Liturgia Słowa:
I czytanie: Joz 5,9a.10-12
Psalm resp.: Ps 34, 1-2. 3-4. 5-6 (R.: 8a)
II czytanie: 2Kor 5,17-21
Werset: Łk 15,18
Ewangelia: Łk 15,1-3. 11-32
Joz 5,9a.10-12
I rzekł Pan do Jozuego:
Dziś zrzuciłem z was hańbę egipską. Rozłożyli się obozem Izraelici w Gilgal i
tam obchodzili Paschę czternastego dnia miesiąca wieczorem, na stepach Jerycha.
Następnego dnia Paschy jedli z plonu tej krainy, chleby przaśne i ziarna
prażone tego samego dnia. Manna ustała następnego dnia gdy zaczęli jeść plon
tej ziemi. Nie mieli już więcej Izraelici manny, lecz żywili się tego roku z
plonów ziemi Kanaan.
2Kor 5,17-21
Jeżeli więc ktoś
pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto
wszystko stało się nowe. Wszystko zaś to pochodzi od Boga, który pojednał nas z
sobą przez Chrystusa i zlecił na posługę jednania. Albowiem w Chrystusie Bóg
jednał z sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując
słowo jednania. Tak więc w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga
samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy:
pojednajcie się z Bogiem. On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał
grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą.
Łk 15,1-3. 11-32
Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść:
Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników.
Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić.
Tymczasem starszy jego
syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce.
Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: Twój brat
powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go
zdrowego. Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i
tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: Oto tyle lat ci służę i nigdy nie
przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się
zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój
majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę. Lecz on mu
odpowiedział: Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do
ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był
umarły, a znów ożył, zaginął a odnalazł się.
Zgrzeszyłem przeciwko Bogu ...
Jest kilka wątków w dzisiejszej Ewangelii, nad którymi warto się zatrzymać:
1 - Najpierw mamy pychę i głupotę młodego wyrostka, który w swoim zarozumialstwie i pysze postanawia żyć po swojemu. Zaszedł za daleko ... zobaczył, że ta droga prowadzi dokładnie donikąd.
2 - Później mamy skruchę tegoż samego człowieka, "wrócę i przyznam się do winy, do mojej głupoty, upokorzę się". Rozpoznał swoją pomyłkę i uznał swój błąd.
3 - Z kolei wzruszająca postawa ojca, który nie
pozwala nawet na to, aby syn dokończył swojej zaplanowanej spowiedzi, rzuca mu
się na szyję, przebacza, nie karci, nie robi wyrzutów, po ojcowsku cieszy się z
nawrócenia syna
4 - Mamy również, oburzenie i gniew starszego syna, wydawać by się słuszne i uzasadnione. Przecież całe życie uczciwie i wiernie pracował w gospodarstwie ojca.
5 - A w końcu znowu wzruszającą postawę ojca, który z łagodnością i miłością tłumaczy temu starszemu i oburzonemu …
A jak jest w naszym życiu?
Bardzo często pojawiają się elementy pierwszy i czwarty. Idziemy dokładnie do nikąd. Oburzamy się i złościmy, jak małe, urażone dzieci. Jakże rzadko pojawia się element drugi "wrócę i przyznam się do głupoty, do grzechu, do pomyłki ...". Rzadko stać nas na skruchę i nawrócenie. Rzadko też stać nas na przebaczenie innym, na radość z nawrócenia. Rzadko na cierpliwość i wyrozumiałość.
Każdy z tych pięciu elementów jest na swój sposób ważny i ma znaczenie w przypowieści Jezusa. Każdy z nich wymaga mojej osobistej refleksji, chwili zastanowienia się.
Jaki ja jestem? Czy upadłszy umiem rozpoznać swoją pomyłkę? Czy stać mnie na przebaczenie, na wielkoduszność?
Przypowieść o
marnotrawnym synu jest także przypowieścią o miłosiernym i kochającym ojcu. Ja
jestem w pozycji pierwszego, albo drugiego syna. Bóg kocha obydwu … Nie może
mi jednak przebaczyć na odległość, nie będzie mnie do siebie ciągnął na siłę i
nie doświadczę Jego miłosierdzia, dopóki nie "wstanę i nie wrócę do
Ojca", dopóki nie uznam, że muszę coś zmienić w moim życiu ...
Homilia alternatywna
Ojcze zgrzeszyłem ...
