjęcie pracy na rzecz tego, za co jestem odpowiedzialna.

Zakres pracy jest olbrzymi - wystarczy się za nią wziąć. Nie potrzeba do tego zgód, zezwoleń i zaproszeń. Trzeba jedynie nastawienia: Tak, to jest mój dom. W moim domu trzeba wykonać - dla nas wszystkich - taką pracę. Ja mogę ją zacząć robić. I jeśli nie będzie tak, że mój wielki plan wymaga, żeby inni koniecznie się tego podjęli, to zapewne się uda. A jeśli mój wielki i dobry plan wymaga od innych zaangażowania i pracy, to muszę pamiętać, że to nie jest ich plan i mają prawo odmówić.

Z pewnością wielu ludzi świeckich jest głęboko zaangażowanych w działania na rzecz Kościoła. Często czują się traktowani przedmiotowo. Wydaje mi się, że najczęściej znaczy to: nas się nie słucha, nie mamy wpływu. Nie możemy przebić się przez instytucję. Rozumiem, to trudne.

Ale czy jest sens wściekać się na wiatr, że wieje? Albo na deszcz, że pada? Jeśli na coś nie mam wpływu, to nie mam. Mogę próbować go uzyskać. Mogę zastanowić się, skąd się biorą wątpliwości czy opór i skorygować swój plan tak, by je zmniejszyć. Mogę próbować rozmawiać. Mogę - to nie ostatnia opcja - modlić się o mądrość dla nas i dobre rozwiązania. O dobre, nie o moje. Nawet jeśli jestem przekonana, że między “moje” i “dobre” można postawić znak równości.

No i w końcu - jak zobaczyć wspólnotę. Też bym chciała… Ale wspólnoty się nie ogląda. Wspólnotę się buduje. Własnym wysiłkiem. Oglądać ją mogą jedynie Ci, którzy są na zewnątrz. O pierwszych chrześcijanach mówiono: “Patrzcie, jak oni się miłują”. Ale kto dostrzegał tę wspólnotę? Poganie. Osoby z zewnątrz. Wewnątrz były kłótnie i spory, ale była też jedność - wokół Chrystusa. Jedność, która wymagała wysiłku. Przebaczenia. Zrozumienia. Odpowiedzialności za drugiego…

Ze wspólnotą jest tak jak z miłością. Chcielibyśmy czuć, że jesteśmy kochani. Każdy by chciał. Ale ważniejsze jest to, byśmy kochali. I by inni czuli się kochani przez nas. A reszta…? Przyjdzie z czasem…

Tyle Autorka bloga blog.wiara.pl/jotka . Jak widać nie wszyscy są zgorzkniałymi i ustawicznie krytykującymi antyklerykałami.

20 czerwca 2007

czy religia jest siłą destruktywną?

To jest podtytuł artykułu „Rozum przegrywa, gdy gadają sami oświeceni” z Suddeutsche Zeitung umieszczonego na onecie.

Odpowiedź na to pytanie jest dosyć łatwa ... tak religia jest siłą destruktywną, szczególnie dla tych, którzy jej nienawidzą ..... I co ciekawe oni wydają się być „najlepszymi specjalistami od religii” i oni najlepiej wiedzą czym ona jest, jaka być powinna, a jaka nie. Pamiętam, że w szkole podstawowej nienawidziłem geografii i do dzisiaj została mi awersja do niej. Myślę, że zacznę zwalczać geografię i udowadniać, że jest ona wymysłem chorych umysłowo fundamentalistów, którzy uwzięli się żeby uprzykrzyć życie takich jak ja nastawionych negatywnie do geografii....

Bo przecież nie uwierzę, żeby ktoś, kto nie miał żadnych religijnych doświadczeń mógł coś sensownego na temat religii powiedzieć .... Jeśli ktoś chce się wypowiadać autorytatywnie na temat fizyki teoretycznej nikt nie potraktuje go poważnie jeśli nie wykaże się przynajmniej kilkoma doktoratami, jeśli ktoś „nie z branży” ośmieli się zabrać głos na temat współczesnych „osiągnięć” biologii molekularnej i manipulacji genetycznych zostanie natychmiast wyśmiany ... Ale jednocześnie na temat religii wypowiadają się najbardziej autorytatywnie raczej właśnie sami dyletanci i ateiści i oni wydają się być największymi –w tej dziedzinie- autorytetami. Przedziwne, nieprawdaż?

To tak, jakby ktoś, kto nigdy nie kochał chciał mówić na temat miłości .... No chyba, że w takim stylu

Na stronie: chemia miłości znajduje się takie oto wyjaśnienie miłości:

To co przez wieki było wielkim natchnieniem pisarzy, malarzy ,uczuciem, którego nikt nie jest w stanie ogarnąć i zrozumieć do końca, dziś być może nie jest już zagadką... Obecnie postęp naukowy zaszedł już tak daleko, iż pokusił się o wyjaśnienie ludzkości ,czym jest tak naprawdę miłość i jakie są jej przyczyny. A więc nie łudźmy się więcej- na kołatanie serca ,strojenie się przed wizytą ukochanego, blask oczu są już definicje. Miłość nie jest już czymś wyjątkowym, sprowadzona została do poziomu nauki(o zgrozo!).

Naukowcy odkryli, że gdy człowiek jest zakochany, gdy czuje, że go porywa, że gotów jest wzbić się w górę, to dlatego, ze go zalewa - niby powódź - substancja chemiczna, zwana fenyloetyloaminą. Fenyloetyloamina jest jednym z elementów tzw. chemii miłości. Według Gerharda Crombacha miłość to C8-H11-N czyli fenyloetyloamina. Związek ten, zwany popularnie narkotykiem miłości produkowany jest w hipotalamusie (część międzymózgowia). Proces zakochania zachodzi generalnie w 3 etapach:

1. Oczy zbierają informacje o wzroście, figurze, kolorze włosów i oczu, odzieży i szczegółach twarzy. Następnie z prędkością 432 km/h sygnały docierają do mózgu. Jednocześnie ucho wyławia barwę głosu i śmiechu a nos rejestruje feromony.

2. Sortowanie danych i porównywanie z przechowywanymi wzorcami doznań pozytywnych i negatywnych. Jeżeli wykryty został sygnał negatywny - proces ulega zamrożeniu, jeżeli pozytywny - mózg przechodzi do fazy 3.

3. Podczas wykrycia sygnałów pozytywnych hipotalamus zaczyna produkować fenyloetyloaminę. Początek tego procesu występuje zwykle ok. 4 sekundy. W tym czasie uderzenia serca zwiększyły się ok. 50%, automatycznie oddech staje się szybszy, dodatkowo u kobiet oczy zaczynają błyszczeć;-)

Ponieważ fenyloetyloamina występuje w czekoladzie (również w serach oraz w wodzie różanej) może być również odpowiedzialna za uzależnienie się od tego przysmaku. To ta substancja może wywołać przyspieszone bicie serca, brak tchu, ściskanie w dołku, czyli najzupełniej fizyczne, objawy zakochania. Ten stan wielu nazwałoby euforią lecz niestety i tutaj naukowcy rzucają nazwami chemicznymi...

Otóż za ów stan odpowiadają tzw.,,kuzynki” amfetaminy: norephetamina i dopomina. To one właśnie sprawiają, że ogarnia nas niesamowite poczucie szczęścia. Stajemy się nieczuli na różnego rodzaju bodźce takie jak zimno, ból, głód. Nasza wzmożoność fizyczna znacznie się podnosi, wola walki o ukochaną osobę i wiara we własne możliwości również.

Za stany te odpowiadają także fermony. Jeżeli mężczyzna i kobieta spotykają się po raz pierwszy i stoją blisko siebie, bezwiednie wymieniają się feromonami. Nazwa "feromony" pochodzi z połączenia greckich słów pherein (przekazywać) i hormon (pobudzać). Feromony są sposobem przekazywania informacji, którymi posługuje się większość żywych organizmów. Ich wykrywanie jest niezmiernie trudne z uwagi na niskie stężenie i brak specjalnych testów potwierdzających ich faktyczne istnienie i działanie. To właśnie im zawdzięczamy ponoć zawiązywanie związków. I to one ponoszą odpowiedzialność za nasze miłosne wybory.

