Jeśli Bóg jest Bogiem, Bytem Absolutnym, przyczyną wszelkiego istnienia, to sprawa ewolucji wszechświata nie stanowi żadnego problemu dla teologii. Stworzenie świata może się dokonać w taki sposób, jakby to był najbardziej „naturalny”, fizykalny proces. A nawet więcej, stworzenie tak właśnie musiało się dokonać, czy raczej tak właśnie się dokonuje. Przecież Bóg jest ostatecznie dawcą, czy raczej stwórcą nie tylko fizykalnych procesów, ale i praw fizycznych, które wszechświatem rządzą. On właśnie stworzył wszechświat w najbardziej „naturalny”, fizyczny sposób. I dlatego my nie jesteśmy w stanie odróżnić tego, czy rozpoznać niczego innego co nie jest naturalne, lub wymyślić czegoś, co mogłoby być nadnaturalne, lub cudowne. Proces ewolucji czy to wielkoskalowych struktur wszechświata, czy organizmów biologicznych jest jak najbardziej naturalny, bo jest procesem zachodzącym w fizycznym świecie, stworzonym przez Boga w taki właśnie „naturalny” sposób. A zarazem jest to proces jak najbardziej nadnaturalny, cudowny, bo jest dziełem samego Stwórcy. Ewolucja jest właśnie stwarzaniem. Bóg stwarza świat „posługując się ewolucją”, czy każdym innym procesem fizycznym, bo On jest Twórcą, Autorem i procesu, i rzeczywistości w której ten proces zachodzi. On maluje obraz stwarzając zarazem i farby i blejtram tegoż obrazu. Ewolucja (czy jakkolwiek ten proces nazwiemy) nie wyklucza stworzenia, tak jak stworzenie nie sprzeciwia się ewolucji. To jeden i ten sam proces. Czyż to nie jest główna idea filozofii A. N. Whiteheada („Process and Reality”)