Bóg, który objawia się jako miłosierny Ojciec oczekuje
jedynie na moją osobistą decyzję powrotu. On nie chce mojej upokorzenia i nie
cieszy się z mojej słabości, ale też nie może i nigdy nie zmusi mnie do
nawrócenia wbrew mojej wolnej woli. Bóg zaryzykował nawet samego siebie i swoje
cierpienie po to, aby uszanować daną człowiekowi wolność. Widząc moje grzechy i
mój upadek, moje oddalanie się, moje sprzeniewierzenia i nawet moje
samopotępienie On sam cierpi, cierpi Jego Miłość do mnie, przeze mnie
odrzucona, ale nawet wtedy nie gwałci On mojej wolności. Inaczej czymże bym
był, jak nie marionetką i lalką pociąganą za sznurki. On czeka na moją wolną,
osobistą decyzję zmiany, On cieszy się z mojego nawrócenia, nie pozwala
dokończyć spowiedzi, ale też ja sam muszę aż do tego punktu dotrzeć. "Wtedy
zastanowił się i rzekł: Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze,
zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie ..." (Łk 15:17-18).
Niektórzy oburzają się na Boga za Jego rzekomą surowość,
ale czy to prawda? Inni zarzucają Bogu, że widząc zło nic nie robi, ale czy
mają rację? Jeśli miałby reagować to przecież stalibyśmy się zniewolonymi
lalkami. Kiedy jednak Bóg oczekuje uznania mojej grzeszności, to nie nie jest
to także -jak zarzucają niektórzy- znęcanie się i upokarzanie człowieka. Papież
Jan Paweł II pisał w swojej książce „Przekroczyć próg nadziei”: „Pierwszym
bowiem warunkiem nawrócenia jest dla człowieka uświadomienie sobie własnej
słabości i grzeszności (...) a następnie uznanie tego przed Bogiem, który ze swej
strony nie oczekuje niczego więcej jak właśnie tego rozpoznania ludzkiej
grzeszności, aby człowieka zbawić. A człowiek ze swej strony nie uczy się
inaczej, jak właśnie przez takie rozpoznanie i przyznanie się do swoich
błędów”. Nie można się nawrócić, dopóki człowiek nie zastanowi się ni nie
powie: "Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem."
Homilia alternatywna II
…aby świat został zbawiony
Bóg niewątpliwie jest bogaty w
miłosierdzie (por. Ef 2, 4) i nie ma najmniejszej wątpliwości, że okazuje je
wszystkim bez wyjątku (por. Pwt 5, 10). Jego miłosierdzie i przebaczenie nie
znają granic… poza jedną – upartą, złą wolą człowieka. Bóg nie może okazać przebaczenia
komuś, kto go nie potrzebuje, kto nie uznaje, że jest grzesznikiem, uważa że
Bóg nie ma mu nic do wybaczenia. Chrystus na pewno nie przyszedł na świat, aby
go potępić, ale aby go zbawić (por. J 3, 17). Nie może tego jednak zrobić na
siłę i wbrew woli człowieka, bo za bardzo szanuje raz daną człowiekowi wolność.
I tu tkwi cały problem. Nie można bowiem grzeszyć, pozwalać sobie na
niefrasobliwość i lekceważenie Boga, na anarchię i samowolę, a jednocześnie
wmawiać sobie, że Bóg i tak mi wybaczy, i tak mnie zbawi, bo jest miłosierny i
przyszedł, aby świat zbawić (por. Syr 5, 3-7: J 12, 47).
Dlatego też Chrystus ustawicznie i mocno podkreśla konieczność stawania w
świetle prawdy, przede wszystkim w prawdzie o sobie samym. Prawda jest siłą
wyzwalającą (por. J 8, 32) i zbawiającą, bo to On sam, Jezus Chrystus jest
Prawdą, która zbawia (por. J 14, 6). Żyć w Prawdzie, to widzieć siebie takim
jakim się jest, widzieć swoje zalety i dobro, ale też uznać swoją
niewystarczalność i grzeszność, bo to uczy pokory i pozwala przyjąć Chrystusa
Zbawiciela. Jest to jedyny sposób, aby dostąpić Bożego miłosierdzia. I stale
powracają słowa: „Bóg stworzył nas bez nas, ale zbawić nas bez nas nie
potrafi”. A kto twierdzi, że jest bez grzechu, jest kłamcą (por. 1 J 1, 10) i
nie ma w nim prawdy. Czy żyję w świetle prawdy? Czy raczej unikam tego światła,
bo mam coś do ukrycia i światło mnie razi? (por. J 3, 19-21)
Przez najbliższe dwa tygodnie będziemy śledzić wraz ze św. Janem, w jego
Ewangelii, dyskusję Jezusa z faryzeuszami. Ale jest to także – w pewnym sensie
– dyskusja Jezusa ze mną i ze współczesnym światem na temat Prawdy, która się w
Chrystusie objawia. Czy jestem gotów tę Prawdę przyjąć ze wszystkimi jej
konsekwencjami?