Po pewnym czasie jednak to gwałtowne i namiętne uczucie mija. Organizm wytwarza hormon- endorfinę, która ma działanie podobne do morfiny- koi emocje, łagodzi ból, zmniejsza napięcie. Substancje te są syntetyzowane tylko w obecności partnera i dają poczucie bezpieczeństwa, stabilizacji i życiowego optymizmu. Dzięki tej substancji ludzie mogą przetrwać w związkach małżeńskich wiele lat.

Bardzo pięknie nauka nam to wyjaśnia ale czy rzeczywiście jest w stanie ogarnąć każdy aspekt miłości? Czy możemy być pewni, że to gorące, wyjątkowe uczucie można traktować tak schematycznie? Niestety nie mogłam nigdzie doszukać się odpowiedniego zapisu reakcji tych zjawisk ani wartościowości jaką przyjmuje miłość....


Jest to zarazem przyczynek do mojego postu: dlaczego nie należy dyskutować ze ślepymi o kolorach?

Sprowadzanie miłości do fermonów jest jak sprowadzanie religii do reakcji neurologicznych w mózgu. Świat jest o wiele bogatszy niż się naukowcom może się przyśnić.

zło – byt czy brak w bycie?

Okazuje się więc jednak, że zło nie jest bytem, ale raczej jego brakiem, jego zaprzeczeniem, jego zniszczeniem i jako takie na pewno nie zostało stworzone przez Boga. I Bóg, jako Stwórca wszechrzeczy, rzeczywiście stworzył WSZYSTKO co istnieje, ale nie stworzył zła, bo zła stworzyć nie można, bo zło pojawia się tam gdzie niszczone i negowane jest dobro. Jedynym więc „stwórcą” zła jest człowiek, który nie chce zaakceptować dobra, który temu dobru się sprzeciwia, dobro lekceważy lub neguje ... (lub Zły – osobowy byt sprzeciwiający się Bogu).

Bóg niszczący to, co sam stworzył, a więc niszczący dobro, którego jest ostatecznym źródłem, lub „stwarzający zło” byłby sprzeczny sam w sobie, nie byłby Bogiem.

I piękne jest porównanie Einsteina. Ciemność jako taka nie istnieje. Ciemność jest brakiem światła. Zimno jako takie nie istnieje, zimno jest brakiem ciepła ... A więc i „Evil is simply the absence of God” – zło jest brakiem Boga ....

Dlatego wiec wypowiedź dyskutanta (a może raczej dyletanta) ze wspomnianego forum:
Wybiegi w rodzaju “zło nie jest bytem” są dość żałosne- dobro też nim nie jest, przyjmując że mówimy o bytach esencjalnych, natomiast jeśli mówimy o egzystencjalnych to i jedno i drugie bytem jest.” – jest po prostu nieprawdziwa.

Dobro bowiem i jako byt esencjalny i jako byt egzystencjalny istnieje, zgodnie z tomaszową zasadą : „Bonum et verum et esse convertuntur”. Zło natomiast nie istnieje jako byt esencjalny, (poza oczywiście Złym, który jest bytem osobowym), a egzystencjalnie traktowane zło jest właśnie uszczupleniem, zanegowaniem egzystencji dobra.

A swoją drogą to szkoda, że tak podstawowa prawda jest tak bardzo przeinaczana i negowana.

19 czerwca 2007

odwieczny problem ...

Niby logiczne rozumowanie podane na jednym z forów

1. Bóg jest wszechmocny
2. Bóg jest dobrem i tylko dobrem
3. Istoty dobre starają się w miarę swoich możliwości eliminować zło
4. Nie ma rzeczy niemożliwej dla istoty która jest wszechmocna więc:
5. Istota wszechmocna może całkowicie wyeliminować zło
6. Dobra istota która jest wszechmocna wyeliminowałaby zło całkowicie (na miarę swoich nieskończonych możliwości)
7. Skoro tak to istnienie zła zaprzecza istnieniu nieskończenie dobrej i wszechmocnej istoty

Możemy dodać - skoro bóg jest stwórcą wszechrzeczy to stworzył również zło. Skoro tak- to jak może być dobrem i tylko dobrem ?

Jak pisze dalej autor postu:

Wnioskowanie to było i nadal jest jednym z poważniejszych problemów dla teologów chrześcijaństwa i doprowadziło do zmian w koncepcjach kilku jego odłamów. Jeśli jesteś w stanie je obalić- naprawdę będę szczerze zobowiązany, większość osiwiałych od myślenia głów po religijnej stronie barykady nie mogąc tego zrobić odwołało się do starego hasła będącego de facto przyznaniem się do kapitulacji intelektualnej - "to niezbadana tajemnica". Ta odpowiedź pojawia się nieodmiennie kiedy nie da się obalić argumentacji przeciwnika (bo przyznać mu racji nie wolno- byłoby to zaparciem się). Nie inaczej jest i w przykładzie który podałeś, z dodaną na osłodę delikatną próbą odwiedzenia duszyczek od nadmiernego obciążania sobie głów myśleniem na zakończenie "A może lepiej -zamiast zastanawiać się nad pochodzeniem, przyczynami i źródłami zła- będzie tego zła unikać i nie popełniać." Pewnie lepiej a na pewno bezpieczniej dla doktryny. Po co ktoś ma zadawać niewygodne pytania.

Jeśli zło (brak, niedoskonałość) jest- jak pisze autor tekstu- wynikiem woli stworzeń to kto obdarzył je taką wolą ? Wybiegi w rodzaju "zło nie jest bytem" są dość żałosne- dobro tez nim nie jest, przyjmując że mówimy o bytach esencjalnych, natomiast jeśli mówimy o egzystencjalnych to i jedno i drugie bytem jest.

Wracamy do początku- skoro bóg, jako stwórca wszechrzeczy, stworzył WSZYSTKO, to będąc wszechwiedzącym i doskonałym znał wszystkie możliwe konsekwencje stworzenia i był w stanie stworzyć doskonały świat- mimo to zło- jako byt- istnieje na świecie. Co jeszcze zabawniejsze- jeśli bóg jest wszechwiedzący to znał nie tylko konsekwencje pojawienia się zła ale też i zna rezultaty działań wszystkich stworzeń które pojawią się na ziemi na długo przed ich powstaniem. Skoro tak, to nie ma mowy o "wolności" czy wolnej woli (co zresztą zauważyli skrajni kalwiniści, mówiąc że wszystko zostało zdeterminowane) a "karanie" stworzonych przez siebie ułomnych istot za to że są ułomne (mimo że takimi się je stworzyło, jak rozumiem celowo i już w momencie stworzenia znało się ich przyszłe losy) w tym przypadku przypominałoby walenie się młotkiem w kolano i obwinianie młotka o to że boli.

Odpowiedź ....

Does evil exist? The university professor challenged his students with this question.

Did God create everything that exists?
A student bravely replied, "Yes, He did!"
"God created everything?" the professor asked.
"Yes, Sir," the student replied.

The professor answered, "If God created everything, then He also created evil since evil exists, and according to the principle that our works define who we are, then God is evil."

The student became quiet before such an answer.
The professor was quite pleased with himself and boasted to the students that he had proven once more that the Christian faith was a myth.

Another student raised his hand and said, "Can I ask you a question, professor?"

"Of course," replied the professor.

The student stood up and asked, "Professor, does cold exist?"

"What kind of question is this? Of course it exists. Have you never been cold?" remarked the professor.

The young man replied, "In fact sir, cold does not exist. According to the law of physics what we consider cold is in reality the absence of heat. Everybody or object is susceptible to study when it has or transmits energy, and heat is what makes a body or matter transmit energy. Absolute zero (-460 degrees F) is the total absence of heat; all matter becomes inert and incapable of reaction at that temperature. Cold does not exist. We have created this word to describe how we feel if we have no heat.

The student continued. "Professor, does darkness exist?"

The professor responded, "Of course it does!"

The student replied, "Once again you are wrong sir, darkness does not exist either. Darkness is in reality the absence of light. Light we can study, but not darkness. In fact, we can use Newton's prism to break white light into many colours and study the various wavelengths of each colour. You cannot measure darkness. A simple ray of light can break into a world of darkness and illuminate it. How can you know how dark a certain space is? You measure the amount of light present. Isn't this correct? Darkness is a term used by man to describe what happens when there is no light present."

