18 marca 2022

III Niedziela Wielkiego Postu – C

Wj 3,1-8a. 13-15

Gdy Mojżesz pasał owce swego teścia, Jetry, kapłana Madianitów, zaprowadził pewnego razu owce w głąb pustyni i przyszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala? Gdy zaś Pan ujrzał, że Mojżesz podchodził, żeby się przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze środka krzewu: Mojżeszu, Mojżeszu! On zaś odpowiedział: Oto jestem. Rzekł mu Bóg: Nie zbliżaj się tu! Zdejmij sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą. Powiedział jeszcze Pan: Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga. Pan mówił: Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców, znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód. Mojżesz zaś rzekł Bogu: Oto pójdę do Izraelitów i powiem im: Bóg ojców naszych posłał mię do was. Lecz gdy oni mnie zapytają, jakie jest Jego imię, to cóż im mam powiedzieć? Odpowiedział Bóg Mojżeszowi: JESTEM, KTORY JESTEM. I dodał: Tak powiesz synom Izraela: JESTEM posłał mnie do was. Mówił dalej Bóg do Mojżesza: Tak powiesz Izraelitom: JESTEM, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba posłał mnie do was. To jest imię moje na wieki i to jest moje zawołanie na najdalsze pokolenia.

 

1Kor 10,1-6. 10-12

Nie chciałbym, bracia, żebyście nie wiedzieli, że nasi ojcowie wszyscy, co prawda, zostawali pod obłokiem, wszyscy przeszli przez morze, i wszyscy byli ochrzczeni w [imię] Mojżesza, w obłoku i w morzu; wszyscy też spożywali ten sam pokarm duchowy i pili ten sam duchowy napój. Pili zaś z towarzyszącej im duchowej skały, a ta skała – to był Chrystus. Lecz w większości z nich nie upodobał sobie Bóg; polegli bowiem na pustyni. Stało się zaś to wszystko, by mogło posłużyć za przykład dla nas, abyśmy nie pożądali złego, tak jak oni pożądali. Nie szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali i zostali wytraceni przez dokonującego zagłady. A wszystko to przydarzyło się im jako zapowiedź rzeczy przyszłych, spisane zaś zostało ku pouczeniu nas, których dosięga kres czasów. Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł.

 

Łk 13,1-9

W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie. I opowiedział im następującą przypowieść: Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia? Lecz on mu odpowiedział: Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć.

Jeśli się nie nawrócicie …

Chętnie słuchamy o Miłosierdziu Bożym, często się na nie powołujemy, co więcej -w nadziei Bożego Miłosierdzia- sami się często rozgrzeszamy licząc na to, że Bóg „nie będzie przecież małostkowy i wybaczy mi tych kilka drobnych potknięć”.

Niechętnie jednak słuchamy takich fragmentów Ewangelii, jak ten dzisiejszy, kiedy Chrystus z całą mocą karci grzeszników i wzywa do nawrócenia. W ogóle grzech, nawrócenie, pokuta nie są słowami miłymi dla naszych uszu. Krytykujemy Kościół, bo za często mówi o winie, bo przypomina nam w zbyt ostentacyjny sposób o naszych grzechach. Wolimy raczej iść do psychologa, psychoanalityka, lub jakiegoś innego guru niż do spowiedzi. Wolimy mówić o błędach i pomyłkach niż o grzechu.

Wielu księży w konfesjonałach ma też jakieś dziwne opory nazywania rzeczy po imieniu. Przypominam sobie, kiedy kilka lat temu, będąc w Lourdes poszedłem do Spowiedzi, do francuskiego księdza siedzącego akurat w konfesjonale, wiele się namęczyłem żeby mu jednak udowodnić, że mam grzechy i że mam się z czego spowiadać, kiedy on jednocześnie ze wszystkiego mnie uparcie i w bardzo psychologiczny sposób usprawiedliwiał.

