Syr 35,12-18
Ponieważ Pan jest Sędzią, który nie ma względu na
osoby. Nie będzie miał On względu na osobę przeciw biednemu, owszem, wysłucha
prośby pokrzywdzonego. Nie lekceważy błagania sieroty i wdowy, kiedy się
skarży. Kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty, a błaganie jego
dosięgnie obłoków. Modlitwa biednego przeniknie obłoki i nie ustanie, aż
dojdzie do celu. Nie odstąpi ona, aż wejrzy Najwyższy i ujmie się za
sprawiedliwymi, i wyda słuszny wyrok.
2Tm 4,6-9.16-18
Albowiem krew moja już ma być wylana na ofiarę, a
chwila mojej rozłąki nadeszła. W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem,
wiarę ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który
mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i
wszystkich, którzy umiłowali pojawienie się Jego. Pośpiesz się, by przybyć do
mnie szybko. W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale mię
wszyscy opuścili: niech im to nie będzie policzone! Natomiast Pan stanął przy mnie
i wzmocnił mię, żeby się przeze mnie dopełniło głoszenie /Ewangelii/ i żeby
wszystkie narody /je/ posłyszały; wyrwany też zostałem z paszczy lwa. Wyrwie
mię Pan od wszelkiego złego czynu i wybawi mię, przyjmując do swego królestwa
niebieskiego; Jemu chwała na wieki wieków! Amen.
Łk 18,9-14
Powiedział też do niektórych, co ufali sobie, że
są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść:
Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić,
jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił:
Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści,
cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję
dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam. Natomiast celnik stał z daleka i nie
śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej
litość dla mnie, grzesznika. Powiadam wam: Ten odszedł do domu
usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony,
a kto się uniża, będzie wywyższony.
Za kogo się uważam?
"Boże dziękuję Ci, że nie jestem jak inni;
oszuści, prostytutki, zdziercy, złodzieje, żebracy, nieudacznicy, lenie,
nieroby, rozwodnicy. Poszczę, chodzę regularnie do kościoła, modlę się i daję
jałmużnę ..." Jestem sprawiedliwy i uczciwy, nikogo nie krzywdzę i nikomu
nie szkodzę (naprawdę nikomu?), jestem prawie doskonały i ... tak na dobrą
sprawę ... nie potrzebuję Panie Twojej pomocy i Twoja śmierć na krzyżu nic mi
nie daje ... Sam sobie radzę w życiu i sam potrafię się zbawić.
Takie jest rozumowanie wielu spośród nas. Modlę
się za grzeszników „szczególnie tych, którzy najbardziej potrzebują
Miłosierdzia Bożego”, ale to nigdy nie jestem ja sam. To są zawsze „ci
inni”. To oni są grzeszni, to oni się w życiu pogubili, to oni potrzebują
miłosierdzia, to oni ... oszuści, złodzieje, cudzołożnicy, zdziercy, pijacy,
panny z dzieckiem, ladacznice, narkomani ... to oni ... A ja cóż mam sobie do
zarzucenie? Najwyżej „paciorka nie odmówię”, albo „może czasami coś
niepotrzebnego powiem”. I to wszystko, co mogę sobie zarzucić ... Jak ten
obłudny faryzeusz!! A czy tak jest naprawdę, czy ja aby nie jestem ślepy?!?!
"Boże, miej litość dla mnie grzesznika",
bo "czymże jestem przed Twoim obliczem? Prochem i niczem!" I bez Ciebie nic nie potrafię zrobić i
rzeczywiście niczym jestem i nędzą ...
Dwie modlitwy, dwie
postawy, dwie mentalności ... Z którą z nich ja sam się utożsamiam? Czy w moim
stosunku do Boga i do ludzi nie wynoszę się za bardzo i nie jestem zbyt dumny
nawet z mojej pokory!? Bo można tak daleko zajść, że nawet pokora będzie
dla mnie powodem do pychy, zarozumiałości i wynoszenia się nad innych!
Tomasz Meron w swojej
książce „Siedmiopiętrowa góra” pisze:
"Bezwzględne
wykluczenie z naszych modlitw wszelkich próśb dotyczących naszych osobistych
potrzeb jest rodzajem pychy - bo jest to tylko jedna więcej subtelna próba
ustawienia się na tym samym planie co Bóg i postępowania jak gdybyśmy nie mieli
potrzeb, jak gdybyśmy nie byli stworzeniami zależnymi od Niego ..."
