27 czerwca 2007

fragment książki Ken Pedersen "Wszechświat Jenny", Wydawnictwo WAM, 2005

Jako inżynier z końca XX wieku, zostałem poddany gruntownej edukacji dotyczącej procesu ewolucji i nie ulega dla mnie wątpliwości, że żywe organizmy ewoluują. Znacznie łatwiej jest jednak zrozumieć i zaakceptować ewolucję, pojmowaną jako proces ulepszania istniejących cech, niż wyjaśnić, w jaki sposób powstały cudownie skomplikowane funkcje biologiczne. Jak, u licha, z zupy złożonej z aminokwasów wyłania się żywa komórka?

Niektóre cząsteczki białka wywołują ciśnienie powierzchniowe, które automatycznie wytwarza pęcherzyki. Jak bańki mydlane. Przypuśćmy, że jakiś prehistoryczny pęcherzyk białka uformował wokół siebie grupę innych białek. Taki mógł być początek, ale daleko stąd jeszcze do choćby elementarnych cząsteczek DNA czy RNA. A jeszcze dalej do naszej zautomatyzowanej fabryki komórki, która posiada 20 pomieszczeń produkcyjnych, jest wyposażona w molekularne maszyny, prowadzi molekularny nadzór, ma molekularną pamięć, molekularny system komunikacji, molekularne piece do spalania tlenu oraz molekularne komputery.

W środowisku naukowym panuje niezachwiane przekonanie, że teoria ewolucji jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania dotyczące pochodzenia złożonych organizmów żywych. Przekonanie to wzięło się jednak tylko z obserwacji procesu ewolucji różnych gatunków zwierząt. Nie zostało natomiast poparte żadnymi poważnymi badaniami naukowymi, które wyjaśniałyby, w jaki sposób w ogóle rozwinęły się te wysoce skomplikowane biologiczne struktury i funkcje.

Weźcie pod uwagę, że aby krew mogła skrzepnąć, 20 enzymów musi znajdować się w stanie idealnej równowagi. Najmniejsze nawet odchylenie kończy się śmiercią. Jak, u licha, proces ewolucji może stopniowo zmierzać do osiągnięcia ostatecznego kształtu, skoro każde zejście z drogi prowadzącej do tego ostatecznego kształtu kończy się natychmiastową śmiercią? Być może życie musiało powstać na drodze stopniowej ewolucji, ponieważ nie istnieje żadne inne logiczne wyjaśnienie, jak to się mogło stać. W takim razie jednak wyjaśnienie tego procesu wymagało dokonania kilku przeskoków w ewoluejonistycznych przekonaniach. Nie myślcie bynajmniej, że wyrażenie „może to musiało się dokonać" oznacza, że jest na tym świecie ktokolwiek, kto by choć trochę rozumiał, w jaki sposób doszło do utworzenia pierwszej komórki albo w jaki sposób powstały niewiarygodnie złożone struktury biologiczne.

Rozwój planu we wszechświecie przebiegał więc następująco: od elektronów i kwarków do atomów wodoru, od obłoków wodoru do młodych galaktyk, następnie do gwiazd, a od nich do gwiezdnego pyłu powstającego z ciężkich atomowych jąder, i dalej: do planet krążących po orbitach gwiazd, do oceanów i atmosfer, do aminokwasów, do białek i do żywych komórek. Każdy etap tego procesu był konieczny, aby można było przejść do etapu następnego. Przejście do kolejnego etapu za każdym razem prowadziło do powstania nowej, bardziej złożonej jednostki ze zwiększoną zawartością informacji. Każda z tych nowych jednostek zawierała zakodowaną informację tworzącą zestaw nowych właściwości i funkcji, który był czymś więcej niż tylko sumą poszczególnych elementów. Za każdym razem ta bardziej złożona jednostka była wykorzystywana do tworzenia nowych, jeszcze bardziej złożonych jednostek. Z punktu widzenia projektanta w tym wszystkim zdecydowanie musi być jakiś schemat, jakiś cel, jakiś plan.

Fragment książki "Wszechświat Jenny", wydanej przez Wydawnictwo WAM

Książkę można kupić w: księgarni Wydawnictwa