Finally the young man asked the professor, "Sir, does evil exist?"

Now uncertain, the professor responded, "Of course as I have already said. We see it every day. It is in the daily examples of man's inhumanity to man. It is in the multitude of crime and violence everywhere in the world. These manifestations are nothing else but evil!"

To this the student replied, "Evil does not exist sir, or at least it does not exist unto itself. Evil is simply the absence of God. It is just like darkness and cold, a word that man has created to describe the absence of God.. God did not create evil. Evil is not like faith, or love that exists just as does light and heat. Evil is the result of what happens when man does not have God's love present in his heart. It's like the cold that comes when there is no heat or the darkness that comes when there is no light."

The professor sat down.

The young man's name - - - Albert Einstein

I moje rozważanie na ten temat zamieszczone na www.kazania.org

cz. VI Co to jest zło? - Metafizyczny brak ?

problemy metafizyczne, dotykają najgłębszych warstw naszego istnienia, naszej egzystencji, naszego życia Są to problemy z którymi borykamy się na co dzień, z którymi niejednokrotnie nie umiemy sobie poradzić Problemy sensu życia, jego znaczenia i wartości, jego początku i końca, problemy bólu, cierpienia, choroby, śmierci czy tajemniczej obecności zła. Zło bowiem – pod wieloma postaciami – (jako zło moralne, fizyczne, metafizyczne) jest obecne w naszym codziennym życiu. Nie potrafimy go zrozumieć, borykamy się z nim, walczymy, czasami przegrywamy. Teologia określa tę bolesną i wielowymiarową rzeczywistość mianem: „misetrium iniquitatis” – tajemnica nieprawości. Bo jest to rzeczywiście tajemnica, którą trudno pojąć, trudno zrozumieć. Jest to rzeczywistość tajemnicza i napawająca lękiem, a zarazem tak bardzo pociągająca, przedstawiająca się nieraz pod postacią bardzo kuszących i pięknych masek. Poddani wpływom zła często nie umiemy się przed nim obronić, ulegamy mu, kapitulujemy. Skąd ono się bierze? Na czym ono polega? Jakie są jego źródła? Dlaczego tak bardzo nas atakuje? Jak się przed nim chronić? Pytania te obecne w życiu każdego z nas domagają się przynajmniej werbalizacji, jasnego postawienia, nawet jeśli trudno lub prawie niemożliwym jest znaleźć na nie odpowiedź. Musimy być świadomi istnienia tej tajemniczej rzeczywistości. Nie wolno jej negować, ani lekceważyć, bo wtedy właśnie zło jest najsilniejsze, kiedy lekceważymy jego potęgę.

Jeśli Bóg jest Dobrem Najwyższym, Bytem Wszechmocnym, Nieskończenie Mądrym i Sprawiedliwym i stworzył świat dobrym (a czytamy o tym w księdze Rodzaju: „I widział Bóg, że wszystko co stworzył było bardzo dobre”. [Rdz 1,21]), to skąd wzięło się na tym świecie zło? David Hume, osiemnastowieczny filozof szkocki, postawił sprawę jeszcze ostrzej: „Jeśli Bóg chce ustrzec nas przed złem i nie może, to znaczy, że nie jest Wszechmocny. Jeśli może i nie chce, to znaczy, że nie jest Dobry. A jeśli chce i może, to dlaczego i skąd jest zło?”

Starożytna religia perska (VII wiek przed Chrystusem), założona przez proroka Zoroastrę rozwiązywała ten problem przez uznanie istnienia dwóch bóstw. Jedno z nich Ahura Mazda – Pan Mądrości, symbolizowane przez ogień, (a czczone przez króla perskiego Dariusza I) jest bóstwem pozytywnym, stwórcą dobra i władcą świata. Walczy on i ustawicznie przeciwstawia się Angra Mainyu – Ahrymanowi, demonowi zła i zniszczenia, którego celem jest niszczenie tego, co Ahura Mazda stwarza. Tak więc w religii perskiej (obecnej do dzisiaj w niektórych rejonach Indii) mamy dwa paralelne bóstwa: Ahurę, który jest bogiem dobra i Ahrymana, który jest bogiem zła i zniszczenia, który jest źródłem zła, bo sam wybrał zło i kłamstwo, sam po stronie zła się opowiedział.

W podobny zresztą sposób tłumaczą istnienie zła wszystkie inne dualistyczne systemy religijne, jak np. Maniheizm założony (w II wieku przed Chrystusem) przez Maniego. Według tych systemów istnieją dwa fundamentalne byty czy też pierwiastki. Jeden z nich dobry, duchowy, oddany prawdzie i stwarzający, i drugi materialny, zły, destrukcyjny, świadomie niszczący wszystko i sprzeciwiający się dobru. Sam św. Augustyn (IV wiek po Chrystusie) początkowo akceptował dualistyczną teologię manicheizmu. Po nawróceniu jednak na chrześcijaństwo uznał istnienie tylko jednego, Wszechmogącego Boga, Stwórcy wszystkiego. Bóg nie stworzył zła (według św. Augustyna). Zło nie jest bytem, ale brakiem w bycie, lub brakiem należnego dobra, jest prywacją, uszczupleniem, zniszczeniem tego co dobre. Dlatego łacińska definicja zła, podawana w podręcznikach filozofii brzmi bardzo klarownie: „malum est privatio bonum” – zło jest brakiem, prywacją dobra. Jest ono wynikiem możliwości umniejszenia w dobru, która została przyznana stworzeniu wraz z obdarowaniem tegoż stworzenia wolnością. Zło jest odwróceniem się od dobra, jego zanegowaniem, odrzuceniem i pomniejszeniem, spowodowanym wolną wolą stworzeń takich jak, aniołowie i człowiek. Zło –można by i tak powiedzieć- jest dziurą w bycie, jest brakiem, spowodowanym przez sam byt, poddany złu. Najczęściej też zwraca się ono przeciwko bytowi, który je spowodował, bo zło „jest” niebytem, zaprzeczeniem bytu, jego zniszczeniem. Napisałem słowo jest w cudzysłowie, bo zło nie jest jak byt jest. Istnieje przecież tylko to co pozytywne. To co jest brakiem, nie istnieje. Weźmy np. parę spodni, albo stół. Te byty istnieją pozytywnie. Ale jeśli w spodniach wydrzemy dziurę, albo w stole złamiemy nogę, to „stworzyliśmy zło”, zniszczyliśmy dobro, które istniało pozytywnie. Zło więc o tyle jest, że jest ono brakiem należnego dobra. Tak jak kłamstwo jest brakiem należnej prawdy, jak choroba jest brakiem należnego zdrowia, jak nieszczęście brakiem należnego szczęścia. Bóg więc zła nie stworzył (ani cierpienia, ani choroby, ani śmierci), ale z konieczności (niejako wbrew sobie samemu i swojej naturze) dopuszcza je, pozwala na to aby Jego dobre dzieła były niszczone, aby zachować najpiękniejszy dar, jakim obdarował swoje stworzenia – wolność. Bóg zła nie stworzył, bo zło nie może być stworzone. Zło zawsze jest zniszczeniem i dewastacją, zawsze jest uszczupleniem i negacją dobra, a więc jest przeciwieństwem stworzenia. Dlatego też w filozofii św. Tomasza istnieje utożsamienie bytu, dobra, jedności, prawdy i piękna,: „Esse, et bonum, et unum, et verum, et pulchrum convertuntur”. Zło nie jest bytem, nie jest pięknem, nie jest jednością, nie jest prawdą. Zło nie jest (!), bo jest brakiem, jest zaprzeczeniem bytu.

Nie można więc za istnienie zła winić Boga, Który z natury jest dobry i ku dobru działa, bo tylko tak działać może (inaczej nie byłby Bogiem). Źródłem zła jest jedynie wolna wola stworzeń i dlatego nawet Bóg jest niejako „zmuszony złu się poddać”. Przykładem tego „poddania się Boga” sile i potędze zła, jest męka i śmierć Chrystusa na krzyżu. Destrukcyjna siła zła widoczna jest także w tym, że nie tylko niszczy ono człowieka, ale także wpływa niszczycielsko na samą naturę, na cały otaczający świat, na całe Boże stworzenie. „Stworzenie bowiem zostało poddane marności, nie z własnej chęci, (…) w nadziei, że i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych” (Rz 8,20). Nie trzeba daleko szukać. Wystarczy zobaczyć jak bardzo człowiek zniszczył już naturę, przez swoją niefrasobliwość, chciwość, egoizm i pychę.

