Poszukiwanie w Biblii sensacji, mnożenie sprzeczności, wyłapywanie rzekomych błędów, absurdów i pomyłek było do tej pory specjalnością rewizjonistycznych teologów i sfrustrowanych ateistów spod znaku oświeceniowych filozofów religii. Ostatnimi laty zaczęły te sensacje powodować namiętne błyski w oczach ludzi, którzy Pisma świętego nigdy nawet nie przeczytali, a znają je jedynie z bajkowych opowieści Dana Browna i jemu podobnych bajkopisarzy. Osoby te, kilkudniowi specjaliści i sensacji żądni „egzegeci” –umiejętnie podbechtywani przez masmedia- ze świętokradczym dreszczykiem wytykają nieprawdę i zakłamanie „uczonym w Piśmie” czyli niepostępowym duchownym i biblistom, którzy nie chcą się zgodzić na traktowanie Pisma świętego jak powieści kryminalnej, a rewelacje w rodzaju „Ewangelii Judasza” czy odkrycie grobu Jezusa i Jego rodziny uważają za tandetne naciąganie faktów. Oczywiście w całym tym sensacyjno-medialnym zainteresowaniu Pismem świętym nie chodzi ani o Pismo święte, ani o prawdę, ani nawet o sensację. Chodzi raczej o zasianie ducha wątpliwości, o zdyskredytowanie nauczania Kościoła, ośmieszenie religii, usprawiedliwienie liberalistycznego podejścia do moralności i uzasadnienie wszelkiego rodzaju perwersji i zboczeń. |