Tą rozrywkę wymyślili sobie już –niejako dodatkowo-
rzymscy żołnierze. Jedynie ewangelia według św. Jana opisuje to w krótkiej
relacji: „A żołnierze uplótłszy koronę z cierni, włożyli Mu ją na głowę i
okryli Go płaszczem purpurowym. Potem podchodzili do Niego i mówili: Witaj,
królu żydowski! i policzkowali Go. A Piłat ponownie wyszedł na zewnątrz i
przemówił do nich: Oto wyprowadzam Go do was na zewnątrz, abyście poznali, że
ja nie znajduję w Nim żadnej winy. Jezus więc wyszedł na zewnątrz, w koronie
cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: Oto Człowiek.”
(J 19:2-5)
Dla żołnierzy Jezus to tylko jeszcze jeden skazaniec,
bezbronny i bez prawa głosu, bez możliwości protestu, który i tak miał zginąć.
Nie należało mu się żadne ludzie traktowanie, żadne prawa, żadna litość. Można
go wykorzystać w najbardziej bestialski sposób, można się nim zabawić, można go
zelżyć, zniszczyć, spotwarzyć, sponiewierać, wyśmiać, wyszydzić, opluć. I tak
właśnie zabawiali się skazańcem rzymscy żołnierze. Można się nawet zastanawiać
dlaczego jest tak, że już ci sami starożytni rzymianie ukuli powiedzenie: „homo
homini lupus” – człowiek człowiekowi wilkiem. Rzeczywiście czasami ma się
wrażenie, że zwierzęta są lepsze niż ludzie. Zwierzęta nie zabijają dla
przyjemności, dla lubieżnej, sadystycznej radości, zwierzęta nie znęcają się
nad ofiarą. Człowiek niestety tak ... człowiek niestety bawi się zadawaniem bólu.
Człowiek bardzo często zadaje ból, lży, poniewiera drugiego człowieka dla
sadystycznej przyjemności, z pogardy, a nawet tylko dla zabawy.
Gorszy cię to? Powiesz, że takie rzeczy zdarzają się
wyjątkowo, wśród zwyrodniałych żołdaków i nieludzkich, pozbawionych uczuć
zboczeńców. Czy na pewno? A jakże często my sami tak właśnie bawimy się ludźmi?
Jakże często lżymy, niszczymy, poniżamy drugiego człowieka, traktujemy go jak
śmiecie, jak zero, jak rzecz tylko dlatego, że jest od nas biedniejszy, że nie
protestuje, że nie ma siły się sprzeciwić, tylko dlatego, że jest
podporządkowany, poddany, w jakiś sposób zależny od nas. Dla żołnierzy
skazaniec o imieniu Jezus (oni pewno nawet nie znali Jego imienia, bo i po co
zaprzątać sobie głowę taką drobnostką) był tylko jednym z wielu niewolników,
któremu nie należało się nic! A ileż to w naszych międzyludzkich stosunkach
takich właśnie, lekceważących i pogardliwych uwag, zachowań? Ileż to razy nie
zauważamy nawet, że ktoś jest na skraju wyczerpania, że ktoś nie jest w stanie
dłużej znosić balastu swoich kłopotów i trosk, że po prostu jest u kresu sił? A
my mu jeszcze dokładamy, -czasami nawet tylko bezmyślnie- pogłębiamy jego
cierpienie.
Ileż to razy drugi człowiek jest dla nas nikim, nic nie
znaczącym przechodniem, obojętnie mijanym i beznamiętnie niezauważanym? Czy nie
jest i tak, że według naszych przekonań tak wielu ludziom nie przysługują żadne
ludzkie prawa, że nie należy im się ludzkie traktowanie, odrobina życzliwości,
czy zrozumienia, tylko dlatego że są inni. I nie muszą to być nawet pogardzani
przez nas przestępcy, czy zboczeńcy (o których najczęściej nie wiemy nic), ale
inni, po prostu inni, nieznani, odmienni, nie należący do naszej grupy, czy do
naszej kultury.
