Czy współczesny człowiek utracił świadomość grzechu?
Prowadzone w ostatnich latach badania religijności pokazują, że młodzi Polacy za najcięższy grzech uznają... kradzież samochodu. Jednocześnie milczą w konfesjonałach na temat swojego życia seksualnego. Zaliczają je do sfery prywatnej, do której nie dopuszczają nawet Boga.
Ankietowani nie przestali być ludźmi wierzącymi, nie przestali być nawet członkami Kościoła katolickiego, ale po prostu sprywatyzowali sobie chrześcijaństwo. Wierzą w Boga, lecz każdy na swój sposób. Socjologowie zauważyli, że współczesny człowiek, dojrzewający w społeczeństwie nastawionym konsumpcyjnie, skłonny jest traktować religię jak zakupy w supermarkecie: akceptuje to, co wydaje mu się atrakcyjne, a odrzuca to, co uważa za zbędne. Dotyczy to zarówno prawd wiary (np. "wierzę w Jezusa, ale nie wierzę w piekło"), jak i zasad moralnych ("zgadzam się z Kościołem, że nie należy kraść, ale nie zgadzam się z jego nauczaniem w dziedzinie seksu"). Skrajnym przykładem ilustrującym skutki takiego podejścia do religii są tzw. megakościoły, które pojawiły się ostatnio w Stanach Zjednoczonych. Jest to wynik traktowania religii jako dobra konsumpcyjnego. Megakościoły podchodzą do człowieka jak do potencjalnego konsumenta. Opierając się na prawdzie, że każdy ma w sobie wpisaną jakąś głębszą duchową potrzebę, oferują ludziom usługę w postaci "megareligii", czyli swoistego supermarketu wyznaniowego. W budynkach pozbawionych wszelkich religijnych symboli organizowane są nabożeństwa, które nie nawiązują w sposób bezpośredni do żadnej konfesji. Unikają w ten sposób nawiązań do tradycyjnych Kościołów, aby nie zrażać sobie ewentualnych "klientów".
bo ja tak uważam
Skąd wziął się pomysł, że można przebierać w religijnych dogmatach? Jest on wynikiem przemian społecznych, które odcisnęły swoje piętno także na współczesnej religijności. Człowiek funkcjonujący w społeczeństwie demokratycznym od urodzenia aż do śmierci nakłaniany jest do podejmowania samodzielnych decyzji. Sam sobie wybiera szkołę, znajduje pracę, wybiera żonę, męża, miejsce zamieszkania, jest samodzielny i pełen inicjatywy. Jeżeli ktoś przez dziewięćdziesiąt dziewięć procent swojego dnia myśli w tych kategoriach, to trudno jest mu przyjąć, że jedną z dziedzin swojego życia - religię - powinien traktować inaczej. "Nikt mi nie będzie mówił, co mi wolno robić, a czego nie".
Nie rozumie, dlaczego sam nie miałby decydować również o tym, co jest, a co nie jest grzechem. Chce być autorem kryterium oceny swoich czynów: "dobre lub złe jest to, co ja za takie uważam". Jeśli uzna współżycie przed ślubem za dobre, to będzie współżył; jeśli natomiast będzie uważał, że należy poczekać, to się od niego powstrzyma. Ważne jest to, że cokolwiek wybierze, przesłanką jego decyzji nie będzie nauczanie Kościoła, ale osobisty pogląd na daną kwestię.
Taki człowiek nie odrzuca całkowicie pojęcia grzechu, ale chce mieć prawo widzieć go inaczej i gdzie indziej niż Kościół. Z badań socjologicznych wynika jednak, że jest coraz mniej takich obszarów życia, w których jest gotowy szukać przewinień. Ten proces został określony mianem sekularyzacji, czyli zeświecczenia. Osoba ukształtowana przez społeczeństwo konsumpcyjne wyklucza Boga z kolejnych dziedzin swojego życia: pracy, rodziny, seksu. Tymczasem bez odniesienia do Niego pojęcie grzechu nie istnieje. Jest dobro i zło, ale grzechu nie ma. Jeśli człowiek wyrugował Boga z tych dziedzin, to nie odnajdzie w nich też grzechów.
nowy wspaniały świat
Pop-kultura wpływa na ludzkie wyobrażenia o szczęściu. Ktoś, kto codziennie przez wiele godzin ogląda telewizję i na tej podstawie kształtuje swój obraz rzeczywistości, może stać się bezwiedną ofiarą procesów sekularyzacyjnych. Lansowane w telewizji antywartości pop-kultury sprawiają, że z czasem człowiek traci zdolność do przyjmowania wartości religijnych. Można powiedzieć, że pop-kultura tak impregnuje jego duszę, że religii trudno do niej przeniknąć.
