7 kwietnia 2009

wiara bez zaufania ...


Największym nieszczęściem współczesnych chrześcijan jest to, że wierząc w Boga, jednocześnie nie wierzą Bogu, nie ufają Mu. Wierząc w istnienie Boga, Który jest dla nich bardzo często tylko „jakąś” nadprzyrodzoną siłą nie widzą w Nim jednocześnie miłującego Ojca. Podejrzewają Boga o nieuczciwość, perfidię i znęcanie się nad biednymi wiernymi. Wielu tzw. „wierzących” jest przekonanych, że Bóg dając nam wolność, a jednocześnie 10 przykazań bawi się nami. Według nich prawdziwa wolność, to brak jakichkolwiek hamulców i ograniczeń, brak jakiejkolwiek odpowiedzialności za czyny. Według nich Bóg powinien nam dać nie tylko całkowitą i nieograniczoną wolność, ale także nie powinien żądać czy oczekiwać od nas jakiejkolwiek odpowiedzialności za nasze czyny. W razie „wpadki” powinien interweniować i naprawiać wszystkie nasze błędy. Takie rozumienie wolności jest nieporozumieniem i traktowaniem Boga na sposób niedojrzałego i rozkapryszonego dziecka. Wolność tak, ale odpowiedzialność
zdecydowanie NIE. Co więcej takie rozumienie wolności jest kontradykcyjne, czyli wewnętrznie sprzeczne. Jak bowiem Bóg może dać nam nieograniczoną wolność, a jednocześnie w „razie wpadki” naprawiać nasze błędy? Albo jestem wolny i robię rzeczywiście to co chcę, ale jednocześnie odpowiadam za to co robię i ponoszę tego konsekwencje, albo ... jestem marionetką, rozkapryszonym smarkaczem, który odrzuca opiekę rodziców, ale w razie kłopotów zwraca się do nich, aby poprawili to, co on sknocił, a wtedy nie jestem wolny!

Wielu chrześcijan wierząc w Boga, nie także ufa Mu, że jest naprawdę Wszechmogący i że stwarzając Kościół potrafi ten Kościół uchronić przed upadkiem. Obawiają się, że Bóg nie jest ani na tyle mądry, ani wszechmocny, aby swojemu Kościołowi zapewnić integralność. To jest chyba główny grzech wszystkich reformatorów, od Lutra począwszy, a na współczesnych poprawiaczach Kościoła skończywszy. Oni wierząc w Boga, nie wierzą Bogu, Który powiedział: „na tej skale –na Piotrze- zbuduję mój Kościół i bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18).

To jest grzech wszystkich tych „wierzących”, którzy butnie powtarzają: „wierzę w Boga, ale nie potrzebuję do niczego Kościoła, nie potrzebuję pośredników.” Gdyby pośrednicy byli nam rzeczywiście niepotrzebni, to po cóż Chrystus zakładałby Kościół? Po cóż Apostołom dawałby władzę odpuszczania grzechów, po cóż czyniłby Piotra skałą – fundamentem swojego Kościoła. Jak można wierzyć w Boga, nie wierząc Mu, że zakładając Kościół zrobił to dla zbawienia, a nie dla zabawy. Kościół i Sakramenty nie są „opcjonalne” skoro sam Bóg uznał, że jest potrzebny, tak Kościół jak i Sakramenty, aby ludzi do zbawienie doprowadzić. Kościół – Ciało Chrystusa- jest koniecznym elementem historii zbawienia i nie można go po prostu odrzucić, przyjmując tylko Głowę, czyli samego Chrystusa. W soborowej konstytucji o Kościele - Lumen Gentium czytamy: "
spodobało się Bogu zbawiać ludzi nie w pojedynkę, ale we wspólnocie..." Kościół, według zamysłu swojego Boskiego Założyciela, Chrystusa, jest tą wspólnotą, która ma wieść ludzi do zbawienia. I dlatego nie mogę -ot tak sobie- powiedzieć: „mnie Kościół jest do niczego niepotrzebny”.

Wierzyć w Boga znaczy bowiem także, a może przede wszystkim wierzyć Bogu, ufać Mu. Skoro On dał nam 10 przykazań, swojego Syna i Kościół, to dlaczego ja to wszystko odrzucam i twierdzę, że niepotrzebny jest mi Kościół, a przykazania niewygodne? Ostatecznie sprzecznością jest twierdzenie: „wierzę w Boga, ale nie potrzebuję Jego Kościoła, ani sakramentów i pośredników”.

Kościół Katolicki nie jest supermarketem, gdzie mogę wybierać i przebierać według własnego uznania i widzimisię. To, co mi się podoba przyjmuję, to co mi nie odpowiada – odrzucam. Niestety mentalność supermarketu jest nie do przyjęcia w Kościele.