Można
także wybrać następujący formularz mszalny z IV Niedzieli Wielkiego Postu roku
A
Liturgia
Słowa:
I czytanie: 1 Sm 16, 1b. 6-7. 10-13a
Psalm resp.: Ps 23(22), 1-2ab. 2c-3. 4. 5. 6 (R.: por. 1)
II czytanie: Ef 5, 8-14
Werset: J 8, 12b
Ewangelia: J 9, 1-41
IV Niedziela Wielkiego Postu - A
1 Sm
16:1B.6-7.10-13a
Rzekł Pan do
Samuela: Napełnij oliwą twój róg i idź: Posyłam cię do Jessego Betlejemity,
gdyż między jego synami upatrzyłem sobie króla. Kiedy przybyli, spostrzegł
Eliaba i mówił: Z pewnością przed Panem jest jego pomazaniec. Pan jednak rzekł
do Samuela: Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie
wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi , bo człowiek patrzy na to, co
widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce. I Jesse przedstawił Samuelowi
siedmiu swoich synów, lecz Samuel oświadczył Jessemu: Nie ich wybrał Pan.
Samuel więc zapytał Jessego: Czy to już wszyscy młodzieńcy? Odrzekł: Pozostał
jeszcze najmniejszy, lecz on pasie owce. Samuel powiedział do Jessego: Poślij
po niego i sprowadź tutaj, gdyż nie rozpoczniemy uczty, dopóki on nie
przyjdzie. Posłał więc i przyprowadzono go: był on rudy, miał piękne oczy i
pociągający wygląd. - Pan rzekł: Wstań i namaść go, to ten. Wziął więc Samuel
róg z oliwą i namaścił go pośrodku jego braci. Począwszy od tego dnia duch
Pański opanował Dawida.
Ef 5:8-14
Niegdyś
bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu:
postępujcie jak dzieci światłości! Owocem bowiem światłości jest wszelka
prawość i sprawiedliwość, i prawda. Badajcie, co jest miłe Panu. I nie miejcie
udziału w bezowocnych czynach ciemności, a raczej piętnując, nawracajcie
[tamtych]! O tym bowiem, co u nich się dzieje po kryjomu, wstyd nawet mówić.
Natomiast wszystkie te rzeczy piętnowane stają się jawne dzięki światłu, bo
wszystko, co staje się jawne, jest światłem. Dlatego się mówi: Zbudź się, o
śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus.
J 9:1-41
Jezus
przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia.
Uczniowie
Jego zadali Mu pytanie: Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym - on
czy jego rodzice? Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego,
ale /stało się tak/, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Potrzeba nam pełnić
dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt
nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością
świata. To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je
na oczy niewidomego, i rzekł do niego: Idź, obmyj się w sadzawce Siloe - co się
tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc. A sąsiedzi i ci,
którzy przedtem widywali go jako żebraka, mówili: Czyż to nie jest ten, który
siedzi i żebrze? Jedni twierdzili: Tak, to jest ten, a inni przeczyli: Nie,
jest tylko do tamtego podobny. On zaś mówił: To ja jestem. Mówili więc do
niego: Jakżeż oczy ci się otwarły? On odpowiedział: Człowiek zwany Jezusem
uczynił błoto, pomazał moje oczy i rzekł do mnie: Idź do sadzawki Siloe i obmyj
się. Poszedłem więc, obmyłem się i przejrzałem. Rzekli do niego: Gdzież On
jest? On odrzekł: Nie wiem.