Pojęcie grzechu zastąpiliśmy pojęciem słabości, socjologicznych czy genetycznych uwarunkowań. Stale zmniejsza się liczba penitentów, a wzrasta liczba ludzi świętych i tylko: „troszeczkę, czasami się mylących, ale w sposób niegroźny, bo przecież człowiek jest słaby i może czasami się pomylić„. Z czego ja się mam nawracać, z czego mam się spowiadać, przecież nikogo nie zabiłem, nie podpaliłem, nie okradłem i … nie mam się więc z czego spowiadać i nawracać …

Mówić o grzechu, o konieczności nawrócenia i zmiany życia, to w niektórych środowiskach bardzo niesmaczne, wprost niegrzeczne … . Czemu Kościół zamiast mówić o Miłosierdziu Bożym straszy piekłem, ogniem nieugaszonym i diabłem? Dlaczego stresuje nas grzechem, karą, poczuciem winy? Przecież Chrystus nie przyszedł aby nam wmawiać grzechy, ale aby nas zbawić, dlaczego więc niektórzy księża tak z uporem wmawiają nam grzechy i naganiają do konfesjonałów? Dlaczego nas stresują i nie pozwalają żyć beztrosko?

A przecież, skoro Chrystus przyszedł nas zbawić, uwolnić, wyzwolić, to chyba z czegoś więcej niż katar sienny i kilka „naturalnych” błędów i pomyłek. Przecież jeśli w tak bestialski sposób został zamordowany, to nie dla tych paru „drobnych potknięć”. I jeśli przyszedł mnie zbawić, i uwolnić … to muszę uznać, że „chciał mnie uwolnić i od czegoś”, bo skoro nie mam grzechu, to On mnie nie ma od czego zbawiać i uwalniać!

A ponadto nie wymażemy z Ewangelii takich tekstów, jak ten dzisiejszy i nie zagłuszymy głosu sumienia powtarzającego nam w głębi naszego ducha: „Jeśli się nie nawrócisz 

Nie zwlekaj więc, bo może nie będzie już innej okazji …


III Niedziela Wielkiego Postu (C) – osiem homilii

1.     Czas nawrócenia

  1. Leszek Smoliński

W książce pod tytułem „Nawrócenie” (2002) znajdujemy opis drogi, którą włoski pisarz Vittorio Messori. dotarł do katolicyzmu. Messori urodził się w Modenie w 1941 r. Został co prawda ochrzczony, ale jego rodzina nie praktykowała wiary i nie otrzymał w niej żadnego wychowania religijnego. Niewierząca rodzina i szkoła uczyniły z niego antyklerykała i racjonalistę. Momentem przełomowym okazało się dla niego lato 1964 r. Łaska Boża sprawiła, że 23-letni Vittorio, inteligentny i dobrze zapowiadający się student i pracownik centrali telefonicznej na nocnej zmianie, mieszkający w antyklerykalnym Turynie, studiujący u laickich profesorów, wziął do ręki Ewangelię i przeżył – niewytłumaczalne w sposób racjonalny – doświadczenie nawrócenia. Spotkał Jezusa Chrystusa i otrzymał dar pewności, że ten Człowiek prawdziwie był Synem Bożym. Później Ewangelii poświęcił całe swoje późniejsze życie. Stał się jednym z najpopularniejszych pisarzy katolickich o międzynarodowej sławie. Jest autorem wywiadu-rzeki z Janem Pawłem II pt. „Przekroczyć próg nadziei” oraz z kard. Josephem Ratzingerem – „Raport o stanie wiary”. Messori był świadomy tego, że życie „albo się przeżywa, albo się je pisze”. Dlatego zawsze poszukiwał odosobnionego miejsca, w którym mógłby zastanawiać się, jak przekonać ludzi, że nadzieja istnieje, że jest ona uzasadniona, że „chrześcijanin to nie kretyn”.

Patrząc na przykład Vittorio Messoriego widzimy, że Bóg daje człowiekowi czas. Nawrócenie stanowi zmianę kierunku życia opartego o wzór świata do wzoru, który pokazuje życie Jezusa. Czasem ta zmiana dokonuje się natychmiast po poznaniu Jezusa. Niekiedy proces nawrócenia trwa rok lub więcej, aż człowiek pokona w sobie opór przed panowaniem Boga w życiu. Przeszkodą może być lekceważenie własnych grzechów i słabości, porównywanie siebie z innymi czy przekonanie o tym, że wszelkie zmiany są niemożliwe. Pomocą jest ufne przyjęcie Boga do swojego życia i swojego serca, zdanie się na Jego pomoc. W tym kontekście bardzo zrozumiałe stają się tutaj słowa Jezusa wypowiedziane do św. Faustyny Kowalskiej: „Najboleśniej ranią mnie grzechy nieufności” (Dz. 1076).. Brak ufności nie pozwala na działanie Boga w duszy i w konsekwencji pozostawia człowieka samemu sobie.