Ideałem staje się model szczęścia oparty na zasadzie maksymalizacji satysfakcji i minimalizacji strat: być jak najdłużej młodym, zdrowym, sprawnym, mieć jak najwięcej dóbr, seksu, a potem umrzeć bezboleśnie. Opisał to precyzyjnie w latach 30. XX w. A. Huxley w książce "Nowy wspaniały świat". W tytułowym "wspaniałym" świecie dzieci rodzą się wyłącznie w wyniku sztucznego zapłodnienia, a kobiety, które zachodzą w ciążę w sposób naturalny, dokonują aborcji. Dzieci nie wychowują się w rodzinach, ale przydzielane są kastom. Pojęcie rodziny w ogóle nie istnieje, rządzącym bowiem chodzi o to, aby nikt z nikim nie wiązał się na stałe. Ludzie przez sześćdziesiąt lat utrzymują kondycję 30-latków, następnie przewożeni są do umieralni i tam poddawani przymusowej eutanazji. Konsumpcyjnie nastawiony świat Zachodu nie odbiegł daleko od tej wizji. Najważniejsze są pieniądze, sukces i wygoda życia. Z tego właśnie powodu człowiek często nie potrafi dostrzec swojego szczęścia w podążaniu za wartościami religijnymi.
To, co proponuje Kościół, jest bardzo trudne do uzasadnienia w świecie, w którym przyszło nam funkcjonować. Świat zdominowała nie tylko pop-kultura, ale także, wynikający z przemian społecznych i kulturowych, pragmatyzm, który mówi, jak postępować efektywnie. Dla wielu ludzi nie ma w tej chwili znaczenia pytanie: "Jaka jest prawda?".
Ważniejsze jest pytanie: "Co ja będę z tego miał?". W konsumpcyjnym świecie ten sposób myślenia odnosi sukces, bo jest "piekielnie" skuteczny i bardzo ułatwia życie. Trudno jest zaakceptować fakt, że zachowanie, które jest niezwykle użyteczne, ktoś może uznawać za grzech.
religią urzeczony
Jeśli więc współczesny człowiek, dążący do minimalizacji wysiłku, ma przyjąć wartości, które są wymagające, muszą one ukazać mu się jako silniejsze niż owa użyteczność. Ktoś zrezygnuje z antykoncepcji na rzecz naturalnego planowania rodziny wówczas, gdy uzna nauczanie Kościoła w tej sprawie za ważniejsze niż dotychczasowa wygoda. Wybierze Boga, jeśli będzie przekonany, że On jest lepszy niż wszystko inne. Religia musi wpisać się w jego "świadomość poetycką", stać się częścią jego marzeń i pragnień. Co na przykład znajduje się w świadomości poetyckiej mojego syna? Sport. Myśli tylko o nim. Intensywnie trenuje, a kiedy nie ćwiczy, marzy o medalach, przegląda tabele wyników. Sport wpisał się w jego wyobraźnię i inspiruje wiele jego działań i decyzji.
Aby dla współczesnego "konsumenta dóbr" religia stała się siłą napędową, musi się nią zafascynować. Jeśli stanie mu się bliska, będzie ze względu na nią dokonywać wyborów. Fascynacja wartościami religijnymi ma szansę zrodzić się pod wpływem oczarowania jakąś osobą, która się nimi w swoim życiu kieruje. Człowiek współczesny doskonale rozumie argument autorytetu. Nawet jeśli chce w sposób nieograniczony decydować o wszystkich dziedzinach swojego życia, to może z tego zrezygnować w na rzecz osoby, której w danej dziedzinie przypisuje większe kompetencje. Jeśli ktoś nauczy się latać samolotem, wie, że nie może "sprywatyzować" wskazówek instruktora. Instruktor ma bowiem wiedzę poświadczoną dyplomami i może wykazać się doświadczeniem. Leci i bezpiecznie wraca. Pop-kultura również wykorzystuje tę skłonność, promując kolejnych idoli. Człowiek szuka kogoś, kto odniósł sukces w ważnej dla niego dziedzinie. Stara się go naśladować sposobem zachowania, ubiorem, wyglądem, aż do upodobnienia się za pomocą skalpela chirurga plastycznego włącznie - co ma już znamiona patologii (jak w programie "Chcę mieć znaną twarz").
Ktoś, kto przekazuje wiedzę religijną, rzadko dysponuje dobrami, które byłyby atrakcyjne z punktu widzenia człowieka nastawionego na konsumpcję: urodą, bogactwem, siłą fizyczną. Może przyciągnąć tylko swoim mistrzostwem, swoją kompetencją duchową. Jeśli jego życie duchowe będzie bogate, a osobowość intrygująca, to może nakłonić do swoich przekonań naprawdę wielu ludzi. Pozostaje tylko pytanie, ile osób dzisiaj cieszy się takim religijnym autorytetem.
Tymczasem właśnie ich oddziaływanie może dzisiaj okazać się kluczowe m.in. dla pogłębiania poczucia grzechu, zwłaszcza że osłabły dotychczasowe motywacje jego unikania. Dawniej mocnym uzasadnieniem dla unikania grzechu była perspektywa eschatologiczna: wyobrażenia o niebie i piekle. Teraz piekło właściwie zniknęło z nauczania Kościoła. Wizja wiecznego szczęścia też nie mobilizuje człowieka do unikania grzechów, bo najczęściej nie umie sobie jej przedstawić w sposób przekonujący. W wyobraźni religijnej nie zaistniało nic, co mogłoby zastąpić piekło i niebo. Czy wobec tego jest jeszcze jakiś powód do unikania grzechu?
za: Bartłomiej Dobroczyński w: List –Miesięcznik Katolicki