Bardzo pouczające są w tym względzie teologiczne rozważania zawarte w Księdze Rodzaju. Warto przeczytać i przemedytować ten fragment, w którym autor biblijny opowiada o grzechu pierworodnym. (Rdz 3,1-24) O tym w jaki sposób zło pojawiło się na świecie i ostatecznie jak zdominowało, jak zapanowało nad światem? Warto też zajrzeć do Księgi Hioba, gdzie problem zła tak mocno jest postawiony. Tam znajdziemy słowa o niezbadanych wyrokach Bożych o tym, że mądrość Boża, ostatecznie jest niezrozumiała. O tym, że nasze widzenie świata i zła w nim obecnego jest tylko częściowe i ograniczone czasowością. A Bóg istniejący poza czasem i poza przestrzenią dopuszczając zło ma na celu i potrafi zeń wyprowadzić dobro. Bo to On jest Dobrem samym w sobie, Stwórca i Kreatorem, Władcą czasu i bytu.

Ale również do św. Pawła, który w liście do Rzymian pisze wstrząsające słowa:

„Wiemy przecież, że Prawo jest duchowe. A ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, to tym samym przyznaję Prawu, że jest dobre. A zatem już nie ja to czynię, ale mieszkający we mnie grzech. Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego!” Rz 7,14 – 24)

A może lepiej -zamiast zastanawiać się nad pochodzeniem, przyczynami i źródłami zła- będzie tego zła unikać i nie popełniać. Może lepiej będzie zwrócić się ku dobru, ku jego pomnożeniu, ku jego powiększeniu. Bo zło rozmnaża się samo. Jest jak rak, który raz zaszczepiony namnaża się i potęguje niszcząc to co dobre. Może zamiast niszczyć lepiej stwarzać? Twórzmy wokół nas cywilizację dobra!

myśli ...

Wy katolicy, zarzucają mi przyjaciele wolnomyśliciele, jesteście zamknięci w klatce katolicyzmu. A ja odpowiadam, że to prawda: katolik jest więźniem swego Kościoła, tak jak ptak jest więźniem nieba
J. Green

17 czerwca 2007

tolerancja po muzułmańsku ...

Islamscy fundamentaliści dążą do zamknięcia w indonezyjskiej prowincji Wschodnia Jawa chrześcijańskich miejsc kultu.

Władze nie pozwalają tam na budowanie kościołów, wierni zbierają się więc na modlitwie w domach. To nie podoba się muzułmanom, którzy manifestowali ostatnio w mieście Bandung domagając się jak stwierdzili „zamknięcia nielegalnych miejsc kultu”. W demonstracji wzięło udział ok. 150 fundamentalistów. Zagrozili oni chrześcijanom, że jeśli dobrowolnie nie przestaną się zbierać w domach na modlitwie, siłą zniszczą budynki wykorzystywane do spotkań modlitewnych. Za pogróżkami stoją dwa fundamentalistyczne ugrupowania: Muzułmański Ruch Meczetów i Ruch Przeciwko Apostazji. Od ponad dwóch lat podejmują one akcje wymierzone w chrześcijan, których niejednokrotnie oskarżają o bluźnierstwo przeciwko islamowi, za co we Wschodniej Jawie grozi kara śmierci.

czytaj dalej : www.wiara.pl

16 czerwca 2007

poznajcie prawdę

Ej specjaliści od opluwania Kościoła .... poczytajcie coś więcej niż dawne komunistyczne i partyjniackie świerszczyki

Thomas Woods, Jak Kościół Katolicki zbudował cywilizację zachodnią?

CZYWIESZŻEZANIMBENEDYKTYŃSCYMNISIKOPIŚCIWYMYŚLILIMAŁELITE
RYSPACJEMIĘDZYWYRAZAMIIINTERPUNKCJĘPISANOWŁAŚNIEWTENSPOSÓB
Czy wiesz że zanim benedyktyńscy mnisi-kopiści wymyślili małe litery, spacje między wyrazami i interpunkcję pisano właśnie w ten sposób?

To dopiero około IV – V wieku po Chrystusie, za czasów tzw. „renesansu Karolińskiego”, w katolickich klasztorach wprowadzono małe litery i sukcesywnie różnego rodzaju znaki przestankowe, spacje i interpunkcję dla ułatwienia czytania tekstu.

Czy wiesz, że uniwersytety Europejskie zawdzięczają swoje powstanie i świetlany rozwój Kościołowi Katolickiemu i papieżom, którzy byli sponsorami i obrońcami uniwersytetów w takich miastach jak Paryż, Bolonia, Padwa, Oxford, Rzym i wiele innych?

Czy wiesz, że w opactwie Riveaulx w North Yorkshire w Anglii już w XVI wieku znane były piece hutnicze do wytopu żelaza o większej czystości i lepszej jakości niż w wielu XIX i XX wiecznych hutach? Opactwo zostało skonfiskowane i zniszczone w 1530 roku przez króla Henryka VIII.

Czy wiesz, że pierwszym, który opisał i udokumentował rysunkami geometrię i fizykę obiektów latających był ksiądz Francesko Lana-Terzi, Jezuita żyjący w połowie XVII wieku. Jego książka „Prodromo alla Arte Maestra” była przez ponad dwa stulecia jedynym podręcznikiem budowy maszyn latających.

Czy wiesz, że pierwsze szpitale, ochronki, sierocińce, gospody i zajazdy zakładane były przez mnichów i zakonnice dla służenia pomocą podróżującym, zaginionym w lasach, poszkodowanym i chorym?

Czy wiesz, że pierwsze publiczne szkoły były dostępne już w XI wieku przy parafiach, gdzie udzielano lekcji za darmo?

Czy wiesz, że największe zasługi dla rolnictwa w Europie położyli mnisi cysterscy i benedyktyńscy, którzy uczyli rolnictwa, sadownictwa, ogrodnictwa, wykorzystania rzek i strumieni do prac nie tylko nawadniających, ale i do rzemiosła.

Dlaczego współczesna nauka narodziła się właśnie w Kościele katolickim? W jaki sposób katoliccy duchowni opracowali ideę gospodarki wolnorynkowej setki lat przed narodzinami Adama Smitha? Jak to się stało, że Kościół katolicki wymyślił uniwersytet? Dlaczego to, co wiemy o sprawie Galileusza, jest nieprawdą? Jak Kościół humanizuje Zachód wciąż podkreślając świętość ludzkiego życia? Żadna instytucja nie zrobiła tak wiele na rzecz kształtowania zachodniej cywilizacji, jak przez dwa tysiące lat czynił to Kościół katolicki.

Zachodnia cywilizacja ofiaruje nam cuda współczesnej nauki, bogactwa gospodarki wolnorynkowej, bezpieczeństwo płynące z przepisów prawa, wyjątkowe wyczulenie na prawa człowieka i jego wolność, dobroczynność postrzeganą jako cnota, wspaniałą sztukę i muzykę, filozofię zakorzenioną w rozumowym myśleniu i wiele innych rzeczy, które uważamy za zupełnie naturalne i oczywiste dla cywilizacji będącej najbogatszą i najpotężniejszą w dziejach ludzkości. Jakie jest prawdziwe źródło tych darów?

Autor bestsellerów, profesor Thomas E. Woods, wskazuje na zapomnianą już odpowiedź: Kościół Katolicki.

Książka ta otworzy Ci oczy na rzekome zacofanie Kościoła, na jego rzekomą ciemnotę w wiekach średnich, na jego rzekomą chciwość i bogactwo, na rzekomy brak postępu i zdementuje wszystkie bzdury i nieprawdziwe zarzuty wobec instytucji, która wniosła największy wkład w rozwój całej zachodniej cywilizacji. Przeczytaj „Jak Kościół Katolicki zbudował cywilizację zachodnią?” i nie daj się mamić wrogiej kościołowi propagandzie, której źródłem jest oświeceniowa myśl rewolucji francuskiej, która –nawiasem mówiąc- przyczyniła się we Francji do znacznego zniszczenia osiągnięć i sukcesów cywilizacji chrześcijańskiej.