Jezus przebywając przed Świętem Paschy w Betanii, zobaczył drzewo figowe okryte bogatą zielenią. Podszedł do niego, spodziewając się, że wśród liści znajdzie również owoce. Jezus doznał jednak rozczarowania, gdyż na drzewie nie było ani jednego owocu. Podobnego zawodu doznawał Jezus ze strony tych, którzy uważali siebie za pobożnych, ale nie przynosili oczekiwanego owocu. Większość mieszkańców Galilei już o Nim słyszała, niewielu uwierzyło w Niego. Czy Jezus ma jeszcze czekać na ich wiarę? Wielki Post jest czasem danym przez Boga do nawrócenia dla każdego z nas. Wszyscy jesteśmy skażeni grzechem, egoizmem, lubimy skupiać się na sobie i myśleć wyłącznie o sobie. Nawrócenie wskazuje na konieczność nieustannej gotowości do przemiany życia i zgody na to, by zostać zwyciężonym i porwanym przez Tego, który „ jest łaskawy, pełen miłosierdzia”..

2.     Sens życia

Piotr Blachowski

Większość z nas ma filozoficzne podejście do życia. Rozmyślamy nad możliwościami przetrwania, nad logiką naszych czynów, nad tym, co by było, gdyby… Jeśli jednak zastanowimy się nad sensem własnego życia, to dojdziemy do wniosku, że tak naprawdę nie potrafimy go odnaleźć. Ale dotyczy to naszego ziemskiego życia. Nad duchowym raczej się nie zastanawiamy, bo nie mamy na to czasu i ochoty. Przecież kto by się tym teraz przejmował? Może dopiero na emeryturze.

A gdyby tak już teraz zacząć się zastanawiać nad życiem duchowym? Zastanówmy się, czy to, co w nas tkwi, to jeszcze wiara czy już herezja albo nawet odejście od wiary?  Przysłowie mówi, że niebo zaczyna się tam, gdzie spełniają się ludzkie tęsknoty. Każdy człowiek odczuwa wewnętrzny głód szczęścia i bezpieczeństwa, a jednocześnie przepełnia go strach i obawy. Oczekujemy wielkich darów, wygranych na loterii, szczęścia, którego sobie życzymy przy okazji urodzin, rocznic itd. Życząc, zawsze myślimy o sobie, składając życzenia, mówimy to, czego sami oczekujemy. Popatrzmy na swoje życie, na to jak przemija nam czas przeznaczony dla Boga. Zaś z drugiej strony zauważmy, jak marnujemy czas przeznaczony dla siebie.

Jest jeszcze dla nas nadzieja, bowiem póki żyjemy i uczestniczymy w życiu kościoła, mamy możliwość korzystania z nauk Nauczyciela. Trzeba, abyśmy sobie uświadomili, że zaspokojenie głodu szczęścia i bezpieczeństwa może się dokonać jedynie w najściślejszej więzi z Bogiem. To On jest naszym największym Nauczycielem. On nas uczy jak żyć, jak kochać, jak oczekiwać. Daje nam najlepszy podręcznik do nauki: Pismo Święte – Słowo Boże. Żyjąc Jego Słowami, postępując według Jego napomnień, możemy zrealizować siebie i swoje życie.

W każdym z dzisiejszych czytań słyszymy Słowa Nauczyciela. Różne to Słowa, lecz podobnie obrazujące to, co nas dotyczy. Czy to słowa Mojżesza, który z woli Boga staje się  nauczycielem Izraela, czy św. Pawła, mającego uczyć i napominać Hebrajczyków, czy wreszcie słowa przypowieści ewangelicznej – wszystkie można sprowadzić do pięciu: prawda, posłuszeństwo, nadzieja, miłość i wiara.

Bóg, który jest prawdą, wymaga od nas posłuszeństwa, daje nam miłość, abyśmy w wierze mieli nadzieję.. Ale możemy również powiedzieć inaczej: mając nadzieję, posłusznie z wiarą szukamy miłości, by poznać PRAWDĘ. A poznać prawdę, to poznać Boga.

Prośmy naszego Nauczyciela, by nam otworzył serca i umysły na poznanie z wiarą i nadzieją  PRAWDY.

