Msza rano
2Sm 7,1-5.8b-12.14a.16
Gdy król zamieszkał w swoim domu, a Pan poskromił
wokoło wszystkich jego wrogów, rzekł król do proroka Natana: Spójrz, ja
mieszkam w pałacu cedrowym, a Arka Boża mieszka w namiocie. Natan powiedział do
króla: Uczyń wszystko, co zamierzasz w sercu, gdyż Pan jest z tobą. Lecz tej
samej nocy Pan skierował do Natana następujące słowa: Idź i powiedz mojemu
słudze, Dawidowi: To mówi Pan: Czy ty zbudujesz Mi dom na mieszkanie? To mówi
Pan Zastępów: Zabrałem cię z pastwiska spośród owiec, abyś był władcą nad ludem
moim, nad Izraelem. I byłem z tobą wszędzie, dokąd się udałeś, wytraciłem przed
tobą wszystkich twoich nieprzyjaciół. Dam ci sławę największych ludzi na ziemi.
Wyznaczę miejsce mojemu ludowi, Izraelowi, i osadzę go tam, i będzie mieszkał
na swoim miejscu, a nie poruszy się więcej, a ludzie nikczemni nie będą go już
uciskać jak dawniej. Od czasu kiedy ustanowiłem sędziów nad ludem moim
izraelskim, obdarzyłem cię pokojem ze wszystkimi wrogami. Tobie też Pan
zapowiedział, że ci zbuduje dom. Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok
swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich
wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. Ja będę mu ojcem, a on będzie Mi synem,
a jeżeli zawini, będę go karcił rózgą ludzi i ciosami synów ludzkich. Lecz nie
cofnę od niego mojej życzliwości, jak ją cofnąłem od Saula, twego poprzednika,
którego opuściłem. Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki.
Twój tron będzie utwierdzony na wieki.
Łk 1, 67-79
Wtedy ojciec jego, Zachariasz, został napełniony
Duchem Świętym i prorokował, mówiąc:
Niech będzie uwielbiony Pan, Bóg Izraela, że
nawiedził lud swój i wyzwolił go, i moc zbawczą nam wzbudził w domu sługi swego,
Dawida:
jak zapowiedział to z dawien dawna przez usta
swych świętych proroków, że nas wybawi od nieprzyjaciół i z ręki
wszystkich, którzy nas nienawidzą; że miłosierdzie okaże ojcom naszym i wspomni na
swoje święte Przymierze - na przysięgę, którą złożył ojcu naszemu, Abrahamowi, że nam użyczy tego, iż z mocy nieprzyjaciół wyrwani bez lęku służyć
Mu będziemy w pobożności i sprawiedliwości przed Nim po
wszystkie dni nasze.
A i ty, dziecię, prorokiem Najwyższego zwać się
będziesz, bo pójdziesz przed Panem torując Mu drogi; Jego ludowi dasz poznać zbawienie [co się dokona] przez odpuszczenie mu grzechów, dzięki litości
serdecznej Boga naszego. Przez nią z wysoka Wschodzące Słońce nas
nawiedzi,
by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci
mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju.
Wigilia sprzed 24 lat ... Tshabula ? Zair, 24.12.92
Drodzy Moi, dzisiaj naszło mnie na pisanie, bo to przecież Wigilia
Bożego Narodzenia i normalnym jest, że myślami wraca się do Polski, do
zwyczajów i tradycji wigilijnych i świątecznych. A tutaj, cóż? Nic z tego. Nie
będzie wieczerzy wigilijnej, bo tutaj nieznana i nawet moi belgijscy
współbracia nie wiedzą, o co chodzi, kiedy ich o to pytam. Nie będzie więc
łamania się opłatkiem, ani życzeń, ani zupy rybnej, ani karpia w galarecie, ani
kapusty z grzybami, ani makówek. Nie będzie nawet choinki, ani kolęd, ani
prezentów pod choinką też nie będzie. Pytałem o pasterkę, ale powiedziano mi,
że ze względu na niepewną sytuację polityczną i ogólny niepokój ludzie boją się
wychodzić po nocy z domów, więc pasterkę zrobi się około 21 i to wszystko.
