26 lipca 2007

przykład myślenia z supermarketu ...

tematy do przemyśleń... przychodzą z różnych stron(ważne że są).... dziś czerpie z postu: m.rill.

12 września 2006 chrześcijanin - katolik?

jest już poniedziałek ...(teraz wtorek...) jak sama nazwa wskazuje dzień po niedzieli ;) a więc po dniu w którym należy(bedac katolikiem) iść do kosciola, by razem z innymi przeżyć sakrament komunii i cała mszę św., no tak...a ja jak co tydzień i tym razem ominąlem jedno z przykazań Bożych... fakt nie chodzę do kościola poza wyjatkowymi sytuacjami juz od przeszlo 2 lat... i tu nasuwa sie pytanie czy akceptujac ten stan rzeczy jestem prawdziwym katolikiem...czy mam prawo zwać się chrzescijaninem - katolikiem co tydzien popełniajac grzech ciężki... i to nie ukrywam głównie z lenistwa... przyznam że bardzo długi czas chodzilem do kosciola(jako jedyny w domu...)ze wzgledu na przyzwyczajenie, i takie wewnetrzne stwierdzenie "że tak trzeba" że powinienem pójść... później chodzilem bo mialem z kim isć... a to już droga weselsza...i wtedy już potrzebowalem impulsu z zewnatrz bo samemu ciężko było mi się przekonać do poswiecenia godziny dla Boga... aż zabraklo wkolo mnie ludzi do wspólnego wyjscia a jak już nawet byli to nie zwracalem na nich wiekszej uwagi...

jakie jest uzasadnienie tego że mlodzi ludzie wkraczajac w swiat doroslosci nagle przestaja sie interesowac kosciolem... na własnym doswiadczeniu widze ze po prostu nie czułem mszy... prowadzona malo interesujaco... chodzi głownie o kazanie doprowadzala mnie do kierowania mysli na zupelnie inne tory... a przeciez nie ma sensu chodzenie do kosciola tylko po to by siedziec przez godzine w lawce myslac o wczorajszej imprezie... to samo można robić bez wychodzenia z domu... dla mnie msza św. jest "świeta" tylko wtedy gdy angażuję sie w nia nie tylko cialem ale przede wszystkim emocjonalnie, duchowo... to ma dla mnie sens...i cel... to doprowadza pozniej iz wychodzac z kosciola jestesmy "lepsi" jakby namaszczeni dobrem, a boskie blogoslawienstwo na koniec rzeczywiscie prowadzi nas przez caly tydzien... to jest dla mnie istotą mszy... i po drugie absencja podkreslona lenistwem i odzwyczajeniem jest też motywowana moimi codziennymi krótkimi modlitwami przed snem... stwierdzam i czuje że mam racje, iż skoro Bóg jest wszedzie to moge z Nim rozmawiać gdzie zapragnę... nie koniecznie muszę udać się do kosciola by np. wyprosic zdanie egzaminu... to nie miejsce lecz zangażowanie sie w samą modlitwe decyduje dla mnie o przepływie duchowego łącza z Bogiem.

msza dla mnie jest po części wymyslem ludzi, jak i cała instytucja kościola... i jego prawdy,zasady często już mające archaiczne podejscie do wielu zyciowych spraw... slyszac na religii w szkole slowa ksiedza można było odniesc wrazenie ze zyje w epoce Polski Piastów a nie Kaczynskich... a do tego to co sie wyprawia teraz za bramami seminariów, plebanii: malwersacje, pedofilia, pijanstwo... tak księża są też ludźmi... wiem ale czy slyszac te wiadomosci nie zaczynamy sie wahac... fakt nie idziemy do kosciola dla ksiedza tylko dla blizszego spotknia z Bogiem... Jednak dla wielu ten cel zaczyna sie zacierac po obejrzeniu wiadmosci...

sadze że najważniejsza jest po prostu wiara... wiara w Boga i to wszystko co boskie, miłośc do Niego i do ludzi, kierowanie się w życiu dobrem, (to wszystko wiem bez codziennej wizyty w kosciele)... i choć wierze w zbawcza moc papieża, Kościola i jego pozytywną pracę, nie czuje sie zobowiazany do cotygodniowych niedzielnych wizyt w murach światynii...przynajmniej nie na tym etapie życia w którym sie teraz znajduje, a jesli ktoś uzna że przez to nie jestem prawdziwym katolikiem, to nie mam zamiaru sie kłócic, dla każdego to słowo ma troche odmienny wymiar podkreslony zapewne jego indywidualna realizacja... Na koniec stwierdzam, ze lepiej byc zagubioną owieczką wykonującą plan Boga troche obok niż biegającym na msze dewotem bez moralnych skrupułów... to tyle przemysleń

pozdrawiam
szymborski (17:12)

Jako komentarz tylko jedna uwaga: „To ja decyduję na czym polega wiara i co jest dla mnie dobre, a co nieodpowiednie. Dokładnie jak w supermarkecie.” Ręce opadają! :-(