3.     Bóg wierzy w człowieka

  1. Augustyn Pelanowski OSPPE

Zapewne wiele wspólnego mają ze sobą bezowocne drzewo figowe oraz ten krzak również bezowocny, w którym jednak raczył objawić się Ogień Obecności. Bóg daje szansę każdemu z nas, aż do ostatniej chwili pragnie wzbudzić w człowieku choć jeden liść modlitwy, zwiastujący choćby najmarniejszy owoc nawrócenia. W filmie Andrieja Tarkowskiego „Ofiarowanie” bohater podlewa wyschnięte drzewo, opowiadając przy tym synowi apoftegmat o starcu, który miał wiarę zdolną obudzić do życia zwykły kołek wsadzony w ziemię. Dotychczas niewierzący, w obliczu nieuniknionej atomowej zagłady odkrywa w sobie lęk, który powoduje poszukiwanie zbawienia.

Jak wielu ateistów w obliczu nieszczęścia odruchowo odmawiało „Ojcze nasz”, wygoda zaś położyła na łopatki wiarę niejednego duchownego. Wiara człowieka czyni cuda, ale wiara Boga w człowieka czyni cuda jeszcze cudowniejsze! Bóg wierzy do końca w każdego człowieka, w jego przebudzenie, zwrócenie się ku Niemu. Gdy wysycha w nas miłość, On daje potoki obfitych wód oraz staje się ogniem nie spalającym, lecz oświecającym w mrokach zwątpienia. Przykłada nawóz poznania niegodziwości, która się w nas skrywa, by nas obudzić, i okopuje, by dostać się do zgniłych korzeni i je uleczyć.

Czy drzewo życia Mojżesza było urodzajne? Na pewno nie. Stracił wszystko: komfort życia, prestiż, szacunek pobratymców, więź z narodem, opiekę faraona – po prostu zawaliła mu się kariera. Gdy spoglądał w koronę gałęzi płonącego drzewa, doznawał tego samego zdziwienia, co wtedy, gdy spoglądał w rozgałęzioną koronę swojej historii.

Dlaczego Bóg jeszcze w nim płonie, skoro zawiódł wszystkich i zmarnował wszystko? Wokół niego był tylko nawóz zgniłej przeszłości. Czuł się obco, jak bezowocny figowiec w winnicy. Czy nie nawiedza cię podobny przygnębiający nastrój? Czy nie zmarnowałeś wszystkiego? Być może i ciebie niepokoi świadomość wyjaławiania ziemi swym bezwartościowym istnieniem? Jak wielu utyskuje na lata zmagania o zdobycie czegokolwiek, co uczyniłoby ich życie wartościowym. Jak wielu może odnaleźć się w obrazie Mojżesza, który stracił już wszelką nadzieję i dziwił się, dlaczego Bóg go nie opuścił.

Tak, Bóg daje i tobie w tym roku jeszcze jedną szansę, i nie wytnie cię z tej planety, bo jest ktoś, kto się za ciebie wstawił – Ogrodnik z Nazaretu. Jeszcze w tym roku z troską i miłością okopie cię i obłoży nawozem prawdy o tobie samym. Może wreszcie uda ci się to zobaczyć, czego tysiące ludzi nie umieją się dopatrzeć w drzewie krzyża? Jest martwe, bezlistne, bez korzenia, bez życia, bez wartości, a jednak przez fakt zawieszenia na nim jednego jedynego Owocu, stało się najsensowniejszym znakiem nadziei. Tym Owocem jest Jezus Chrystus. Jest Żywym Owocem, który każde martwe drzewo przywróci do życia, nawet twoje, bylebyś uczynił wszystko, by być z Nim w komunii!

4.     Obrzuceni nawozem grzechów

  1. Augustyn Pelanowski OSPPE

Drzewo inwestuje wszystkie siły w urodzenie owocu: wysysa z ziemi soki, dostarcza je przez pień do gałęzi, wypuszcza liście i poświęca piękno kwiatów, byleby tylko zaowocować. Drzewo bez owocu to po prostu drzewo bez możliwości odrodzenia się w nowym drzewie. Ten obraz drzewa figowego streszcza w sobie sens ludzkiego wysiłku, bowiem wszystko, co w życiu czynimy, jest po to, by się odrodzić w innym świecie, oddając siebie samych – jak owoc – Bogu.