Byłem dzisiaj w kościele w Manice i widziałem szopkę.
Skromniutka i bardzo „nie nasza”, bo wszystkie figurki: Dzieciątka i Maryi, i
św. Józefa, i pastuszków tutejsze, tzn. afrykańskie. Wprawdzie to normalne i to
jest właśnie to, co nazywa się inkulturacją chrześcijaństwa, ale jednak dziwnie
się ogląda „małego murzynka w żłóbku...”, a poza tym nie ma w niej polskiego
sianka i gwiazdy, ani nawet waty imitującej śnieg. Zresztą tego symbolu
miejscowi i tak by nie zrozumieli, bo po prostu nigdy śniegu nie widzieli i nie
wiedzą co to takiego, a w ogóle to dlaczego niby ma być śnieg przy narodzeniu
Jezusa? Czy tak było 2 tysiące lat temu, w Betlejem? To przecież tylko nasza
lokalna, polska tradycja.
Chociaż z drugiej strony, to taka pozytywna refleksja
przyszła mi do głowy przy tej afrykańskiej szopce: tak różne kultury i tak
różne tradycje, a jednak coś je łączy... wiara w tego samego Boga i Zbawiciela,
w Jego Narodzenie... On się przecież narodził również dla tych ludzi, a może
szczególnie dla nich: biednych i umęczonych, głodnych i obdartych,
wystraszonych i zmaltretowanych przez polityczne rozgrywki. Dla nich te święta,
to przecież też Boże Narodzenie, mimo że nazywają je po swojemu Noeli
lub Musumbu Uwamp. Pewno to Boże Narodzenie bardziej pasuje tutaj
i chyba tutaj bardziej jest na miejscu ta bieda rodzącego się w stajni i
ubóstwie Boga niż w opływającej we wszystko Europie. Dla ilu naszych
chrześcijan Boże Narodzenie to tylko tradycja i związane z tym (piękne, ale
jakże często już puste) zwyczaje i święta, a więc czas wolny, czasem obżarstwo,
a nawet pijaństwo, ale nie Boże Narodzenie...? Sklepy przelewające się wszelkim
dobrem, wystawne przyjęcia, po których chorzy z przejedzenia odwożeni są do
szpitala na płukanie żołądka. A w Niemczech i w Belgii miałem nawet okazję
widzieć specjalne sklepy z mikołajowymi i świątecznymi prezentami dla piesków i
kotków... opakowanymi w stosowny papier.
Jechałem wczoraj w południe z ks. Krzysztofem z Tshabuli i
tak rozmawialiśmy po drodze. W pewnym momencie powiedział niby ze śmiechem (ale
jednak można było wyczuć w jego głosie nutkę nostalgii): „Jak tu jestem pięć
lat, to nie miałem nigdy wigilii”. Zapytałem go: „Ale opłatkiem to się
chyba połamiemy?”, na co odpowiedział: „Tak, tylko żeby inni nie
widzieli, bo by się zgorszyli, że łamiemy się hostią” (nie mamy opłatka,
więc użyjemy nie konsekrowanej hostii). Opłatek, to również nasz polski
zwyczaj. Niewątpliwie piękny, ale ile w tych składanych przy tej okazji
życzeniach jest szczerości, ile prawdy i życzliwości, a ile tylko pustego
zwyczaju...?
Takie to myśli, smutne i krytyczne przychodzą mi dzisiaj do
głowy. Smutnawe, bo daleko od domu, od swoich, od Matki, która będzie znowu te
święta spędzać samotnie i na pewno popłacze sobie przy wigilijnym stole.
