31 października 2009

czy Kościół jest święty?

Malkontenckie narzekanie na Kościół, że nie jest wystarczająco święty i doskonały jest z jednej strony wyrazem tej infantylnej mentalności roszczeniowej, która sama niewiele robi dla świętości Kościoła i potrafi tylko narzekać, utyskiwać i gorszyć się brakiem świętości u innych. Ale jest to także –ostatecznie- wyraz braku wiary, że Chrystus jest w Nim (w swoim Kościele) obecny, że ustawicznie troszczy się o Niego posyłając Ducha Świętego dla Jego umocnienia i uświęcenia.

Dlaczego nie wierzymy Jego słowom: „ Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20). Jeśli Chrystus jest z nami i na Piotrze, jak na skale zbudował Kościół, którego nawet bramy piekielne nie przemogą, to dlaczego Mu nie ufamy?

Niedoskonałość, braki i grzechy członków Kościoła -nawet tych najwyżej postawionych, nie są (!!!) grzechami Kościoła. Zamiast po malkontencku narzekać i biadolić warto raczej zadać sobie pytanie: „A co ja zrobiłem, co ja robię, aby ten Kościół, Kościół Chrystusowy, który ja także stanowię był rzeczywiście święty?”

Kościół to nie ja, to nie ty, i nie ci którzy błądzą. Kościół to Mistyczne Ciało Chrystusa, święte i nie do pokonania nawet przez bramy piekielne. Moje biadolenie i utyskiwanie nie pomoże w Jego uświęceniu. Tylko moja osobista świętość przyczyni się do wzrostu świętości Kościoła.


Kościół jest na pewno święty i uświęcany przez Ducha Świętego i przez świętych, a nie przez malkontentów i gorszących się.

30 października 2009

01.11. Uroczystość Wszystkich Świętych

Ap 7,2-14

I ujrzałem innego anioła, wstępującego od wschodu słońca, mającego pieczęć Boga żywego. Zawołał on donośnym głosem do czterech aniołów, którym dano moc wyrządzić szkodę ziemi i morzu: Nie wyrządzajcie szkody ziemi ni morzu, ni drzewom, aż opieczętujemy na czołach sługi Boga naszego. I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela: Potem ujrzałem: a oto wielki tłum, którego nie mógł nikt policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I głosem donośnym tak wołają: Zbawienie u Boga naszego, Zasiadającego na tronie i u Baranka. A wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga Zwierząt, i na oblicza swe padli przed tronem, i pokłon oddali Bogu, mówiąc: Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków! Amen. A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli? I powiedziałem do niego: Panie, ty wiesz. I rzekł do mnie: To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili.

1J 3,1-3

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest. Każdy zaś, kto pokłada w Nim tę nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty.

Mt 5,1-12

Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:

Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.

Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.

Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.

Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni jesteście, gdy /ludzie/ wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was.

Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.

Nie święci garnki lepią

Ale i świętych nie z innej lepią gliny. To nie ludzie nadzwyczajni lub niezwyczajni, żyjący gdzieś daleko w odległych krajach lub zamierzchłych czasach. To nie herosi, idole, prawie anioły, nieosiągalni w swej doskonałości i nieprzystępni w swej świętości. To nasi bliscy, krewni, znajomi ... Ludzie szczęśliwi, chociaż pozornie niedorajdy i fajtłapy, nieudacznicy życiowi, którym się nie wiedzie, bo nie umieli się dobrze ustawić, bo zapomnieli, że o swoje trzeba dbać i pilnować interesu, bo nie umieli być sprytni, przebiegli i zaradni, bo na kłamstwo mówili, że to jest kłamstwo, a na zło, że to jest zło. Oni nazywali rzeczy po imieniu i nie byli obłudnymi dyplomatami o podwójnej twarzy. Dla nich rzeczy były i są proste i świat po Bożemu poukładany. To nie ludzi szukający świętego spokoju i unikający kłopotów za wszelką cenę. Święci, to ludzie jak najbardziej normalni, po bożemu normalni, a nie po ludzku.

Szczęśliwi i pełni prostoty w swojej naiwnej uczciwości i rzetelności. Szczęśliwi, bo czystego serca, szczęśliwi, bo ubodzy duchem, łagodni i chociaż czasami płaczący z bezsilności wobec zła, to jednak w ostatecznym rachunku zwycięscy. Pełni miłosierdzia dla cierpiących, ale niemiłosierni dla oszustów i hochsztaplerów, dla karierowiczów i chciwców, głodni sprawiedliwości dla zakłamanych i obłudników. Oni zrozumieli, gdzie są prawdziwe wartości i dlatego są szczęśliwi i błogosławieni. Wprowadzający pokój, ale bez kompromisów i dwulicowości. To ludzie, dla których „tak” znaczyło ”tak”, a „nie” znaczyło po prostu „nie”.