Większość ludzi żyje jednak dla siebie samych i są oni jak drzewa, które nie rodzą owocu, żyją tylko tym światem, a nie światem, który ma przyjść. Ktoś taki nie widzi problemu. Wydaje mu się, że wszystko działa dobrze. Jest zdrowie, piękno, pieniądze, inteligencja, dostatek dóbr, miłość i powodzenie, używanie i nadużywanie ciała, ale nie ma troski o wieczność, o życie upodobnione do tego, który był „błogosławionym owocem żywota” Maryi.

Dla podkreślenia niebezpieczeństwa takiej sytuacji musi wystąpić coś, co jest sygnałem ostrzegawczym: NAWÓZ I SKOPANIE! Intensyfikacja cierpienia jest sygnałem, że najwyższy czas pomyśleć nie o tym świecie. Dopóki nie zauważymy, w jakie gnojowisko zabrnęliśmy z naszymi ideałami i planami, nie mamy wcale ochoty na nawrócenie, czyli na oddanie siebie Bogu. Gdy pojawia się dramat, gdy zawaleniu ulegają nasze projekty, gdy zostajemy obrzuceni nawozem naszych grzechów albo gdy czujemy się skopani przez kolejne doświadczenia losu, najwyższy czas pomyśleć w inny sposób o sensie życia.

Wtedy zwykle trochę poważniej zaczynamy myśleć o Bogu. Przestaje On być „kulą u nogi”, a staje się jedynym, który bierze pod ramię i nas podtrzymuje. Kwitnie refleksja, nasze modlitwy pachną miłością i owocujemy gruntowną spowiedzią.

Bóg oczekuje od nas wiary w przyszłe życie po zmartwychwstaniu, bardziej niż my lękamy się rozpaczy z powodu porażki na tym świecie. Jeśli tej wiary w nas nie odnajdzie, w końcu zostaniemy wycięci. Bo po co żyć, skoro nie chce się żyć wiecznie?

Wspomnijmy Pompeje. To miasto było przesycone erotyzmem i oznaki nadużywania ciała są widoczne do dziś. Wyżycie było łatwe i tanie, najtańsze prostytutki brały po dwa asy, tyle, ile kosztował ewangeliczny wróbel. Przyjemnie i rozkosznie żyło się w Pompejach. Ale nie uratowało to miasta przed nagłą zagładą, a może ją nawet wywołało, tak jak w przypadku Sodomy? W jednym z zachowanych domów publicznych mozaika przedstawia ciała kochanków w lubieżnym uścisku, nieopodal, w szklanej gablocie, spalone w popiele wulkanicznym ciała ofiar, splecione w łudząco identyczny sposób. W jednej chwili całe miasto, jak bezowocne drzewo, żyjące dla własnej przyjemności, zostało wycięte. Rolę biblijnej siekiery odegrał ognisty Wezuwiusz, 24 sierpnia 79 roku. Jest jeszcze tyle miast, które mają ambicje stać się nowymi Pompejami! Dlaczego tak łatwo nam uwierzyć, że Bóg jest miłosierny, a tak trudno, że jest sprawiedliwy?

5.     Ogień, który jest Bogiem

  1. Jan Waliczek

Dużym powodzeniem cieszą się filmy sensacyjne. Dziennikarze prześcigają się w wyszukiwaniu i przekazywaniu sensacyjnych wiadomości. Wokół sensacyjnych zdarzeń szybko tworzą się duże zgromadzenia, mnożą się komentarze i domysły. Niejednokrotnie sensacje stanowią miarę, według której bada się bieg historii.

Żądza sensacji zdaje się mieć wpływ także na przeżywanie religijności. Zainteresowania i uczucia religijne u wielu ożywają dopiero wtedy, gdy słyszą o mniej lub bardziej prawdziwym cudzie; gdy jakaś rzeczywistość religijna nabiera wymiaru spektakularnego. Tymczasem autentyczne życie religijne polega na ustawicznej zażyłości człowieka z Bogiem i na miłości ku bliźnim. Życie religijne ma swój zwyczajny rytm, niezależny od nadzwyczajnych zjawisk.

Płonący, choć nie spalający się krzew oglądany przez Mojżesza, miał posmak niemałej sensacji: „Zbliżę się, aby ujrzeć to niezwykłe zjawisko, dlaczego krzew się nie spala”. Zjawisko okazało się bardziej niezwykłe niż Mojżesz mógł przypuszczać. Z płonącego krzewu usłyszał głos wołający go po imieniu. Głos oznajmił, że wydarzenie dokonuje się na ziemi świętej. Mówiący przedstawił się jako „Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba”, który pragnie swój lud uciemiężony w Egipcie wyrwać z jarzma niewoli i wprowadzić do ziemi opływającej w mleko i miód. Wtedy też Bóg objawił coś ze swojej najgłębszej istoty: „Ja jestem, który jestem”.