Nie, nie będę tu przypominał ludzi numerów z obozów
koncentracyjnych i tych niemieckich, i sowieckich, nie będę mówił o tych
milionach skazańców, którym nie przysługiwało żadne ludzkie prawo. Ale powiem o
czymś co widziałem na własne oczy. W czasie mojej pracy w południowym Zairze, w
regionie Shaby (dzisiaj jest to region Katanga w Kongo) miałem okazję widzieć
jak w ramach plemiennych porachunków złapano człowieka wracającego z buszu z
naręczem długiej, buszowej trawy służącej do pokrycia dachu lepianki. Zamieszki
międzyplemienne były wynikiem politycznej gry ówczesnego gubernatora, który
doskonale znał rzymską zasadę „divide et impera” i wiedział jak skłócić
sąsiadujące plemiona, które wzajemnie wymyślały dla siebie coraz bardziej
okrutne kary, tortury i sposoby śmierci. Otóż złapanego człowieka poddano
natychmiastowemu procesowi i jedyną winą jaką mu udowodniono było to, że należy
do (rzekomo) wrogiego plemienia. Natychmiast też przystąpiono do egzekucji
wymyślonej kary. Najpierw z rozmyślnym i wyrafinowanym okrucieństwem przybito
mu stopy zardzewiałymi gwoźdźmi do kawałka deski i kazano uciekać. A kiedy
ludzie widzieli, że skazany oczywiście nie może się ruszyć, obłożyli go
niesioną przez niego trawą i najspokojniej w świecie podpalili. Rozdzierający
krzyk tego, palonego żywcem człowieka do dzisiaj brzmi w moich uszach, ale
jeszcze bardziej przejmująco brzmi w moich uszach śmiech zebranej gawiedzi;
mężczyzn, kobiet a nawet kilkuletnich dzieci.
Ktoś może
powiedzieć: „no tak, wiadomo, dzika Afryka”. Ale czy na pewno tylko w Afryce
takie rzeczy się dzieją? Czy nie przypominamy sobie nic z naszego, wysoce
cywilizowanego świata i to nawet nie z bardzo odległej przeszłości ..., sprzed
kilku lat lub nawet kilku miesięcy? Czy nie jesteśmy świadkami tego rodzaju
prześladowań rasowych, kulturowych czy etnicznych także u nas, w cywilizowanej
Europie? Czy nie przyglądaliśmy się tego rodzaju torturom zasiadając wygodnie
przed telewizorem, ze szklanką kawy lub herbaty w ręku? A dzienniki
telewizyjne, filmy, programy tym większym cieszące się powodzeniem im więcej w
nich krwi, nieszczęścia, okrucieństwa, sadyzmu i demonicznego zwyrodnienia. I
nikt nie protestuje, nikt nie krzyczy, nie domaga się poszanowania praw
ludzkich. Większość epatuje się złem i barbarzyństwem cieknącym z ekranów
naszych telewizorów. Co więcej, nieśmiałe próby protestu przeciwko tego rodzaju
przedstawieniom natychmiast są zakrzyczane w imię wolności wypowiedzi, wolności
ekspresji, w imię wolności wyboru. Codziennie ginie na świecie 383 chrześcijan,
rocznie ponad 130 tysięcy. Świat oszalałby w protestach gdyby to chrześcijanie
mordowali, ale że to oni są mordowani nikt się nie odzywa, nikt nie protestuje,
nikt o tym nawet nie wspomina.
Człowiek człowiekowi wilkiem, człowiek bawi się drugim
człowiekiem, człowiek lubuje się w poniżaniu, w deptaniu ludzkiej godności, w
zadawaniu bólu, w szyderstwie, w drwinie, w policzkowaniu i to niekoniecznie
tym fizycznym. Ileż to razy w moim życiu bezmyślnie, prostacko, cynicznie,
beznamiętnie, tępo, a czasem z lubością, z wyrachowaniem, z perwersją bawiłem
się ludzkim nieszczęściem, poiłem ludzką biedą, rozkoszowałem ludzkim
poniżeniem i cierpieniem. Czy w tobie także nie drzemie rzymski, bezmyślny
żołdak, czy i w tobie także nie można by odkryć pokładów nieludzkiego sadyzmu,
a może tylko bezmyślności, obojętności, tępoty, egoizmu czy cynizmu?