Zaprowadzili
więc tego człowieka, niedawno jeszcze niewidomego, do faryzeuszów. A tego dnia,
w którym Jezus uczynił błoto i otworzył mu oczy, był szabat. I znów faryzeusze
pytali go o to, w jaki sposób przejrzał. Powiedział do nich: Położył mi błoto
na oczy, obmyłem się i widzę. Niektórzy więc spośród faryzeuszów rzekli:
Człowiek ten nie jest od Boga, bo nie zachowuje szabatu. Inni powiedzieli: Ale
w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie znaki? I powstało wśród nich
rozdwojenie. Ponownie więc zwrócili się do niewidomego: A ty, co o Nim myślisz
w związku z tym, że ci otworzył oczy? Odpowiedział: To prorok. Jednakże Żydzi
nie wierzyli, że był niewidomy i że przejrzał, tak że aż przywołali rodziców
tego, który przejrzał, i wypytywali się ich w słowach: Czy waszym synem jest
ten, o którym twierdzicie, że się niewidomym urodził? W jaki to sposób teraz
widzi? Rodzice zaś jego tak odpowiedzieli: Wiemy, że to jest nasz syn i że się
urodził niewidomym. Nie wiemy, jak się to stało, że teraz widzi, nie wiemy
także, kto mu otworzył oczy. Zapytajcie jego samego, ma swoje lata, niech mówi
za siebie. Tak powiedzieli jego rodzice, gdyż bali się Żydów. Żydzi bowiem już
postanowili, że gdy ktoś uzna Jezusa za Mesjasza, zostanie wyłączony z
synagogi. Oto dlaczego powiedzieli jego rodzice: Ma swoje lata, jego samego
zapytajcie!
Znowu więc
przywołali tego człowieka, który był niewidomy, i rzekli do niego: Daj chwałę
Bogu. My wiemy, że człowiek ten jest grzesznikiem. Na to odpowiedział: Czy On
jest grzesznikiem, tego nie wiem. Jedno wiem: byłem niewidomy, a teraz widzę.
Rzekli więc do niego: Cóż ci uczynił? W jaki sposób otworzył ci oczy?
Odpowiedział im: Już wam powiedziałem, a wyście mnie nie wysłuchali. Po co
znowu chcecie słuchać? Czy i wy chcecie zostać Jego uczniami? Wówczas go
zelżyli i rzekli: Bądź ty sobie Jego uczniem, my jesteśmy uczniami Mojżesza. My
wiemy, że Bóg przemówił do Mojżesza. Co do Niego zaś nie wiemy, skąd pochodzi.
Na to
odpowiedział im ów człowiek: W tym wszystkim to jest dziwne, że wy nie wiecie,
skąd pochodzi, a mnie oczy otworzył. Wiemy, że Bóg grzeszników nie wysłuchuje,
natomiast Bóg wysłuchuje każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę.
Od wieków nie słyszano, aby ktoś otworzył oczy niewidomemu od urodzenia. Gdyby
ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic czynić. Na to dali mu taką
odpowiedź: Cały urodziłeś się w grzechach, a śmiesz nas pouczać? I precz go
wyrzucili.
Jezus
usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go rzekł do niego: Czy ty
wierzysz w Syna Człowieczego? On odpowiedział: A któż to jest, Panie, abym w
Niego uwierzył? Rzekł do niego Jezus: Jest Nim Ten, którego widzisz i który
mówi do ciebie. On zaś odpowiedział: Wierzę, Panie! i oddał Mu pokłon. Jezus rzekł:
Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci , którzy nie widzą,
przejrzeli, a ci, którzy widzą stali się niewidomymi. Usłyszeli to niektórzy
faryzeusze, którzy z Nim byli i rzekli do Niego: Czyż i my jesteśmy niewidomi?
Jezus powiedział do nich: Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu,
ale ponieważ mówicie: "Widzimy", grzech wasz trwa nadal.
Czy
ty wierzysz w Syna Bożego?
Pytanie
Jezusa skierowane do uzdrowionego niewidomego: "Czy wierzysz w Syna
Bożego?" jest nieustannie aktualne. To pytanie jest stale
kierowane do mnie, do Ciebie, do tych wśród których żyjesz, do każdego z nas. I
każdy z nas powinien je sobie ustawicznie zadawać: "Czy ja wierzę
naprawdę w Syna Bożego?" Od odpowiedzi na to pytanie zależy
przecież całe moje życie, wszystko co robię i czego robić nie powinienem. Co
więcej od odpowiedzi na to pytanie zależy nie tylko moja doczesna przyszłość,
ale także cała moja wieczność!
Oczywiście
odpowiedź nie jest ani prosta, ani łatwa. Uzdrowiony niewidomy -w dzisiejszej
Ewangelii- zadał pytanie, "A któż to jest, abym w Niego uwierzył?"