Ogień płonącego krzewu okazał się znakiem obecnego Boga. Tym znakiem Bóg jeszcze niejednokrotnie się posłużył. Znak ognia uzyskał najwyższe znaczenie w wydarzeniu Pięćdziesiątnicy. Wtedy nad głowami Apostołów ukazały się języki ogniste i wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym. Odtąd ogień w tradycji uchodzi za znak Ducha Świętego. Nawiązuje do tego tekst hymnu „Veni Creator” [Przybądź Duchu Stworzycielu].

Działanie Ducha Świętego w ludzkim wnętrzu ma w sobie wiele podobieństwa do działania ognia. Duch Święty duchowo rozpala, oświeca, ogrzewa, raduje, oczyszcza, przetapia. Rozpala w człowieku życie Boże, oświeca sumienia i umysły, ogrzewa serca religijnie oziębłe, raduje smutnych, oczyszcza motywacje i postawy, przetapia to, co w ludzkim sercu jest bożyszczem. To wszystko zaś jest uświęcaniem człowieka, przywracaniem mu obrazu i podobieństwa do Boga. Jest też odzyskiwaniem wspólnoty z Chrystusem i usynowienia wobec Ojca. W sensie duchowym Trzecia Osoba Trójcy Świętej jest więc ogniem.

Być może zbyt śmiałe byłoby interpretowanie płonącego krzewu jako ognia Ducha Świętego. Niemniej, podobnie jak tamten ogień, Duch Święty sprawia zjawiska jeszcze bardziej niezwykłe, jak choćby szum, uderzenie wichru, ogniste języki, dar języków i inne. Duch Święty i nas woła po imieniu, co zdaje się mieć szczególny wyraz w wyborze nowego imienia z okazji przyjęcia sakramentu bierzmowania. On już nie tyle objawia się na ziemi świętej, ile raczej nas samych czyni miejscem świętym, terenem obecności Boga. Uświęcając nas, wyzwala z niewoli grzechu, niczym z jarzma egipskiego.

Według dokumentu Komisji Teologiczno–Historycznej Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 „Duch Święty należy do struktury duchowej człowieka”. On „stanowi sposób uczestnictwa człowieka w naturze Boga”. Włącza nas we wspólnotę z Bogiem, a – jak poucza Jan Paweł II – „głębokości Boże zostają niejako gościnnie otwarte dla uczestnictwa ze strony człowieka”. W przytoczonym dokumencie znajdujemy słowa św. Augustyna, nadzwyczaj celnie i prosto ujmujące relację: człowiek – Duch Święty: „Jeśli chcecie żyć Duchem Świętym, zachowajcie miłość, kochajcie prawdę, pragnijcie jedności, a osiągnięcie wieczność”.

Ogień, który jest Bogiem, Duch Święty, sprawia nam sensacje, które prawdziwie są godne ujrzenia i doświadczenia.

6.     Nawrócenie – „chwila prawdy”

  1. Jan Kochel

Popularny program telewizyjny „Chwila prawdy” emocjonuje wielu widzów. Wybrana rodzina otrzymuje tydzień czasu na przygotowanie się do trudnego zadania, które musi wykonać na oczach tysięcy telewidzów. Na zwycięzców czekają cenne nagrody.

Każdy chrześcijanin otrzymuje o wiele więcej czasu w okresie Wielkiego Postu na wykonanie o wiele ważniejszego zadania. Bóg wzywa do nawrócenia, do radykalnej zmiany sposobu myślenia, odwrócenia się od złych przyzwyczajeń, wad, grzechów. Tego rodzaju zadań nie wykonuje się na oczach wszystkich, ale w ciszy własnego serca, bez spektakularnego rozgłosu. Tutaj nagroda jest niewspółmierna do wkładanego wysiłku, nieprzeliczalna na dobra materialne i można ją zdobyć wielokrotnie. Każdy człowiek otrzymuje szansę nawrócenia. Jednak są tacy, którzy otrzymują ją w ostatniej chwili, jak ów ewangeliczny, nieurodzajny figowiec: „Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw…”. Od każdego z osobna zależy, jak wykorzysta ten dar. Czy zaangażuje wszystkie siły woli, intelektu, ducha; czy włączy w to najbliższych i rodzinę, by osiągnąć upragniony cel.