Smutnawe, bo dla mnie to pierwsze Boże Narodzenie tak daleko od Polski, od
domu, na Czarnym Lądzie. A krytyczne, bo z daleka, z perspektywy Afryki i jej
nędzy jednak ostrzej się widzi. A stąd tym bardziej ostro, skoro kontrast nawet
między zubożałą Polską, a naprawdę biednym Zairem jest straszliwy. Codziennie
widzę dzieci pukające do drzwi naszej parafii w Manice i proszące o coś do
jedzenia, wygłodniałe, brudne i wychudzone. Ks. Krzysztof mówi wtedy: „Mały
Jezusek przyszedł prosić o chleb, trzeba mu coś dać, nie wolno odprawić go z
niczym”. Oczywiście kończy się to tym, że za chwilę takich małych Jezusków
pod drzwiami jest cała gromada i wszystkie wyciągają ręce po kawałek bułki, czy
garść bukari. Co robić w takich sytuacjach, kiedy wiadomo, że i
tak dla wszystkich nie wystarczy...? Któremu z tych umorusanych, brudnych i
głodnych dzieci powiedzieć: nie ma więcej, brakło mi chleba, ty już nie
dostaniesz...?
Ile chleba w naszych polskich domach wyrzuca się do śmietnika,
ile bułek obłożonych szynką poniewiera się w śmietnikach naszych polskich
szkół, bo dziecko nie zjadło drugiego śniadania przygotowanego przez mamę, bo
nie miało apetytu...? Ile naszych polskich dzieci będzie grymasić przy
wigilijnym czy świątecznym stole, albo wybrzydzać na prezenty pod choinką? A
tutaj dzieci robią sobie modele samochodów z powyginanego drutu miedzianego,
czy z pogiętych puszek po konserwach znajdowanych na śmietnikach i cieszą się
taką własnoręcznie zrobioną zabawką jak największym skarbem, nie mając nawet
pojęcia o tym, co to są prezenty, czy choinka, gwiazdka, czy Mikołaj.
Oczywiście to nie wina naszych polskich dzieci, że tutaj jest taka bieda (bo to
wina raczej światowej polityki, a w dużej mierze i polityków miejscowych), ale kiedy
się jest tutaj i kiedy widzi się to wszystko z bliska, a jeszcze bardziej kiedy
się nie umie tej biedzie zaradzić, to chciałoby się powyciągać wszystkie bułki
z koszów i wszystek chleb ze śmietników i przywieźć to tutaj. Z drugiej
jednak strony konsumpcyjny styl życia Europy, w tym także Polski przyczynia się
do pogłębienia tych przepaści i biedy krajów niedorozwiniętych.
Inna myśl, która mi przyszła do głowy przy tej afrykańskiej
szopce to refleksja, że przecież rodzi się Bóg, Książe Pokoju. W wielu
afrykańskich krajach umęczonych wewnętrznymi konfliktami zbrojnymi,
przewrotami, masakrami, wojnami ten Bóg - Książe Pokoju byłby najbardziej
potrzebnym Władcą. A cóż chrześcijańska
Europa im proponuje? Ciekawe, że chyba w żadnym kraju afrykańskim nie jest
produkowana na skalę masową broń, a wszystkie jej mają pod dostatkiem. Skąd ta
broń pochodzi? Kraje trzeciego świata zadłużają się coraz bardziej eksploatując
i sprzedając za pół darmo swoje bogactwa naturalne i nie mogąc spłacić raz
zaciągniętych pożyczek, które poszły nie na poprawę warunków życia ludzi tylko
na zakup właśnie broni i bogacenie się lokalnych kacyków. A lud, ten prosty lud
żyjący w buszu i z dala od wielkiej polityki głoduje i klepie biedę. Och...
można by prawie bez końca snuć takie myśli i rozważania. Ciekawe, że są one tak
ostre i wyraziste dopiero kiedy się tu przyjedzie i zobaczy z bliska, co to
znaczy kraje, jak się je eufemiczne nazywa „rozwijające się”, chociaż
należałoby wprost powiedzieć - niedorozwinięte gospodarczo.
