Próbując zaokrąglać Ewangelię i czynić ja bardziej „strawną” warto jednak pamiętać i o tym, że Chrystus nie umarł na krzyżu dlatego, że uczył ludzi miłości Boga i bliźniego. On umarł na krzyżu dlatego, że mówił ludziom prawdę, jak ta miłość ma wyglądać, prawdę której oni słuchać nie chcieli, prawdę która była dla nich nie do przyjęcia. Tak jest i dzisiaj, kiedy słyszę „zgorszonych katolików”, którzy pouczją mnie: „bądź jak Jezus i ucz ludzi miłości, a nie wpychaj się im z przykazaniami, obowiązkami, karami, piekłem i potępieniem”.
Nie pouczaj mnie proszę, że Chrystus uczył miłości Boga i bliźniego, że był miałki, słodki i nijaki, że nic od nikogo nie wymagał, że tylko głaskał i obiecywał życie wieczne za darmo! Nie wmawiaj mi, że za wszelką cenę zależało Mu na tłumach, że nie powiedział wprost i otwarcie nawet do swoich Apostołów: „Czy i wy chcecie odejść?” (J 6,67). Nie próbuj tuszować faktu, że wygnał kupczyków ze świątyni i że często potwarzał: „ Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!” (Mt 7,23; Mt 25,41; Łk 13,28). Nie zmiękczaj i nie rozwadniaj Ewangelii i nie próbuj tworzyć wygodniego i welwetowego chrześcijaństwa. To na pewno nie jest nauczanie Chrystusa! To prawda, ze uczył ludzi miłości, ale jednocześnie mówił, że miłość ta jest wymagająca, że nie ma nic wspólnego z uczuciowością i sentymentami, że jest ona raczej Prawdą, a nie wzruszeniem, że domaga się od nas jasnych i klarownych postaw tak w stosunku do Boga jak i do bliźniego.