Dla Mojżesza taką „chwilą prawdy” było spotkanie na górze Horeb. Tam zapadły ważne decyzje, tam rozpoczął się czas wyzwolenia narodu z niewoli egipskiej. Tam podeszły w latach mąż Boży doczekał się wreszcie powołania do swej życiowej misji. Na świętej górze Mojżesz spotkał Boga swoich ojców i przekonał się o tym, że On jest wierny przymierzu. Co więcej, poznał Jego Imię i otrzymał zapewnienie o stałej pomocy. „JESTEM…” – to Boże Imię, Zawołanie i Zapewnienie! Nie każdy może być świadkiem „płonącego krzewu”, jednakże tak często stajemy się świadkami wydarzeń, które napominają, pobudzają do refleksji, wzywają do zastanowienia się nad własnym życiem.

Dwa tragiczne wydarzenia z czasów Jezusa: egzekucja zbuntowanych Galilejczyków, wykonana z rozkazu Piłata, i śmierć osiemnastu mieszkańców Jerozolimy pod gruzami zawalonej wieży w Siloam, przypominają codzienne wiadomości z dzienników telewizyjnych: wojny, tragedie, kataklizmy, terroryzm… Zawsze wtedy powraca pytanie: Dlaczego cierpią niewinni? Dlaczego wielu wydaje się, że Bóg „milczy”? Na takie pytania nie ma gotowych odpowiedzi. Ważna jest osobista refleksja i pytanie skierowane do samego siebie: Co to dla mnie oznacza? Co Bóg chce mi przez te wydarzenia powiedzieć? Do czego mnie wzywa? Św. Paweł, opisując przykłady z dziejów Izraela, wysuwa istotny wniosek: „A wszystko to przydarzyło się im jako zapowiedź rzeczy przyszłych, spisane zaś zostało ku pouczeniu nas, których dosięga kres czasów” (1 Kor 10,11). Przykłady z życia, tragiczne wydarzenia, kataklizmy, są zawsze wielką lekcją pokory i wezwaniem do osobistego nawrócenia. Stąd tak wymowne jest przysłowie, które Apostoł przypomniał bogatym i wygodnym Koryntianom: „Niech przeto ten, komu wydaje się, że stoi, baczy, aby nie upadł” (1 Kor 10,12).

Każdy dzień niesie ze sobą nowe wyzwania. Czasem cierpienie, choroby, ból są „zapowiedzią rzeczy przyszłych”. Lecz również każde dobre postanowienie i dobry czyn to początek drogi ku nowemu, to odwrócenie się od tego, co małe i przyziemne, ku temu, co zapowiada szczęśliwość wieczną. Nawrócenie nie jest luksusem dla wybranych, lecz „naszą chwilą prawdy”. Jeśli uda się nam dobrze wykonać to trudne zadanie, czeka na nas wspaniała nagroda.

http://liturgia.wiara.pl/doc/420039.3-Niedziela-Wielkiego-Postu-C

7.     Jeśli się nie nawrócicie …

Chętnie słuchamy o Miłosierdziu Bożym, często się na nie powołujemy, co więcej -w nadziei Bożego Miłosierdzia- sami się często rozgrzeszamy licząc na to, że Bóg „nie będzie przecież małostkowy i wybaczy mi tych kilka drobnych potknięć”.

Niechętnie jednak słuchamy takich fragmentów Ewangelii, jak ten dzisiejszy, kiedy Chrystus z całą mocą karci grzeszników i wzywa do nawrócenia. W ogóle grzech, nawrócenie, pokuta nie są słowami miłymi dla naszych uszu. Krytykujemy Kościół, bo za często mówi o winie, bo przypomina nam w zbyt ostentacyjny sposób o naszych grzechach. Wolimy raczej iść do psychologa, psychoanalityka, lub jakiegoś innego guru niż do spowiedzi. Wolimy mówić o błędach i pomyłkach niż o grzechu.