Kilka dni temu ks. Laurenty Janssen (ekonom naszego domu
wychowawczego w Tshabuli i proboszcz parafii w Musonoie) poprosił mnie o pomoc
w spowiadaniu młodzieży w swojej parafii. Wrażenia: ubogi kościół, przerobiony
z fabrycznego magazynu, ale dużo młodzieży (około 100-120 osób). Bardzo ładnie
przygotowane i prowadzone nabożeństwo pokutne. Czego można im pozazdrościć to
tego, że umieją, potrafią i chcą śpiewać. A później spowiedź, niektórzy po
francusku, cześć po swahili. Żyją skromnie a nawet ubogo, borykają się ze swoimi
grzechami, ale co mnie zaskoczyło, a nawet wzruszyło to fakt, że oni wszyscy
naprawdę chcą być lepsi. Gdybyż tylko mogli mieć ku temu warunki, żeby się
uczyć, żeby nie musieć kraść z głodu... żeby nikt nie szczuł jednego plemienia
przeciwko drugiemu...? Oni są tacy bezbronni wobec propagandy i demagogii, tacy
łatwowierni i naiwni...
A do tego jeszcze czary, zabobony, przesądy, rzeczy od
których włosy się jeżą na głowie. Dzisiaj rano ks. Krzysztof przychodzi na
śniadanie z problemem, któremu nie wie jak zaradzić. Opowiada historię o
dziesięcio-, może jedenastoletniej dziewczynce przygotowującej się do I Komunii
św., którą rzekomo własna babka chce uczynić czarownicą, dając jej do jedzenia
ludzkie ciało i domagając się, żeby dziecko zabiło swoich rodziców i dwoje z
rodzeństwa. Rodzice są przerażeni, bo wierzą, że to co dziecko opowiada jest
prawdą i są przekonani, że wszystkie kłopoty i nieszczęścia w rodzinie:
bezrobocie ojca, głód i choroby, spowodowane są właśnie urokiem rzuconym przez
babkę. Nikt się tutaj z tego nie śmieje i wszyscy traktują sprawę raczej
poważnie, bo to jest właśnie Afryka z jej tradycjami i zabobonami, które do
dzisiaj zakorzenione są głęboko w mentalności ludzi. Właśnie ks. Krzysztof
pojechał z tym dzieckiem do miejscowego księdza - l’abbé Paul, który prowadził
kiedyś studia nad tym problemem w szczepach zairskich i jest uznawany za
specjalistę od zabobonów miejscowych i czarów, a także ma chyba prawo do
przeprowadzania egzorcyzmów.
Co robić w takiej sytuacji, kiedy rzeczywiście rzeczy i
historie opowiadane przez dziecko są niesamowite? To jest właśnie Afryka z
bliższa i z całkiem bliska... Trochę mniej kolorowa niż na podróżniczych
filmach i na pewno mniej powierzchownie piękna, ale jednak piękna i
fascynująca.
No cóż, nie będzie więc wigilijnej wieczerzy. W pierwszy
dzień świąt spotkamy się wszyscy (salwatorianie z okolic Kolwezi) wieczorem w
naszym domu formacyjnym w Tshabuli. Nasi klerycy przygotowują jakieś rozrywki
na ten wspólny wieczorek. Po raz drugi spotkamy się w Sylwestra, na pożegnanie
starego roku, a po Nowym Roku rozpocznie się normalne życie, tzn. dla naszych
kleryków i dla mnie wykłady w seminarium, a dla miejscowych ludzi... czy oni
chociaż zauważą, że zmieniła się cyfra w kalendarzu? W tym tutejszym
zamieszaniu i niepokoju... jakież ma znaczenie zmiana roku, skoro nie przynosi
on niczego dobrego mimo, że i tutaj składa się życzenia „Mwaka Mpya wa
heri”.
„Podnieś rączkę, Boże Dziecię, błogosław ojczyznę miłą,
również tę tutejszą, zairską i udziel pokoju, pokoju i sprawiedliwości... ale
nie zapomnij też o chlebie, a może raczej o bukari...”