Iluż z tych, którzy tę piękna pieśń -"Błogosławieni" śpiewało kiedyś dla Papieża Jana Pawła II, zrozumiało głębię jej słów? Iluż z tych, którzy jej słuchali, doceniło wartość i znaczenie tego tekstu? A przecież jest to pieśń właśnie o świętych, o wszystkich świętych bezimiennych i nie kanonizowanych, i tych zmarłych z głodu i zimna w czasie ostatniej zimy w Polsce także ... i o zamordowanych, bezbronnych dzieciach także, i o tych nienarodzonych, chociaż oni jeszcze nic nie zrozumieli ... również...

BŁOGOSŁAWIENI i SZCZĘŚLIWI, chociaż żyli obok nas i byli pogardzani, niezauważani, lekceważeni, wyśmiewani, odsądzani od czci.

BŁOGOSŁAWIENI i SZCZĘŚLIWI ... niedoceniani, którym nawet prawa do życia nie przyznano ...

BŁOGOSŁAWIENI i SZCZĘŚLIWI ... oni już tak ... my ... jeszcze nie.

Homilia alternatywna

144 tysiące wybranych ?

Czyżby tylko tak niewielka liczba ludzi miała się zbawić? Jeśli wziąć pod uwagę liczbę kanonizowanych i beatyfikowanych przez obecnego Papieża, to chyba już niewiele miejsc wolnych pozostało ... Czy się jeszcze załapiemy?

Nie sądzę jednak aby u bram raju stali buchalterzy liczący wchodzących. To tylko w niektórych parafiach, od czasu do czasu proboszczowie liczą wiernych na Mszach św. każąc ministrantom liczyć wchodzących do kościoła. Pan Bóg ma jednak na pewno inne metody i nie używa naszych kalkulatorów czy komputerów.

Św. Augustyn powiedział coś, co można zastosować do tej „Bożej buchalterii”. Jego słowa to: "Przy końcu życia będziemy rozliczani jedynie z miłości". I -tak na dobra sprawę- to będzie jedyne kryterium wstępu do Królestwa Niebieskiego i jedyny warunek uczestnictwa w życiu wiecznym. Nikt nie będzie tam liczył wchodzących, nikt nie będzie zwracał uwagi na krawat, smoking czy nie wyczyszczone buty, nikomu do głowy nie przyjdzie sprawdzać paszportów, wiz i posiadanej gotówki ... Nikt nie będzie pytał czy jesteś ze strefy Schoengen, czy twój paszport jest zielony, niebieski czy czerwony ... Jedynym pytaniem będzie: "Czy i jak kochałeś Boga i bliźniego swego?" Czy Twoja miłość była tylko uczuciowo-sentymentalna, czy czynna i konkretna, jak w dzisiejszym kazaniu Chrystusa na Górze Ośmiu Błogosławieństw?

Liczba 144 tysięcy jest zapewne wysoce symboliczna, i pewnym jest też, że Bóg ze swej strony nie nakłada żadnych ograniczeń. On przyszedł na świat zbawić wszystkich, i wszystkich zaprasza, i wszystkich chciałby mieć u siebie. To tylko my, naszym egoizmem, obojętnością, chciwością, zachłannością, nienawiścią, brakiem zrozumienia, lenistwem, małostkowością, pożądliwością i innymi grzechami wykluczamy się z liczby zbawionych..

A tak swoją drogą, to ...

do spotkania w niebie, czego i Tobie, i sobie życzę.

Homilia alternatywna

W książce Bruno Ferrero „Czy jest tam ktoś? Krótkie opowiadania dla ducha" znalazłem takie oto krótkie opowiadanie:

Pewien mistrz murarski pracował wiele lat w wielkim zakładzie budowlanym. Kiedyś jednak od prezesa tegoż zakładu otrzymał interesujące zamówienie na wybudowanie wspaniałej willi według własnego projektu i uznania. Mógł wybrać najpiękniejsze miejsce i nie przejmować się żadnymi kosztami. Wszystkie koszty miały być pokryte z funduszy zakładu.

Prace rozpoczął natychmiast. Wykorzystując jednak pokładane w nim bezgraniczne zaufanie, jakim go obdarzono, pomyślał sobie, że może użyć starych surowców z odzysku oraz zatrudnić mniej wykwalifikowanych robotników, aby w ten sposób zagarnąć dla siebie nieuczciwie zaoszczędzone pieniądze. I tak w krótkim czasie wybudował zamówioną willę, ale jej jakość daleka była od tego, co mógłby zrobić gdyby był uczciwy i rzetelny.

Kiedy dom został ukończony, w czasie wydanego na tę okoliczność przyjęcia, wręczył swojemu prezesowi klucze do posiadłości. Prezes jednak zwrócił mu je natychmiast i z uśmiechem powiedział :

"Ten dom jest naszym podziękowaniem dla ciebie za rzetelną pracę. Niech będzie wyrazem naszego poważania i szacunku dla ciebie i twojej pracy.”