Co mądrzejsi i bardziej krytyczni Francuzi mówią wprost, że francuska rewolucja była raczej katastrofą niż osiągnięciem i że ani Francja, ani Europa nigdy już nie odrobią strat kulturowych i cywilizacyjnych spowodowanych przez tę „wielką” rewolucję. A cóż powiedzieć o „wspaniałych osiągnięciach” innych podobnych rewolucji? Wszystkie owe rewolucje w imię człowieka i wolności rewolucyjnie i brutalnie niszczyły to, co Kościół Katolicki budował wiekami w sposób ewolucyjny. Warto sobie zadać pytanie, kto naprawdę jest największym budowniczym, a kto jest prawdziwym niszczycielem?

15 czerwca 2007

XI Niedziela w ciągu roku – C

2Sm 12,1.7-10.13

Pan posłał do Dawida proroka Natana. Ten przybył do niego i powiedział: W pewnym mieście było dwóch ludzi, jeden był bogaczem, a drugi biedakiem. Natan oświadczył Dawidowi: Ty jesteś tym człowiekiem. To mówi Pan, Bóg Izraela: Ja namaściłem cię na króla nad Izraelem. Ja uwolniłem cię z rąk Saula. Dałem ci dom twojego pana, a żony twego pana na twoje łono, oddałem ci dom Izraela i Judy, a gdyby i tego było za mało, dodałbym ci jeszcze więcej. Czemu zlekceważyłeś słowo Pana, popełniając to, co złe w Jego oczach? Zabiłeś mieczem Chetytę Uriasza, a jego żonę wziąłeś sobie za małżonkę. Zamordowałeś go mieczem Ammonitów. Dlatego właśnie miecz nie oddali się od domu twojego na wieki, albowiem Mnie zlekceważyłeś, a żonę Uriasza Chetyty wziąłeś sobie za małżonkę. Dawid rzekł do Natana: Zgrzeszyłem wobec Pana. Natan odrzekł Dawidowi: Pan odpuszcza ci też twój grzech - nie umrzesz.

Gal 2,16.19-21

A jednak przeświadczeni, że człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków, lecz jedynie przez wiarę w Jezusa Chrystusa, my właśnie uwierzyliśmy w Chrystusa Jezusa, by osiągnąć usprawiedliwienie z wiary w Chrystusa, a nie przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków, jako że przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków nikt nie osiągnie usprawiedliwienia. Tymczasem ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. Nie mogę odrzucić łaski danej przez Boga. Jeżeli zaś usprawiedliwienie dokonuje się przez Prawo, to Chrystus umarł na darmo.

Łk 7,36 - 8:3

Jeden z faryzeuszów zaprosił Go do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą. Na to Jezus rzekł do niego: Szymonie, mam ci coś powiedzieć. On rzekł: Powiedz, Nauczycielu! Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował? Szymon odpowiedział: Sądzę, że ten, któremu więcej darował. On mu rzekł: Słusznie osądziłeś. Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje. Do niej zaś rzekł: Twoje grzechy są odpuszczone. Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza? On zaś rzekł do kobiety: Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju! Następnie wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia.

Odpuszczone są jej liczne grzechy ...

Ileż to razy w naszym życiu gorszyliśmy się tak, jak faryzeusze w dzisiejszej Ewangelii? "Taki zły człowiek, a Bóg mu błogosławi !?!?!?" Dlaczego mnie Bóg nie wysłuchuje, dlaczego ja stale jestem na przegranych pozycjach, dlaczego Bóg "zadaje się z grzesznikami"? Można by mnożyć tego rodzaju "zgorszenia". "Biada gorszycielom!" Ale czasami chciałoby się powiedzieć także "Biada gorszącym się!" Ileż w takich zgorszeniach obłudy i fałszu, ileż zazdrości i zawiści, ileż pychy i zadufania? I to właśnie wyrzuca Jezus faryzeuszom. Bo On widzi głębiej niż ludzkie oczy, bo On "przyszedł do chorych i do grzeszników, a nie do tych, którzy się dobrze mają".

I znowu, Bóg-Jezus Chrystus, pochylający się nad ludzką niedolą i ludzką słabością. Nie pochwalający jej i nie akceptujący ludzkich grzechów, ale widzący w człowieku dobro i jego chęć, pragnienie powstania i zmiany. Jawnogrzesznica z dzisiejszej Ewangelii została pochwalona nie za popełnione grzechy, ale za pokorne uznanie swoich słabości i wyznanie swoich grzechów, za chęć zmiany życia, za pragnienie nawrócenia. A to jest to podstawowy i nieodzowny warunek Łaski.

Jak mówi Papież w swojej książce "Przekroczyć próg nadziei":

Pokazać komuś rzeczywistość grzechu, jego błąd, nie jest wcale równoznaczne z potępieniem go. Pokazanie komuś jego grzechu sprowadza się raczej wprost przeciwnie, do stworzenia warunków nawrócenia. Pierwszym bowiem warunkiem nawrócenia jest dla człowieka uświadomienie sobie własnej słabości i grzeszności (...) a następnie uznanie tego przed Bogiem, który ze swej strony nie oczekuje niczego więcej jak właśnie tego rozpoznania ludzkiej grzeszności, aby człowieka zbawić. A człowiek ze swej strony nie uczy się inaczej, jak właśnie przez takie rozpoznanie i przyznanie się do swoich błędów”.

I to właśnie dokonało się w jawnogrzesznicy z dzisiejszej Ewangelii, ale jakoś nie mogło się przebić, nie mogło się dokonać w sercach gorszących się faryzeuszy. Czy we mnie -przy całej moje świętości- nie ma właśnie tego, faryzejskiego zdziwienia i zgorszenia, zazdrości i pogardy?

Czy ja -czasami- gorsząc się nie jestem podobny do nich?

bezczelność człowieka ...

Jednym z największych grzechów współczesności jest poprawianie Boga i re-definiowanie świata oraz jego podstawowych instytucji jak małżeństwo, miłość, rodzina i kategorii jak dobro i zło tak, aby przystawały one do naszych wyobrażeń i przekonań. A co nam się nie podoba lub nie odpowiada moim „widzimisię”, to odrzucam, jako niepostępowe, niemodne, zacofane, konserwatywne, nieludzkie.

I nikt mną nie będzie rządził, ani mi mówił, co jest dobre a co złe. Ja wiem lepiej.

Krótko acz dosadnie można by powiedzieć: „ludziom się w głowach poprzewracało”, bo oto garnek mówi do garncarza: „ja wiem lepiej jak się lepi garnki”.

„O co za przewrotność! Czyż może być garncarz na równi z gliną stawiany? Czyż może mówić dzieło o swym twórcy: Nie uczynił mnie, i garnek rzec o tym, co go ulepił: Nie ma rozumu?” (Iz 29:16)

Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa – rok C

Ez 34,11-16

Albowiem tak mówi Pan Bóg: Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę. Jak pasterz dokonuje przeglądu swojej trzody, wtedy gdy znajdzie się wśród rozproszonych owiec, tak Ja dokonam przeglądu moich owiec i uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne.
Wyprowadzę je spomiędzy narodów i zgromadzę je z krajów, sprowadzę je z powrotem do ich ziemi i paść je będę na górach izraelskich, w dolinach i we wszystkich zamieszkałych miejscach kraju. Na dobrym pastwisku będę je pasł, na wyżynach Izraela ma być ich pastwisko. Wtedy będą one leżały na dobrym pastwisku, na tłustym pastwisku paść się będą na górach izraelskich. Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko - wyrocznia Pana Boga. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie.

Rz 5,5-11

A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany. Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy [jeszcze] byli bezsilni. A [nawet] za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami. Tym bardziej więc będziemy przez Niego zachowani od karzącego gniewu, gdy teraz przez krew Jego zostaliśmy usprawiedliwieni. Jeżeli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bardziej, będąc już pojednani, dostąpimy zbawienia przez Jego życie. I nie tylko to - ale i chlubić się możemy w Bogu przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego teraz uzyskaliśmy pojednanie.

