Porażającym jest ten brak poczucia przynależności do Kościoła, nie utożsamianie się z Kościołem, dzielenie na „my” i „oni”. Kiedy słyszę tego rodzaju pretensje i krytykę, mam ogromną ochotę zapytać krytykującego; „A ty, co zrobiłeś, jaki ty przykład dajesz, jakie jest twoje świadectwo życia dawane Chrystusowi?” Nie chcę bronić nieuczciwych, dwulicowych, chciwych, niemoralnych księży, nie chcę twierdzić, że takich nie ma, ale jednocześnie nie wolno przecież zapominać, że Kościół to nie tylko księża, że jego świętość i klarowność, nie zależy tylko od świętości i klarowności księży i struktur kościelnych. A ponadto, czy na podstawie pojedynczych przypadków można generalizować? Czy wszyscy księża są tacy? Czy ja księdzu wierzę, czy Panu Bogu?
Jest prawdą, że przez wiele wieków duszpasterskiej praktyki wykształcił się taki (powiedzmy sobie szczerze niesłuszny i niezdrowy) podział na „my” i „oni”, na tych co „za” i „przed” ołtarzem. Jest prawdą, że podział ten w wielu parafiach pokutuje do dzisiaj. Ale jednocześnie jest też prawdą, że było to i –wielu przypadkach nadal jest- bardzo wygodne tak dla duszpasterzy, jak i dla wiernych. W takiej bowiem perspektywie Kościół, czy parafia, staje się najczęściej jedynie dostarczycielem -tanich na ogół- usług duchowych, za które „się płaci” i „się żąda”. Nie trzeba wtedy myśleć, ani troszczyć się o nic, nie trzeba samemu się angażować, jest się jedynie biernym i wymagającym widzem, obserwatorem i krytykantem.
czytaj dalej: tutaj