Bóg wzbudził moc zbawczą
Kończy się Adwent. Już dzisiaj wieczorem
zasiądziemy do wigilijnej kolacji, będzie podniośle i uroczyście, chociaż na
pewno w wielu domach smutno i skromnie, żeby nie powiedzieć ubogo. I po kolacji
być może stać nas jeszcze będzie na kilka kolęd, a może nawet na nocną wyprawę
do kościoła „na Pasterkę”. Leniwie upłyną dwa kolejne świąteczne dni ... i może
na tym skończą się święta? Co z tego, że „Bóg nawiedził lud swój”, co z tego,
że ja miałem przede wszystkim przygotować serce na Jego przyjście, co z tego ,
że On przychodzi, abyśmy wyrwani z mocy naszych grzechów, żyli w pokoju i
sprawiedliwości?
Jakoś „otrzaskały nam się” te święta,
spowszedniał Adwent i stracił swój sens i znaczenie. W powodzi zewnętrznych
przygotowań, tak niewiele czasu i sił zostaje już na coś głębszego, na
przygotowanie serca, na refleksję, na zastanowienie: „Po co –tak naprawdę- Bóg
przychodzi do człowieka? Po co się rodzi wśród nas?” Cały Stary Testament jest
pełen mesjańskich zapowiedzi, pełen tęsknoty za Tym, Który ma przyjść. Ludzie
Starego Testamentu czekali, ale kiedy Oczekiwany przyszedł ... przeoczyli,
zignorowali Jego przyjście, nie rozpoznali Tego, Który nawiedził swój lud.
Czy nie jest podobnie w naszym życiu? Niby wierzę,
niby czekam, niby coś tam gdzieś „w duszy gra”, ale kiedy Oczekiwany przychodzi
... ja jestem zaaferowany sprawami drugorzędnymi, bez znaczenia. A może by tak w tym ostatnim dniu Adwentu
znaleźć choć odrobinę czasu na spotkanie z Tym, Który przychodzi?
Nie przegap jego przyjścia, nie przesłoń go
sztuczną choinką i symbolicznym, pustym nakryciem na stole. Zrób coś, kiedy
przychodzi do ciebie w twoim sąsiedzie, potrzebującym pomocy, w zaniedbanym
dziecku, w twoim krewnym borykającym się z kłopotami. Nie przegap Jego
przyjścia!!!!
Iz 62,1-5
Przez wzgląd na Syjon nie umilknę, przez wzgląd
na Jerozolimę nie spocznę, dopóki jej sprawiedliwość nie błyśnie jak zorza i
zbawienie jej nie zapłonie jak pochodnia. Wówczas narody ujrzą twą sprawiedliwość
i chwałę twoją wszyscy królowie. I nazwą cię nowym imieniem, które usta Pana
oznaczą. Będziesz prześliczną koroną w rękach Pana, królewskim diademem w dłoni
twego Boga. Nie będą więcej mówić o tobie "Porzucona", o krainie twej
już nie powiedzą "Spustoszona". Raczej cię nazwą "Moje w niej
upodobanie", a krainę twoją "Poślubiona". Albowiem spodobałaś
się Panu i twoja kraina otrzyma męża. Bo jak młodzieniec poślubia dziewicę, tak
twój Budowniczy ciebie poślubi, i jak oblubieniec weseli się z oblubienicy, tak
Bóg twój tobą się rozraduje.
Dz 13,16-23
Wstał więc Paweł i skinąwszy ręką, przemówił:
Słuchajcie, Izraelici i wy, którzy boicie się Boga! Bóg tego ludu izraelskiego
wybrał ojców naszych i wywyższył lud na obczyźnie w ziemi egipskiej i
wyprowadził go z niej mocnym ramieniem. Gdy zaś jego odrzucił, powołał Dawida
na ich króla, o którym też dał świadectwo w słowach: Znalazłem Dawida, syna
Jessego, człowieka po mojej myśli, który we wszystkim wypełni moją wolę. Z jego
to potomstwa, stosownie do obietnicy, wyprowadził Bóg Izraelowi Zbawiciela
Jezusa.
Mt 1,1-25
Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna
Abrahama. Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba; Jakub ojcem Judy i jego
braci; Juda zaś był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar. Fares był
ojcem Ezrona; Ezron ojcem Arama; Aram ojcem Aminadaba; Aminadab ojcem Naassona;
Naasson ojcem Salmona; Salmon ojcem Booza, a matką była Rachab. Booz był ojcem
Obeda, a matką była Rut. Obed był ojcem Jessego, a Jesse ojcem króla Dawida.