Ja wiem, że ktoś
może mi zarzucić, że jestem negatywistą, że widzę tylko ciemne strony, że
przejaskrawiam, wyolbrzymiam, przesadzam. Ale czy rzeczywiście przejaskrawiam,
czy rzeczywiście wyolbrzymiam? A nawet jeśli jest w tym trochę racji, to
przecież podane przeze mnie przykłady nie są wyssane z palca i wszyscy
doskonale wiemy, że są to jedynie pojedyncze przykłady tego wszystkiego, co
działo się na przestrzeni wieków i co dzieje się do dzisiaj. Jest to tylko
szczyt góry lodowej zła, o czym my nie mamy zielonego pojęcia, o czym wie
doskonale tylko Bóg, bo On sam to wszystko, w tych wszystkich cierpiących i
poniżanych, w tych wszystkich wyszydzonych, maltretowanych i sponiewieranych
przecierpiał. Męka Chrystusa trwa nadal i nadal człowiek znęca się nad Nim, nad
Chrystusem obecnym w drugim człowieku. Nadal jest On poniżany i raniony, bity i
torturowany, obrażany, wyśmiewany, wykpiony i pohańbiony - jak z
rozczuleniem śpiewamy w Gorzkich Żalach. I nadal nikt w Nim nie widzi Syna
Bożego, ani nawet człowieka, któremu należy się szacunek. Nadal jest to tylko
skazaniec, śmieć, potępieniec, „ktoś od kogo się głowę z pogardą odwraca”
(jak czytamy w jednej z pieśni Izajasza). I ciekawe, że do tego momentu w
procesie Chrystusa nie znalazł się nikt –no może poza żoną Piłata- kto by się
za Nim wstawił, lub Mu współczuł. To dopiero na drodze krzyżowej spotkamy
Weronikę (o której wiemy tylko z tradycji), płaczące niewiasty i Szymona z
Cyreny. Ale to dopiero w ostatniej fazie Jego krzyżowej drogi, znaleźli się
ludzie, którzy byli zdolni okazać odrobinę ludzkich uczuć. W czasie procesu,
biczowania, żołnierskich zabaw, koronowania cierniem nie znalazł się nikt, kto
zobaczyłby w Nim cierpiącego, kto okazałby litość, kto okazały współczucie i
przynajmniej nie dodawał bólu do już istniejącego cierpienia. Nie jest przesadą
mówienie o tym, nie jest przesadą przypominanie o tych najbardziej ciemnych
zakamarkach ludzkiej duszy. Nie jest negatywizmem i samoudręczeniem mówienie
człowiekowi: „uważaj, bo i w tobie także drzemią pokłady okrucieństwa”.
Męka Chrystusa nie tylko przez to jest wstrząsająca, że dokonała się raz, przed
dwoma tysiącami lat na osobie Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Ona dokonuje się
nadal, powtarza się przez wieki. I każdy z nas ma w niej osobisty udział i
wkład. Ilekroć z pogardą patrzę i odnoszę się do drugiego człowieka, ilekroć
poniżam i szkaluję, obrażam bliźniego, ilekroć nawet tylko obojętnie przechodzę
koło cierpiącego i poniżonego, tylekroć powtarza się biczowanie i koronowanie cierniem,
tylekroć wyśmiewany i opluwany jest Chrystus. To właśnie znaczą Jego słowa: „Zaprawdę,
powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich
najmniejszych, Mnieście uczynili.” (Mt 25,40)
A
oto jeszcze jeden przykład w tej niekończącej się drodze krzyżowej Boga –
Człowieka. Może nie wielki i nie spektakularny, ale przykład w którym okazuje
się, że nawet najbliżsi potrafią zapomnieć, że w drugim człowieku obecny jest
stale Chrystus, Który powtarza ustawicznie te właśnie słowa: „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych,
Mnieście to uczynili.”
Matka
dowiedziała się, że jej córka spodziewa się dziecka. Najpierw próbuje ją
namówić na „jedyne sensowne rozwiązanie” czyli na
aborcję. Córka nie chce nawet o tym słyszeć. Mimo młodego wieku zdaje sobie
sprawę co nosi pod swym sercem i upiera się przy tym, że nie jest to tylko
bezkształtny płód, zlepek kilku komórek, ale jej dziecko. Matka więc pod pozorem badania zawozi córkę do lekarza i wbrew woli dziewczyny
ginekolog dokonuje zabiegu. Matka dopięła swego. Pozbyła się niewygodnego
balastu, który mógł jedynie skomplikować całe życie córki, a rodzinę narazić na
spore kłopoty i plotki. Córka jednak nie zrozumiała „dobrych intencji” matki,
znienawidziła ją, uciekła z domu i nigdy już do niego nie wróciła. Ze łzami w
oczach mówi o innym, lepszym rozwiązaniu: „Powinna była mnie zamordować, gdy
sama nosiła mnie jeszcze pod swoim sercem. Mordując moje dziecko zraniła moje
serce. Ja nie potrafię jej już kochać”.
Koronowanie
cierniem to straszna tortura, chociaż dla żołnierzy to była tylko rozrywka,
kilka chwil szyderstwa i kpiny. Człowiek bowiem, którym się zabawiali przecież
już nic nie znaczył, był tylko skrwawionym łachmanem, i tak przeznaczonym na
zabicie. A któżby się kimś takim przejmował? Ale ta sama bestialska rozrywka
kosztem drugiego człowieka powtarza się zawsze ilekroć ja zapominam, że drugi
człowiek jest objawieniem się samego Boga, bo „Bóg go stworzył na obraz i
podobieństwo swoje.” (Rdz 1,27)
A
Chrystus, Który był najdoskonalszym obrazem Ojca stał się człowiekiem i został
tak potraktowany ....
„Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści,
oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak,
iż mieliśmy Go za nic. Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze
grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla
nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie. Wszyscyśmy pobłądzili
jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy
nas wszystkich. Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust
swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak
On nie otworzył ust swoich. (Iz 53:3-7)
Tekst do druku w formacie pdf tutaj