Łk 15,3-7

Opowiedział im wtedy następującą przypowieść:
Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła.
Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.

Radość z nawróconego grzesznika

Przypowieść o zagubionej owcy jest tylko jedną z wielu przypowieści u św. Łukasza, mówiących o Miłosierdziu Bożym i nawróceniu człowieka. Uzdrowienie sługi setnika z Kafarnaum, opowieść o nawróconej grzesznicy (z ostatniej niedzieli), przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, a wreszcie przepiękna i wzruszająca przypowieść o synu marnotrawnym i wiele innych przypowieści przedstawionych przez Łukasza, to wszystko ma nam pokazać dwie podstawowe prawdy;

- z jednej strony - nieskończone Miłosierdzie Boże,
który nie chce śmierci grzesznika, ale aby się nawrócił i żył,

- a z drugiej strony - prawdę o konieczności nawrócenia, o konieczności rozpoznania swojego stanu.

Jak mówi św. Paweł Apostoł w dzisiejszym drugim czytaniu: "Bóg okazuje nam swoją Miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami". Nie jest łatwo przyznać się do swoich grzechów. Nie jest łatwo uznać, że jest się słabym i ułomnym, że jest się grzesznikiem. Nie jest łatwo uderzyć się we własną pierś ze słowami "mea culpa". O ileż łatwiej -dla odwrócenia uwagi od siebie- wytykać i pokazywać grzechy innych? O ileż łatwiej spowiadać się z "cudzych grzechów" i napiętnować cudze pomyłki i błędy?

Miłosierdzie Boże -mimo że nieskończone- jest jednak bezsilne wobec takiej postawy.

Słyszałem kiedyś bardzo wstrząsające rozumowanie - rozważanie:

Bóg jest nieskończenie Miłosierny, nieskończenie Mądry i Wszechmogący. Ale to wszystko jest bezużyteczne i bezsilne wobec trzech ludzkich nieskończoności: nieskończonej ludzkiej pychy, głupoty i zatwardziałości ludzkiego serca

Jezu cichy i pokornego Serca uczyń serca nasze według Serca Twego.

14 czerwca 2007

myśli ...

Oko często widzi dobrze Boga jedynie poprzez łzy ...
V. Hugo

I dlatego może warto czasami pozwolić człowiekowi, aby zapłakał i zobaczył to, na co normalnie jest ślepy.

bieda ...

Największym nieszczęściem i przyczyną – często tylko rzekomej– „biedy” współczesnego człowieka
nie jest to, że za mało ma,
ale to, że za dużo chce mieć
i nie umie się cieszyć z tego co ma.

kosztowanie Boga ...

“Pseudo- Dionizy w traktacie „O imionach Bożych” mówi, że Bóg nie ma imienia i równie dobrze wolno Go nazywać każdym imieniem, jak i odmówić jakiegokolwiek imienia; skoro nasze myślenie nie potrafi uchwycić boskiej jedności, to żadne twierdzenie ani żadna negacja nie może być właściwie o Bogu wypowiedziana. Dlatego też zaleca nam, byśmy powstrzymywali się od mówienia i myślenia o Bogu czegokolwiek, czego On sam nie zechciał nam objawić w Piśmie Świętym ” (L. Kołakowski, Jeśli Boga nie ma… )

Wydaje się oczywiste, że wszelkie nasze rozważania o Bogu, refleksje nad Jego Słowem muszą mieć swoje źródło w Objawieniu. Nie mamy innego dostępu do rzeczywistości nadprzyrodzonej. Nie istnieją inne kanały kontaktowania się z Bogiem poza tymi, które On sam wyznaczył.

czytaj więcej

12 czerwca 2007

jak giną cywilizacje?

motto do Apocalypto”:

„Żadna wielka cywilizacja nie może być podbita z zewnątrz, jeśli najpierw sama nie zniszczy się od wewnątrz”. W. Durant

Nasza cywilizacja raczej potwierdza to spostrzeżenie ...

wiadomość za www.wiara.pl

Zastraszanie biskupa

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch ks. abp Angelo Bagnasco otrzymał w sobotę kopertę z trzema nabojami do karabinu i listem z pogróżkami - informuje Nasz Dziennik.

Przed kilkoma tygodniami hierarcha dostał list z łuską po naboju i rysunkiem swastyki. Te incydenty wiążą się z wyrażoną przez arcybiskupa opinią, że proponowane przez rząd Romano Prodiego przyznanie niektórych praw wolnym związkom, także homoseksualnym, może w przyszłości doprowadzić do legalizacji pedofilii i kazirodztwa. Przed dwoma miesiącami przewodniczącemu włoskiego Episkopatu przyznano ochronę.

komentarz ...
świat współczesny, domagający się z taką gwałtownością tolerancji dla wszystkich „myślących i kochających inaczej” jest sam rzeczywiście bardzo tolerancyjny ... niemalże wzorowa tolerancja ...

„Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą.
Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle.
Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa?
A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię.
U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone.
Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.
Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.” (Mt 10:28-32)

11 czerwca 2007

myśli ...

Nauka opisuje. Natomiast Biblia wyjaśnia. Na szczycie łączą się w jedną prawdę ...

Nauka odpowiada na pytanie jak?, bo tylko to może. Wiara, religia, filozofia i teologia chcą odpowiedzieć na pytanie dlaczego, bo tylko to jest naprawdę interesujące i ważne. Odpowiedzi nauki będą zawsze tylko cząstkowe i czasowe. Teologia i filozofia udzielają odpowiedzi ostatecznych i dlatego nie ma sprzeczności między nimi. A jeśli się takie pojawiają, to tkwią one w człowieku, a nie w poznawanym świecie.

9 czerwca 2007

cała prawda o cierpieniu ...

Jedynie Chrystus pokazuje nam całą prawdę o cierpieniu, o jego źródłach i możliwościach uleczenia. Cierpienie jest efektem grzechu i jednym sposobem uleczenia cierpienia jest wprowadzanie pokoju i ładu, opartego na Bożych przykazaniach. Chrystus cierpiący nie twierdzi, że cierpienie nie istnieje, że jest łatwe w przyjęciu i że łatwo może być pokonane. On sam się go obawiał i lękał, on sam został przez nie zmiażdżony, ale nie pokonany. To On jedyny naprawdę pokonał cierpienie i zwyciężył śmierć i to On jedyny może nam w tym pomóc. Dlatego Jan Paweł II nawoływał od początku swego pontyfikatu: „Nie bójcie się otworzyć drzwi Chrystusowi”.

cierpienie i grzech ...

Jest jakiś tajemniczy związek pomiędzy cierpieniem i grzechem. Teologia określa tę rzeczywistość „misterium iniquitatis” – tajemnica nieprawości ....

Czy, a jeśli tak, to dlaczego cierpienie ma moc odkupieńczą? Dlaczego Chrystus „musiał” odkupić świat przez cierpienie?

Przyczyną cierpienia jest grzech. Czy więc tylko cierpienie może pokonać grzech?

8 czerwca 2007

X Niedziela w ciągu roku – C

1Krl 17,17-24

Po tych wydarzeniach zachorował syn tej kobiety, będącej głową rodziny. Niebawem jego choroba tak bardzo się wzmogła, że przestał oddychać. Wówczas powiedziała ona Eliaszowi: Czego ty, mężu Boży, chcesz ode mnie? Czy po to przyszedłeś do mnie, aby mi przypomnieć moją winę i przyprawić o śmierć mego syna? Na to Eliasz jej odpowiedział: Daj mi twego syna! Następnie, wziąwszy go z jej łona, zaniósł go do górnej izby, gdzie sam mieszkał, i położył go na swoim łóżku. Potem wzywając Pana, rzekł: O Panie, Boże mój! Czy nawet na wdowę, u której zamieszkałem, sprowadzasz nieszczęście, dopuszczając śmierć jej syna? Później trzykrotnie rozciągnął się nad dzieckiem i znów wzywając Pana rzekł: O Panie, Boże mój! Błagam cię, niech dusza tego dziecka wróci do niego! Pan zaś wysłuchał wołania Eliasza, gdyż dusza dziecka powróciła do niego, a ono ożyło. Wówczas Eliasz wziął dziecko i zniósł z górnej izby tego domu, i zaraz oddał je matce. Następnie Eliasz rzekł: Patrz, syn twój żyje! A wtedy ta kobieta powiedziała do Eliasza: Teraz już wiem, że naprawdę jesteś mężem Bożym i słowo Pańskie w twoich ustach jest prawdą.