Wielu księży w konfesjonałach ma też jakieś dziwne opory nazywania rzeczy po imieniu. Przypominam sobie, kiedy kilka lat temu, będąc w Lourdes poszedłem do Spowiedzi, do francuskiego księdza siedzącego akurat w konfesjonale, wiele się namęczyłem żeby mu jednak udowodnić, że mam grzechy i że mam się z czego spowiadać, kiedy on jednocześnie ze wszystkiego mnie uparcie i w bardzo psychologiczny sposób usprawiedliwiał.

Pojęcie grzechu zastąpiliśmy pojęciem słabości, socjologicznych czy genetycznych uwarunkowań. Stale zmniejsza się liczba penitentów, a wzrasta liczba ludzi świętych i tylko: „troszeczkę, czasami się mylących, ale w sposób niegroźny, bo przecież człowiek jest słaby i może czasami się pomylić„. Z czego ja się mam nawracać, z czego mam się spowiadać, przecież nikogo nie zabiłem, nie podpaliłem, nie okradłem i … nie mam się więc z czego spowiadać i nawracać …

Mówić o grzechu, o konieczności nawrócenia i zmiany życia, to w niektórych środowiskach bardzo niesmaczne, wprost niegrzeczne … . Czemu Kościół zamiast mówić o Miłosierdziu Bożym straszy piekłem, ogniem nieugaszonym i diabłem? Dlaczego stresuje nas grzechem, karą, poczuciem winy? Przecież Chrystus nie przyszedł aby nam wmawiać grzechy, ale aby nas zbawić, dlaczego więc niektórzy księża tak z uporem wmawiają nam grzechy i naganiają do konfesjonałów? Dlaczego nas stresują i nie pozwalają żyć beztrosko?

A przecież, skoro Chrystus przyszedł nas zbawić, uwolnić, wyzwolić, to chyba z czegoś więcej niż katar sienny i kilka „naturalnych” błędów i pomyłek. Przecież jeśli w tak bestialski sposób został zamordowany, to nie dla tych paru „drobnych potknięć”. I jeśli przyszedł mnie zbawić, i uwolnić … to muszę uznać, że „chciał mnie uwolnić i od czegoś”, bo skoro nie mam grzechu, to On mnie nie ma od czego zbawiać i uwalniać!

A ponadto nie wymażemy z Ewangelii takich tekstów, jak ten dzisiejszy i nie zagłuszymy głosu sumienia powtarzającego nam w głębi naszego ducha: „Jeśli się nie nawrócisz …

Nie zwlekaj więc, bo może nie będzie już innej okazji …

8.     Jestem, Który Jest …

Bóg objawiający się Mojżeszowi w krzaku ognistym objawia mu także swoje Najświętsze Imię „JAM JEST, KTÓRY JEST”. Bóg sam o sobie mówi, że Jest. Filozofowie rozpoznają w tym objawieniu najgłębszą prawdę o metafizycznej istocie Boga, Który jest Bytem par excellance, IPSUM ESSE SUBSISTENS. Ale jednocześnie tenże sam, Niepojęty Bóg jest Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka, Bogiem Jakuba i Bogiem naszym, Ojcem pełnym miłosierdzia i przebaczenia, Który „nie chce śmierci grzesznika, ale aby się nawrócił i miał życie w obfitości”. Jezus w dzisiejszej Ewangelii właśnie o takim Bogu mówi. Tenże sam, Niepojęty i Nieskończony Bóg pochyla się nad ludzką biedą i pragnie jedynie wzrostu i zbawienia dla każdego. Tylko, że to zbawienie nie będzie nam dane na siłę i wbrew naszej woli. Tylko, że do osiągnięcia tegoż zbawienia potrzeba nie tylko zbawczej woli Boga samego, ale także mojej woli i mojego nawrócenia. I na to właśnie oczekuje pokornie Nieskończony, Niepojęty Bóg, Który stworzył nas bez nas, ale bez nas zbawić nas nie może. Wielki Post to czas, który został nam dany abyśmy sobie tę właśnie prawdę uświadomili.

Bóg nie czeka na nasze potknięcia. On nie jest Bogiem mściwym i bezlitosnym egzekutorem, ale szanując daną nam wolność, nigdy tej wolności nam nie odbierze, nawet jeśli któryś z nas wybierze potępienie. On sam gotów jest cierpieć widząc jak Jego miłowane stworzenie od Niego odchodzi coraz dalej, ale szanując daną mi wolność nigdy nie zmusi mnie do nawrócenia.

I to jest ryzyko Boga, Który Jest.