8 lipca 2010

tolerancja jako naczelna wartość etyczna ...część I



W permisywistycznym społeczeństwie, gdzie liczy się najpierw i przede wszystkim egoistycznie rozumiane dobre samopoczucie tolerancja staje się oczywiście naczelną i właściwie jedyną wartością etyczną. Wszystko co przyjemnie jest dobre, wszystko co nieprzyjemne jest złe. Cokolwiek jest zabronione jest nieprzyjemne, a więc jest niedobre, jest złe i należy tego unikać.

Tolerancja tak rozumiana bazuje na innej zasadzie, na absolutnym relatywizmie moralnym i etycznym, a nawet ontologicznym. Nie ma nic stałego, nie ma nic niewzruszonego i nieobalanego. Nie tylko moralne zasady mogą być zanegowane, ale i prawda poznawcza nie jest ostateczna. Nie ma nic ultymatywnego na czym można by polegać i opierać poznanie, i działanie. Wszystko jest zmienne, relatywne, wszystko zależy od punktu widzenia i wszystko może być dopasowane do moich indywidualnych wymagań i oczekiwań. Ostatecznym punktem odniesienia i jedyną wartością -do której wszystko inne powinno się podporządkować- jest moja przyjemność i dobre samopoczucie.

Taka filozofia ma bardzo daleko idące skutki. Żadna realna zewnętrzna rzeczywistość nie istnieje. To ja stwarzam sobie wizję rzeczywistości i dopasowuję ją sobie do moich potrzeb. To jest ostatnie stadium relatywizmu … relatywizm ontologiczny. Wszystko co istnieje, to tylko to, co „ja” widzę, co „ja” postrzegam. Domagam się więc ostatecznie i zdecydowanie tolerancji dla wszystkiego co robię, bo moja wizja świata jest tak samo ważna i tak samo akceptowalna jak każda inna.

W takiej sytuacji każdy tworzy sobie swój własny świat, swoje własne rozumienie świata i swoją własną etykę czy moralność. Wszystko jest równouprawnione, wszystko jest dozwolone, wszystko powinno być TOLEROWANE.

Można w tym oczywiście zauważyć elementy kartezjańskiego „Cogito ergo sum”, pierwszeństwa cogito przed istnieniem, pierwszeństwa subiektywizmu poznawczego i moralnego relatywizmu. Są też widoczne elementy kantowskiej wizji świata który jest tylko fenomenem jawiącym się mnie, a świat zewnętrzny jest jedynie niedostępnej i niepoznawalną „Dinge an sich”.

Skoro zaś wszystko jest względe i równouprawnione, skoro nie ma obiektywnej rzeczywistości, ani obiektywnej moralności, to oczywiście relatywizm i tolerancja są jedynymi wyznacznikami prawdy (która jako taka jednak nie istnieje, bo jest zrelatywizowana) i jedynymi regułami życia. Innymi słowy: „rób co chcesz, bo inni muszą cię toerować”.

Ktoś wciska nam na siłę fałszywe rozumienie tolerancji tylko po to, aby usprawiedliwić najbardziej perwersyjne zboczenia i dewiacje.