Gal 1,11-19

Oświadczam więc wam, bracia, że głoszona przeze mnie Ewangelią nie jest wymysłem ludzkim. Nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus. Słyszeliście przecież o moim postępowaniu ongiś, gdy jeszcze wyznawałem judaizm, jak z niezwykłą gorliwością zwalczałem Kościół Boży i usiłowałem go zniszczyć, jak w żarliwości o judaizm przewyższałem wielu moich rówieśników z mego narodu, jak byłem szczególnie wielkim zapaleńcem w zachowywaniu tradycji moich przodków. Gdy jednak spodobało się Temu, który wybrał mnie jeszcze w łonie matki mojej i powołał łaską swoją, aby objawić Syna swego we mnie, bym Ewangelię o Nim głosił poganom, natychmiast, nie radząc się ciała i krwi ani nie udając się do Jerozolimy, do tych, którzy apostołami stali się pierwej niż ja, skierowałem się do Arabii, a później znowu wróciłem do Damaszku. Następnie, trzy lata później, udałem się do Jerozolimy dla zapoznania się z Kefasem, zatrzymując się u niego /tylko/ piętnaście dni. Spośród zaś innych, którzy należą do grona Apostołów, widziałem jedynie Jakuba, brata Pańskiego.

Łk 7,11-17

Wkrótce potem udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego - jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: Nie płacz! Potem przystąpił, dotknął się mar - a ci, którzy je nieśli, stanęli - i rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię wstań! Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce. A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: Wielki prorok powstał wśród nas, i Bóg łaskawie nawiedził lud swój. I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie.

Ja jestem Zmartwychwstanie i Życie ...

Wskrzeszenie młodzieńca z Nain jest tylko jednym z cudów Chrystusa, przez które ukazuje On nam siebie, jako prawdziwego Pana i Władcę Wszechświata. "Tobie mówię wstań !" - rozkazuje Jezus. "O Panie Boże mój, błagam Cię, niech dusza tego dziecka wróci do niego" - modli się Eliasz. Chrystus nie jest prorokiem jak Eliasz, ale Bogiem, Synem Bożym, Panem życia i śmierci. Natura, przyroda są Mu poddane, zależne całkowicie od Jego woli, bo On jest Stwórcą i Władcą. Dlatego więc Eliasz się modli, a Chrystus nakazuje.

Ale jest też w tym opisie element inny. Bóg, Władca i Pan Wszechświata pochyla się z troską nad nieszczęściem wdowy, nad ludzką niedolą. Bóg nie używa swojej wszechmocy do straszenia, do karania, do zemsty. Kiedy Apostołowie chcieli sprowadzić ogień na miasteczko samarytańskie, Jezus zabronił im tego. Jego władza i moc nie mają na celu niszczenia i nie są demonstracją siły i potęgi. On Bóg i Stworzyciel nie chce "przerażać" i straszyć. Bóg jest Wszechmocny, ale jest też Miłością, a może przede wszystkim Miłością ... "Nie chce On śmierci grzesznika, ale aby się nawrócił i żył ..."

I jak mówi -antropomorfizując- psalmista w dzisiejszym psalmie responsoryjnym: "Gniew Jego trwa bowiem tylko przez chwilę, ale Jego łaska przez pokolenia i na wieki ..."

Panie, Który jesteś Życiem i Zmartwychwstaniem ...
każ mi powstać z martwoty moich przyzwyczajeń, ze śmierci moich grzechów.

główna przyczyna śmierci Europejczyków

W skali całego kontynentu Europejskiego plagą stały się aborcje. Co roku ofiarą tego procederu pada 1 milion 235 tysięcy dzieci. Dziś jest to główna przyczyna śmierci Europejczyków.
– Raport Instytutu Polityki Rodzinnej za lata 1980 – 2005.

Czyli w ciągu minionych 25 lat wymordowano w cywilizowanej post-oświeceniowej Europie prawie 30 milionów ludzi. To prawdziwy postęp ....

7 czerwca 2007

Uroczystość Bożego Ciała – C

Rdz 14,18-20

Melchizedek zaś, król Szalemu, wyniósł chleb i wino; a [ponieważ] był on kapłanem Boga Najwyższego, błogosławił Abrama, mówiąc: Niech będzie błogosławiony Abram przez Boga Najwyższego, Stwórcę nieba i ziemi! Niech będzie błogosławiony Bóg Najwyższy, który w twe ręce wydał twoich wrogów! Abram dał mu dziesiątą część ze wszystkiego.

1Kor 11,23-26

Ja bowiem otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł: To jest Ciało moje za was [wydane]. Czyńcie to na moją pamiątkę! Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich, mówiąc: Ten kielich jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę! Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie.

Łk 9,11-17

Jezus mówił im o królestwie Bożym, a tych, którzy leczenia potrzebowali, uzdrawiał. Dzień począł się chylić ku wieczorowi. Wtedy przystąpiło do Niego Dwunastu mówiąc: Odpraw tłum; niech idą do okolicznych wsi i zagród, gdzie znajdą schronienie i żywność, bo jesteśmy tu na pustkowiu. Lecz On rzekł do nich: Wy dajcie im jeść! Oni odpowiedzieli: Mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby; chyba że pójdziemy i nakupimy żywności dla wszystkich tych ludzi. Było bowiem około pięciu tysięcy mężczyzn. Wtedy rzekł do swych uczniów: Każcie im rozsiąść się gromadami mniej więcej po pięćdziesięciu! Uczynili tak i rozmieścili wszystkich. A On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi. Jedli i nasycili się wszyscy, i zebrano jeszcze dwanaście koszów ułomków, które im zostały.

Chrystus zaprasza na ucztę

Cudowne rozmnożenie chleba w dzisiejszej Ewangelii jest symbolem Eucharystii, w której Chrystus daje nam swoje Ciało Krew.

Okrągłe, piękne zdanie ... Co jednak znaczy ono dla nas, chrześcijan? Uczestniczymy w dniu dzisiejszym w uroczystych procesjach, czcimy Najświętszy Sakrament, śpiewamy piękne Eucharystyczne pieśni ... i co? Chrystus nie chce być "obnoszony po ulicach", Chrystus nie chce mieszkać w złoconych tabernakulach, przebywać samotnie w najpiękniejszych kościołach. On chce mieszkać w naszych sercach, On chce być naszym codziennym pokarmem, On chce być w nas i dla nas, chce abyśmy Go przyjmowali, abyśmy według Niego kształtowali nasze życie, abyśmy Go czcili w naszych sercach i naszymi uczynkami, abyśmy Go miłowali miłując bliźniego. Zewnętrzne procesje i nabożeństwa mogą i powinny być tylko wyrazem naszej wewnętrznej wiary i naszej zażyłej bliskości z Bogiem, Który daje się na pokarm. Inaczej są pustym tradycjonalizmem, rutyną, nic nie znaczącą ceremonią. Jezus Chrystus, Syn Boży chce być naszym pokarmem i towarzyszem życia, naszym Nauczycielem i Mistrzem, wzorcem i punktem odniesienia, chce być Bogiem Żywym i obecnym w naszym codziennym życiu, a nie bożkiem i idolem. Na nic nasze uczestnictwo w procesjach jeśli na co dzień jesteśmy poganami. Wielu będzie w nich uczestniczyć tylko po to, aby się pokazać, aby zyskać lepszy "image", aby zamanifestować swoją rzekomą "katolickość". Po co? Na nic nasze pobożne miny i ułożone zachowanie, jeśli na co dzień nie żyjemy Jego nauką i Jego przykazaniami, jeśli nasze życie społeczne i codzienne, pełne jest niesprawiedliwości i wyzysku! Na nic uroczyste procesje i manifestacje, jeśli Chrystus nie jest dla nas normą naszego życia.

Może więc warto zadać sobie pytanie: "Po co idę na procesję? Czy jest to zewnętrzny wyraz mojej głębokiej wiary? Czy może tylko chęć pokazania się? Czy żyję tym, w co wierzę i co zewnętrznie wydaję się pokazywać?"