Jest to ten rodzaj
subtelnej pychy, który najtrudniej jest rozpoznać i zdemaskować. Niby się uniżam,
niby jestem taki pokorny, że nawet stale modłę się tylko za innych, a
jednocześnie nad tych innych się wywyższam.
"Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto
się uniża (nie
poniża ! ale uniża) będzie wywyższony". Nie musisz się
poniżać. Nie szukaj tylko stale siebie i nie podkreślaj na każdym kroku Twojej
osoby, Twoich zasług, Twojej mądrości, Twojego sprytu, Twojej zaradności,
Twoich (nawet) dobrych czynów. Bądź po prostu pokorny. I miej miłosierdzie dla biedniejszych
od Ciebie, bo „Modlitwa biednego przeniknie obłoki” Nie myśl więc
tylko ustawicznie o sobie samym i nie szukaj stale zysku i lepszej pozycji dla
siebie.
Moje wieczne i
ustawicznie powtarzane "ja, Ja, JA, ja ..."
to dobry materiał na
jajecznicę,
ale nie na
chrześcijanina i ucznia Chrystusa.
=========================
Lub w kościołach w
których nie obchodzi się rocznicy poświęcenia kościoła własnego
Czytania:
Jr 31, 7-9; PS 126; Hbr 5, 1-6; Mk 10,46-52
30 NIEDZIELA OKRESU
ZWYKŁEGO – C
Uzdrowienie
niewidomego ...
Czytając
dzisiejszą Ewangelię warto zauważyć kilka -pozornie drobnych- szczegółów:
pierwszy -
niewidomy żebrak Bartymeusz słysząc że nieopodal przechodzi Jezus zaczyna
wołać, błagać i prosić. Co więcej jest w tym bardzo uparty, bo nie zniechęcają
go napominania i karcenie innych.
drugi – to
reakcja Jezus na wołanie żebraka. Jezus nie mija go obojętnie, nie lekceważy
jego wołania, tylko każe mu przyjść do siebie.
trzeci –
Bartymeusz natychmiast zrzuca z siebie żebraczy płaszcz, zrywa się i
idzie do Jezusa.
I
czwarty – to powtarzane wielokrotnie
przez Jezusa słowa: "Twoja wiara cię uzdrowiła".
Warto
te kilka szczegółów odnieść do naszej egzystencjalnej sytuacji. Warto abyśmy
zobaczyli siebie w podobnej sytuacji i odnaleźli dla siebie wskazówki.
Czyż
nie jesteśmy bardzo często podobni do niewidomego żebraka Bartymeusza? Czyż nie
jesteśmy ślepi i niejednokrotnie bez jakiejkolwiek perspektywy? Czy nie wydaje
nam się, że życie się nam pokiereszowało i nie ma dla nas żadnej szansy na
naprawę? Wtedy właśnie trzeba nam wołać do Jezusa z całych sił i natarczywie:
"Jezusie, Synu Boży, ulituj się nade
mną!" W takich właśnie –pozornie beznadziejnych- sytuacjach musimy
sobie przypomnieć, że jest Ktoś, Kto może nam pomóc, kto nas nie odrzuci, Kto
nas nie zlekceważy, Kto nas nie minie obojętnie. Często o tym zapominamy i
próbujemy radzić sobie sami i ?? ... tak niewiele z tego wychodzi.
Trzeba
jednak uświadomić sobie i to, że muszę zrzucić z siebie "żebraczy
płaszcz" moich grzechów i złych przyzwyczajeń, moich nałogów i ułomności.
Ale także muszę przyjść do Jezusa, muszę podjąć ten wysiłek nawet po omacku,
jak niewidomy Bartymeusz. Nie mogę pozostawać w swojej dotychczasowej sytuacji
i oczekiwać, że Bóg dokona cudu wbrew mojej woli, że przymusi mnie do czegoś,
czego sam zrobić ani zmienić nie chcę. Bóg będąc Ojcem, Który dał nam wolność
wyboru nie może nam jej nigdy odebrać, nawet jeśli widzi, że uparcie tkwimy w
naszych grzechach. On może tylko czekać, że przyjdziemy do Niego jak
Bartymeusz, jak marnotrawny syn.