Dawid był ojcem Salomona, a matką była /dawna/ żona Uriasza. Salomon był ojcem
Roboama; Roboam ojcem Abiasza; Abiasz ojcem Asy; Asa ojcem Jozafata; Jozafat
ojcem Jorama; Joram ojcem Ozjasza; Ozjasz ojcem Joatama; Joatam ojcem Achaza;
Achaz ojcem Ezechiasza; Ezechiasz ojcem Manassesa; Manasses ojcem Amosa; Amos
ojcem Jozjasza; Jozjasz ojcem Jechoniasza i jego braci w czasie przesiedlenia
babilońskiego. Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz był ojcem Salatiela;
Salatiel ojcem Zorobabela; Zorobabel ojcem Abiuda; Abiud ojcem Eliakima;
Eliakim ojcem Azora; Azor ojcem Sadoka; Sadok ojcem Achima; Achim ojcem Eliuda;
Eliud ojcem Eleazara; Eleazar ojcem Mattana; Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem
Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Tak więc w
całości od Abrahama do Dawida jest czternaście pokoleń; od Dawida do
przesiedlenia babilońskiego czternaście pokoleń; od przesiedlenia babilońskiego
do Chrystusa czternaście pokoleń. Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po
zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem,
znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był
człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał
oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we
śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej
Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi
Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów . A
stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez
Proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to
znaczy: Bóg z nami. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił
anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie, lecz nie zbliżał się do Niej, aż
porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus.
Emmanuel - Bóg z nami
Prawdą niewątpliwą jest to, że Bóg jest zawsze z
nami, Bóg jest zawsze po naszej stronie. Długa genealogia Jezusa w dzisiejszej
Ewangelii podkreśla ten fakt, że Syn Boży, Bóg-Człowiek, wszedł nie tylko w ciało
ludzkie, ale także w ludzką historię i w ludzką codzienność, w ludzkie życie i
w ludzkie sprawy. To wejście nie dokonało się w sposób uroczysty i
pompatyczno-podniosły, ani tym bardziej słodko mdły. To wejście Boga w życie
człowieka dokonało się nie bez problemów, jeszcze przed Jego narodzeniem. Nie
ma w tym nic wzniosłego, ani patetycznego, kiedy Józef czuje się zaambarasowany
faktem, że oto Maryja jest już w stanie błogosławionym, jeszcze przed oficjalną
ceremonią zaślubin. Możemy sobie tylko wyobrazić jak bardzo kłopotliwa i
niezręczna była taka sytuacja i dla Józefa, i dla Maryi ... A co powiedzieć o
narodzinach nie w aseptycznych warunkach klinicznych lecz w stajni, wśród
zwierząt? Gdzie tu miejsce na wzniosły i patetyczny nastrój? Gdzie cała ta
lukrowana otoczka Świąt Bożego Narodzenia, którą nam od tygodni serwują „małe
kupczyki” i „wielkie magazyny”? Im przecież nie chodzi o przypomnienie nam
faktu narodzin Boga wśród ludzi, ale o pretekst do zrobienia dobrego interesu.
Bóg jest tak głęboko wkorzeniony w ludzką
historię, w ludzkie życie, że nie waha się stać się człowiekiem w sposób jak
najbardziej naturalny i żyć ludzkim życiem z wszystkimi jego biedami i
kłopotami. Bóg jest tak daleko z człowiekiem, że nie unika nawet ludzkiej
niedoli, ludzkiej biedy i ludzkiej śmierci.
A jeśli BÓG JEST Z
NAMI to któż przeciwko nam? Jeśli Bóg jest z nami, to my nie bądźmy
przeciwko samym sobie! Nie daj się pochłonąć drugorzędnym uniesieniom. Nie daj
się zwariować przedświątecznym zakupom i zobacz raczej to, co najważniejsze w czasie
świąt Bożego Narodzenie, że Bóg stał się człowiekiem dla twojego zbawienia!