Jezu - Chlebie Życia, odmień nasze życie codzienne,
abyśmy byli Twoimi świadkami
nie tylko przez procesje i uroczyste ceremonie,
ale abyśmy świadczyli o Tobie
przede wszystkim naszym dobrym, uczciwym życiem.

mentalność supermarketu w kościele ....

Wśród wierzących coraz bardziej powszechna jest mentalność supermarketu, gdzie kupujący sam decyduje co wybiera, za co płaci, co mu się podoba, a co nie. Co więcej w supermarkecie klient ma swoje przywileje i prawa, i jest świadomy, że zawsze może się ich –nawet arogancko- domagać i je egzekwować.

Tego rodzaju mentalność przeniesiona na płaszczyznę religii i wspólnoty kościoła ... owocuje całkowitą katastrofą i absolutnym nieporozumieniem. Dogmaty religijne i prawa moralne nie podlegają demokratycznym i liberalistycznym wyborom. Nie można sobie niektórych z nich odłożyć z powrotem na półkę, jako nie nadających się do użytku, czy „na potem”. Przyjmuję i akceptuję wszystko, całe objawienie i całą naukę moralną, całą etykę, albo nic. Ale wtedy już nie jestem wierzącym i nie mam prawa do sakramentów.

Ponadto, oczywiście –jako dziecko Boże- mam przywileje i prawa, ale mam też i obowiązki. Nie mogę się także swoich praw i przywilejów dopominać w sposób arogancki i obcesowy. O tyle mam przywileje i prawa o ile spełniam swoje obowiązki, a jedyną, naczelną i niezbywalną zasadą tak dla obowiązków, jak i przywilejów i praw jest „miłość Boga i bliźniego”. Miłość zaś nie zna słów i zwrotów: „to jest mój przywilej”, czy „takie mam prawo”, „domagam się”, „żądam”, „płacę i oczekuję”.

Niezrozumienie tych podstawowych różnic pomiędzy supermarketem, a kościołem owocuje sfrustrowanymi pseudo-katolikami, którzy nie potrafią pojąć, że nie można „żyć w konkubinacie” i jednocześnie przystępować do Komunii świętej. Nie można głosić dopuszczalności aborcji i uznawać eutanazji za uzasadnione i moralnie poprawne rozwiązanie problemu starości i cierpienia, a jednocześnie uważać się za wierzącego w Boga, Który jest Panem Życia.

Kościół nie jest supermarketem, w którym ty wybierasz co ci się podoba i ty decydujesz o tym co ci się nie podoba i co ci nie odpowiada. A Pan Bóg nie jest rodzajem czarodzieja, Który ma obowiązek być na twoich usługach, bo ty masz prawa i przywileje. A jak nie to się obrazisz na Kościół, a nawet na samego Pana Boga. Bo w końcu jesteś wolnym człowiekiem i nikt ci nie będzie dyktował co możesz, a czego nie.
Nieprawdaż?

Człowiecze! Kimże ty jesteś, byś mógł się spierać z Bogiem?
Czyż może naczynie gliniane zapytać tego, kto je ulepił:
Dlaczego mnie takim uczyniłeś?
Czyż garncarz nie ma mocy nad gliną

(Rz 9:20-21)

przemijalność ...

Dni człowieka są jak trawa; kwitnie jak kwiat na polu:
ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma, i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje.

(Ps 103:15-16)

Każdy bowiem widzi: mędrcy umierają,
tak jednakowo ginie głupi i prostak, zostawiając obcym swoje bogactwa.
Groby są ich domami na wieki, ich mieszkaniem na wszystkie pokolenia,
choć imionami swymi nazywali ziemie.
” (Ps 39,11-12)

Człowiek jak cień przemija, na próżno tyle się niepokoi, gromadzi, lecz nie wie, kto to zabierze. (Ps 39,7)

por. także: Koh 2,16;; Syr 11,18-19+

6 czerwca 2007

odkrycia

W Przekroju pojawił się artykuł, z którego pochodzą poniższe fragmenty:

Niewierność, cudzołóstwo, zdrada – mocne słowa kojarzące się z grzechem, ze słabością i zepsuciem. Dobra i uczciwa jest bezwzględna wierność jednemu partnerowi oraz pozostawanie w trwałym związku przez całe życie. Takie są chrześcijańskie nakazy religijne, takie zachowanie zalecają zachodnie normy kulturowe. Monogamia wydaje się więc pożądanym i naturalnym stanem człowieka. Otóż nic bardziej mylnego.

Czas pogodzić się z tym, że ludzka monogamia to mit. Nasz gatunek ewoluował, wykonując stałe i liczne skoki w bok, a współczesny kult monogamii jest mocno podszyty hipokryzją.

Odkrywczy artykuł można także przeczytać tutaj: Wielki mit monogamii. Dlaczego zawsze będziemy zdradzali?

i najkrótszy do artykułu komentarz .... ale bzdety!


oraz przykład szczerego rozdartego komentarza:

Jestem atrakcyjnym facetem, uwielbiam się kochać z moją żoną. Problem w tym że jej wystarcza trzy, cztery razy na miesiąc a moje możliwości i chęci są dużo większe. Kilkanaście razy o tym rozmawiałem z żoną, ale nic to nie zmieniło. I poznałem kobietę, która chce się ze mną kochać i chodzi tylko i wyłącznie o seks bo razem mamy duży temperament i na serio nie ma żadnej miłości, umówiliśmy się tylko i wyłącznie na seks i jest nam dobrze, żonę nadal kocham i nie wyobrażam sobie innej kobiety.

Ale dlaczego mam rezygnować do końca życia z takiej wspaniałej rzeczy jaką jest SEKS? Czy w imię tak pojętej wierności mam chodzić sfrustrowany i niezadowolony z życia, skoro coś co dla mnie jest bardzo istotne dla żony jest dużo mniej ważne???!!!

**********************

No cóż jeśli mężczyźni tak patrzą na świat to rzeczywiście nie należy nawet wspominać o wierności, uczciwości, rzetelności, małżeństwie, wychowaniu dzieci, poświęceniu, oddaniu, czy nawet miłości, bo on ją po prostu inaczej (po swojemu rozumie) ... Człowiek tak myślący najprawdopodobniej nie zrozumiałby takich pojęć w żaden sposób.

5 czerwca 2007

wychowanie czy demoralizacja ???

Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny zapowiedziała, że będzie się domagać od ministra edukacji, by wychowawcy lub lekarze na wakacyjnych obozach i koloniach dla młodzieży mieli do dyspozycji antykoncepcję postkoitalną.

ks. dr Marek Dziewiecki, psycholog i dyrektor telefonu zaufania w Radomiu skomentował to bardzo klarownie:

- Współżycie przed- czy pozamałżeńskie może prowadzić nie tylko do niechcianej ciąży i nie tylko do zakażeń chorobami wenerycznymi, przed którymi żadna prezerwatywa nie chroni w stu procentach. Takie współżycie prowadzi zawsze do bolesnych skutków psychicznych, moralnych i społecznych, przed którymi antykoncepcja czy prezerwatywa nie chroni nawet w jednym procencie. Nic - poza mądrością i odpowiedzialnością - nie może uchronić młodzież przed wykorzystaniem seksualnym, przed przestępstwami seksualnymi, przed poczuciem winy, przed grzechem, przed popadaniem w uzależnienia czy przed zerwanymi więziami z Bogiem, z samym sobą i z rodzicami.

- Jedynym stuprocentowo skutecznym sposobem, by chronić się przed niechcianą ciążą, chorobami wenerycznymi oraz psychospołecznymi i moralnymi skutkami ryzykownych zachowań seksualnych jest wstrzemięźliwość przedmałżeńska i wzajemna wierność małżeńska. Wanda Nowicka oraz Federacja na rzecz Kobiet i Planowania robią wszystko, aby polska młodzież tej wiedzy nie miała. To przejaw wyjątkowego cynizmu, a także kolejny dowód udziału w swoistej koalicji zła na rzecz demoralizacji młodzieży.

- Marzy mi się pierwszy rodzic czy nastolatek, który pozwie za to Wandę Nowicką do sądu. Demoralizatorzy nie reagują bowiem na żadne inne argumenty.