I
po trzecie, aby być uzdrowionym i oczyszczonym nie mogę zapomnieć o koniecznym,
nieodzownym elemencie, o zaufaniu Jezusowi. Tylko wiara szczera, głęboka i
bezgraniczna, tylko zaufanie Bogu może mnie uzdrowić. Tylko jeśli wierzę
usłyszę słowa: "Idź, twoja wiara cię
uzdrowiła".
Często
jednak się zdarza, że oczekuję od Boga cudu, a jednocześnie z mojej strony nie
robię nic, albo niewiele, aby tego cudu doświadczyć, aby być uzdrowionym.
Czasami jest i tak, że będąc chory i ślepy udaję, że wszystko jest w porządku,
że nie mam potrzeby nic w życiu zmieniać i niczego "zrzucać", niczego
od siebie wymagać. Nie chcę podejść do Jezusa, nie chcę poddać Jego
uzdrawiającej mocy moich ran, udając, że ich nie ma, że same się zagoją, że
wszystko samo się poukłada. Taka postawa pogłębia tylko
moją ślepotę i czyni ją coraz bardziej nieuleczalną. Takie udawanie, a czasami
nawet butne i zarozumiałe odrzucanie możliwości uleczenia, zaskorupia mnie i
zaślepia w mojej pysze i powoduje że uzdrowienie staje się praktycznie
niemożliwe.
Niestety
nasza obecna cywilizacja sprzyja takim właśnie postawom. Jesteśmy zadufani, bo
wydaje nam się, że coraz więcej zależy od nas, że sukcesy w dziedzinie
technologii czynią nas prawie bogami. Pogoń za sukcesem, konformizm,
permisywistyczne nastawienie do życia, szukanie przyjemności i wygody za
wszelką cenę, odrzucanie wszelkich ograniczeń, negowanie istnienia ostatecznej
i niepodważalnej prawdy ... to wszystko powoduje, że gubimy się i stajemy się
coraz bardziej ślepi na wartości moralne czy etyczne. Czasami, bo tak
wygodniej, czasami, bo to się bardziej opłaca, a czasami dlatego, że trzeba by
było iść pod prąd współczesnym modom, że trzeba by się było wychylić.
I
tak brniemy coraz głębiej w naszym zagubieniu i dezorientacji, choroba staje
się coraz bardziej poważna a jednocześnie my sami nie chcemy jej dostrzec,
przyznać się do jej istnienia, ani tym bardziej poddać jej leczącemu dotknięciu
Chrystusa. Jest nam z tym czasami niewygodnie, pojawiają się wyrzuty sumienia,
ale nadal udajemy, że wszystko jest w porządku, że jesteśmy panami naszego
życia, że nad wszystkim panujemy i że wszystko jest pod kontrolą.
Bóg
jednak z nas nie rezygnuje i próbuje ustawicznie sprowadzić nas do siebie.
Bardzo łagodnie i po ojcowsku upomina, przypomina, podpowiada ale w końcu
-widząc że jesteśmy uparci i zasklepieni- czasami dopuszcza krach,
nieszczęście, poważniejszą biedę. I wtedy nie rozumiemy skąd, dlaczego, po co?
A przecież w ten sposób Bóg chce nas uchronić przed największym nieszczęściem,
przed potępieniem na wieczność.
Ślepota
bowiem, to nic innego jak grzech, który nas zaślepia. A grzech to nic innego
jak świadome i egoistyczne powiedzenie Bogu: „nie potrzebuję Cię, jestem samowystarczalny i wiem najlepiej co jest
dla mnie dobre, a Ty nie będziesz mi dyktował co mam robić, a czego nie robić”.
To właśnie powoduje smutek Boga – Ojca, Który widzi, że się od Niego oddalam i
wie, że istnieć bez Niego nie mogę, a jednocześnie widzi, że istnieć w Nim i
przy Nim nie chcę. A ja oddalając się od Boga – Ojca i Stworzyciela nie tylko
Go lekceważę, ale stwarzam sam dla siebie piekło. A piekło to właśnie istnienie
bez Boga i bez miłości, wśród podobnych do mnie egoistów, cyników i samolubów.
Jak można istnieć z dala od Źródła wszelkiego istnienia? I przed tym Bóg
pragnie mnie uchronić, przed ostateczną ślepotą i życiem w wiecznej ciemności.
Dlatego
wołaj do Jezusa: "Jezusie, Synu
Boży, ulituj się nade mną!" dopóki ie jest jeszcze za późno.