Ja wiem, kim On jest, znam Go, bo jestem katolikiem, bo mi o Nim powiedziano. I
dlatego powinienem zadać sobie być może inne pytanie: "A co to
znaczy wierzyć w Niego? Jakie są tego konsekwencje?" A może:
"Co robić, aby wiara moja nie była tylko pustą, słowną deklaracją
bez pokrycia? Wielu się do Niego (dla różnych zresztą celów i powodów)
przyznaje, wielu deklaruje wiarę w Niego, ale niewielu chce zgodnie z tymi
słownymi deklaracjami postępować. Czy aby nie jestem jednym z nich? Czy aby
wiara moja nie ogranicza się tylko do słownych deklaracji, które ostatecznie
tak niewiele kosztują i które zawsze można -w razie potrzeby- zmienić, boć
przecież "tylko krowa nie zmienia swoich poglądów". I czy to będzie
biskup, ksiądz, czy zakonnik, żona, matka, czy ojciec, dyrektor, czy księgowy,
student czy palacz centralnego ogrzewania ... każdy musi sobie na te właśnie
pytania uczciwie i konkretnie odpowiedzieć.
Chrystus nie
pyta: "Czy wierzysz w księdza, proboszcza, katechetkę, ale czy
wierzysz we Mnie? Czy wierzysz mi, bez względu na to, co inni robią i jak
się zachowują? Zdanie i zarzut: "Przestałem wierzyć w Boga,
bo taki lub inny ksiądz mnie zraził" jest tylko wymówką, jest tylko
szukaniem kozła ofiarnego.
Chrystus
stale mnie osobiście indaguje; "Czy wierzysz we mnie?"
A przy zmartwychwstaniu zada jeszcze jedno pytanie: "Co z tą wiarą
zrobiłeś?" Co Mu wtedy odpowiem?
I jeszcze jedno. Porażająca jest ślepota współczesnego świata, który nie
chce widzieć w Chrystusie Boga i Zbawiciela. Jesteśmy jak faryzeusze w naszym
powtarzaniu: „A kto śmie nas pouczać, nas oświeconych!!” Porażająca i
przerażająca jest ślepota współczesnego człowieka.
Homilia alternatywna
Światłość świata
Dziwna ślepota, która ogrania ludzi jest chorobą nie
oczu, ale duszy. Człowiek widzi wtedy to, co chce widzieć i tak, jak chce
widzieć. Taka choroba zasłania mu rzeczywistość i powoduje, że taki ślepy
człowiek żyje w świecie ułudy i mirażów, a nie w świecie realnym. Taka ślepota
powoduje nie tylko to, że nie widzimy żyjącego obok nas bliźniego, ale także
nie widzimy Boga. Co więcej, to co widzimy jest niejednokrotnie tylko projekcją
naszych pragnień i oczekiwań, a nie rzeczywistością realną. I dlatego Chrystus
proponuje nam uzdrowienie, przywrócenie wzroku, abyśmy mogli popatrzeć na świat
i zobaczyć go takim, jakim Bóg go stworzył i jakim Bóg go widzi (1Sm 16:7).
Nasz bowiem ogląd nie jest ani prawdziwy, ani dogłębny, a pozory przecież mylą.
To, co my sami bierzemy za trwałe i ważne, okazuje się ulotne i drugorzędne.
Bóg bowiem inaczej patrzy i widzi inaczej. Wybiera to co słabe i to co
wzgardzone przez człowieka, aby nikt wobec Boga się nie chełpił (1 Kor
1:25-29). Ta boża optyka, to widzenie świata w świetle bożym wydają się nam
czasami nie do przyjęcia, a przecież światłość którą Chrystus przynosi na
świat, jest światłością prawdziwą, która oświeca każdego człowieka (J 1:9),
jeśli tylko człowiek nie chce uparcie trwać w ciemności (J 8:12; 12:35)
Może dzisiaj, w czasach współczesnych, rozświetlonych tak
wieloma pozornymi światłami i świecidełkami, trzeba nam przejrzeć i nie dać się
uwieść i oślepić światłom rampy, które po przedstawieniu zgasną? Może potrzeba
nam nie coraz bardziej finezyjnych okularów i soczewek, ale światła
nadprzyrodzonego, aby dojrzeć to, co w naszym życiu naprawdę ważne? (Ez 12:2)
Nie mów, że widzisz, skoro być może już dawno straciłeś z
oczu to, co najważniejsze, skoro widzisz już tylko to co chcesz, a najczęściej
jedynie koniec własnego nosa.