Przez całe życie stawiam Pana Boga przed trybunałem
mojego ludzkiego rozumu i każę Mu się tłumaczyć z Jego boskiej woli, a w chwili
śmierci Bóg postawi mnie przed trybuałem ostatecznej i niedyskutowalnej Prawdy.
I to nie Bóg mnie potępi, czy skaże na wieczne potępienie. To ja sam wydam na
siebie jedyny, ostateczny sprawiedliwy i nieodwołalny wyrok w obliczu ostatecznej
Prawdy.
Jeśli przez całe życie unikasz prawdy, kpisz sobie z
niej, negujesz jej istnienie i lekceważysz sobie ją, to nie bądź zdziwiony, że to
ona ostatecznie ukaże ci się jako twój sędzia.
I gdzie będzie wtedy "tolerancja", subiektywizm,
sytuacjonizm, kompromisy, naginanie i manipulacje prawdą, twoje racje, twój
punkt widzenia i twoja wizja świata bez reguł i bez zasad?