„Bóg jest Miłością” (Deus Caritas est), to tytuł encykliki Papieża Benedykta XVI i zarazem najgłębsza prawda chrześcijaństwa. Z metafizycznego punktu widzenia można do niej dojść przez szereg bardzo wyrafinowanych rozumowań. Prawda ta została nam jednak również objawiona przez samego Boga o czym pisze św. Jan, umiłowany uczeń Chrystusa.
„Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy. Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała. Poznajemy, że my trwamy w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego Ducha. My także widzieliśmy i świadczymy, że Ojciec zesłał Syna jako Zbawiciela świata. Jeśli kto wyznaje, że Jezus jest Synem Bożym, to Bóg trwa w nim, a on w Bogu. Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim.” (1J 4:8-16)
Ta niesamowita prawda jest oczywiście niedostępna dla tych, którzy miłość rozumieją na swój bardzo ograniczony i ludzki sposób, sprowadzając miłość do poziomu jedynie seksualnych relacji. Aby móc choć odrobinę przybliżyć się do rozumienia prawdy „Bóg jest Miłością”, trzeba najpierw próbować zobaczyć, co naprawdę znaczy miłość. Może w tym pomóc tekst św. Pawła z 1 listu do Koryntian:
„Miłość cierpliwa jest,
Miłość łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
Miłość nie szuka poklasku,
Miłość nie unosi się pychą;
Miłość nie dopuszcza się bezwstydu,
Miłość nie szuka swego,
Miłość nie unosi się gniewem,
Miłość nie pamięta złego;
Miłość nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz
Miłość współweseli się z prawdą.
Miłość wszystko znosi,
Miłość wszystkiemu wierzy,
Miłość we wszystkim pokłada nadzieję,
Miłość wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
Miłość [nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.” (1Kor 13:4-8)
Taką miłością Bóg miłuje świat! Nie, nie świat ogólnie czy ogólnikowo, ale każdego z nas.
Jeśli więc Bóg jest Miłością, to do natury miłości należy dawanie, udzielanie się. Miłość jest zawsze kreatywna, stwórcza, udzielająca się, Miłość (jak mówią ojcowie Kościoła i mistycy) jest skierowana ad extram- na zewnątrz, ku osobie kochanej. I w tym sensie Bóg niejako „nie mógł nie stworzyć świata”. Ta Miłość Którą jest On sam „przynagla Go” do udzielania się, do dawania ze swego bytowania, z pełni swego istnienia. Bóg –będący Miłością- „musiał” niejako stworzyć byty które mógłby kochać, bo to należy do Jego natury. On nie może nie udzielać się, nie stwarzać. Jego istotą jest oczywiście istnienie, ale i udzielanie się, dawanie się, stwarzanie.
(Oczywiście należy pamiętać o tym, że mówiąc o Bogu możemy posługiwać się tylko albo teologią apofatyczną, albo analogią i dlatego powtarzające się słowo „niejako”. Grecke słowo - apofatikos – znaczy "przeczący")
Można więc powiedzieć, że Miłość jest przyczyną sprawczą wszechświata (Bóg stworzył świat z Miłości do świata, lub powodowany Miłością, Którą On sam jest), ale i też Miłość jest tworzywem z którego Bóg stworzył świat. Katechizmowe powiedzenie „Bóg stworzył świat z niczego”, może być rozumiane także i w ten sposób, ż jedynym tworzywem, którego Bóg (niejako) użył jest Miłość. Miłość tak rozumiana jest więc na pewno kreatywna i potężna. A skoro tak, to stworzony –czy raczej stwarzany- w ten sposób świat jest ze swej natury dobry, bo pochodzi od Boga, Który jest Miłością.
A co wówczas zrobić ze złem obecnym przecież w świecie? Czym jest grzech i zło panoszące się tak mocno i prawie bezgranicznie w świecie? Za św. Tomaszem i całą teologią scholastyczną można powtórzyć „malum est privatio bonum”. Jeśli Bóg jest Miłością i jeśli tworzywem świata jest ta Miłość, to zło jest rzeczywiście uszczupleniem dobra w jego bytowaniu, zniszczeniem dobroci bytu w jego istnieniu, jest skierowane przeciwko Miłości, jest jej skrajnym zaprzeczeniem, jest nienawiścią lub obojętnością. Jest brakiem afirmacji bytu, lub jego zwyrodniałą afirmacją. Słowo „privatio” można bowiem rozumieć nie tylko jako zniszczenie, czy zanegowanie, ale także jako „sprywatyzowanie”, zawłaszczenie, egoistyczne zagarnięcie. To co Bóg stworzył jako dobro wspólne, jako dobro, jako eksternalizację swojej Miłości, ja prywatyzuję, egoistycznie zagarniam tylko dla siebie. Dobro bytu zostaje więc zanegowane lub zniszczone przez mój egoizm, przez mój brak miłości lub jej karykaturę.
Dlatego więc każde zło jakiego się dopuszczam jest przeciwko Miłości Boga, jest wystąpieniem przeciwko Jego stwórczej potędze, jest niszczeniem (lub egoistycznym przywłaszczaniem sobie) Jego stworzenia. Popełniając zło występuję przeciwko samemu Bogu, sprzeciwiam się Jego stwarzaniu. Skoro bowiem Bóg nie tylko raz „stworzył świat z niczego” (creatio ex nihilo), ale ustawicznie go stwarza, podtrzymując w istnieniu lub myśląc byty w istnienie (creatio continua), to zło, jako „privatio bonum” jest aktem przeciwko Bożej mocy stwórczej, jest niejako walczeniem z Bogiem lub przeciwko Bogu. Można by nawet obrazowo powiedzieć, że jest to „dziurawienie” Bożego dzieła stworzenia.
A ostatecznie jest to także występowanie przeciwko Bożej Miłości, przeciwko Bogu, Który Jest Miłością.