Kilka lat temu miałem przyjaciół. Było to małżeństwo, już niemłode. Po wielu latach bezdzietności nareszcie mogli mieć dziecko. Kochali je bardzo, według mnie nawet chyba trochę za bardzo. Chłopak miał 14, może 15 lat, chodził do mnie na katechezę. Dokuczał i przeszkadzał często, jak to nieraz bywa z rozpieszczonym jedynakiem. Nie wiedziałem jak sobie poradzić z jego niesfornością, jak przywołać go do porządku. Kilka razy zwróciłem mu dosyć ostro uwagę, chociaż i tak niewiele to pomagało. Rodzice jego natomiast przychodzili do mnie z pretensjami, że jestem za bardzo wymagający, za ostry, że stresuję dziecko, że go ranię moimi uwagami, a on jest przecież taki delikatny i uczuciowy. A więc przestałem na niego po prostu zwracać uwagę. Cierpiałem i ja i inne dzieci, ale już nie stresowałem rozpieszczonego młodzieńca i nie raniłem go w jego delikatności. Kilka miesięcy później ten delikatny i uczuciowy chłopaczek z dwoma innymi kolegami zgwałcił i następnie zabił dziewczynę. Zabili ją w bestialski sposób tnąc żyletkami. Policja zajęła się tymi “delikatnymi i uczuciowymi młodzieńcami”. Moi przyjaciele, rodzice jednego z nich przyszli do mnie prosić o pomoc, o wstawiennictwo, o dobrą opinię, bo chłopak będzie skazany na poprawczak do pełnoletności i później na długoletnie więzienie. A przecież jest taki delikatny i wrażliwy... Nie wiedziałem co robić, ale do dzisiaj czuję się po części winny więzienia tego chłopca, bo jak mówi stare przysłowie: “Kto milczy widocznie się zgadza”.
“Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię posłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,15-17).