Autor opowiadania dodaje na zakończenie: „Twoje dni są cegłami, z których budujesz dom swojej wieczności.

W dniu dzisiejszym warto byłoby zadać sobie pytanie: "A jaki dom na wieczność buduję sobie ja?" Święci których dzisiaj czcimy wybudowali na pewno domy trwałe, ufundowane na skale, jaką jest Chrystus. Cegłami, których używali były: cichość, czystość serca, ubóstwo, sprawiedliwość, miłosierdzie i pokój. I otrzymali nagrodę życia wiecznego. Czy ja jednak nie buduję domu na piasku swoich uczuć i kaprysów, a w dodatku używając kiepskich materiałów, oszukując i kantując. A czy cegłami których używam nie są przypadkiem: spryt, cwaniactwo, obłuda, cynizm i pycha?

Przed laty, podczas pogrzebu usłyszałem bardzo wstrząsające zdanie: "Jakie życie taka śmierć, jaka śmierć taka wieczność". Kiedy myślę o życiu tych tysięcy świętych, których dzisiaj wspominamy, to widzę niemalże namacalnie, że ich wieczność wpisana była w ich codzienne życie. W codzienności budowali dla siebie wieczność i otrzymali „nagrodę wielką w niebie”. Święci to nie tylko mistrzowie życia duchowego, ale na pewno także „mistrzowie budowlani”, którzy wybudowali sobie wiecznotrwały dom.

A jak to jest w moim wypadku. Jaką nagrodę ja otrzymam? Zgodnie z z powiedzeniem: „Jakie życie taka wieczność”, moją wieczność kształtuję już dzisiaj. Jakąż więc wieczność sobie przygotowuję?

Homilia do druku tutaj

29 października 2009

media ...

Media wypowiedziały wojnę zdrowemu rozsądkowi, wypowiedziały wojnę społeczeństwu. Już od dawna można było zauważyć, że media są chore, ale choroba ta wydaje się pogłębiać. Ich rolą stało się nie rzetelne informowanie społeczeństwa, ale raczej manipulacja i urabianie opinii społecznej tak, aby grupy władzy mogły bezkarnie wprowadzać coraz to bardziej skrzywione i amoralne prawa i reguły. Media stały się narzędziem manipulacji w rękach grup wpływów. Przykładów można by mnożyć bez liku, ale chyba najbardziej widoczne jest to w przedstawianiu nauczania Kościoła. Żenująco niski poziom artykułów lub skandalicznie tendencyjna prezentacja np. wypowiedzi papieskich, to jedynie najbardziej widoczne elementy medialnej wojny przeciwko zdrowemu rozsądkowi.

Kolejne symptomy tej -nieuleczalnej- choroby to: pogoń za sensacją i skandalem, polityczna poprawność na siłę, za wszelką cenę i wbrew wszelkim zasadom zdrowego rozsądku, czy moralnego osądu. Tylko to co skandaliczne może być sprzedane. Im bardziej skandaliczna sprawa tym większy zdobędzie rozgłos. Widoczny w tym brak jakichkolwiek moralnych czy etycznych reguł i zasad jest przygnębiający.

Ja, żeby zachować psychiczne zdrowie i odrobinę zdrowego rozsądku zerwałem z mediami i nie pozwalam się manipulować łowcom skandali i politycznie poprawnym dziennikarzom na usługach chorych struktur władzy.

Obawiam się, albo raczej mam cichą nadzieję, że owi politycznie poprawni łowcy skandali udławią się swoimi własnymi kłamstwami i manipulacjami.

24 października 2009

metafizyka Czystego Istnienia … cz. VI


Co jest najważniejszą właściwością (kategorią) każdego bytu?


Aby byt był bytem, najpierw i przede wszystkim musi istnieć. Najważniejszą więc kategorią każdego bytu jest akt istnienia. Coś co nie istnieje nie jest bytem. Niebytu nie możemy pojąć, niebyt jest logicznie sprzeczny. O niebycie nie możemy mówić. Niebyt jest więc zaprzeczeniem, negacją, zniszczeniem istnienia.

Na drugim miejscu należy wymienić istotę, czyli to co czyni ten oto byt tym właśnie, a nie innym bytem, tym czym on jest, anie czym innym. Już w najprostszym sformułowaniu: „ja jestem” lub „jestem człowiekiem” ujmujemy te dwie fundamentalne kategorie. „Ja” może tylko wtedy o sobie coś powiedzieć jeśli istnieje. Akt istnienia więc wyprzedza istotę. Nawet jeśli mówię: „to jest coś” ale nie wiem co to jest (bo nie umiem rozpoznać istoty), to jednak stwierdzam istnienie czegoś. Bez faktu, ze coś istnieje nie umiałbym powiedzieć nic o istocie bytu istniejącego. Coś co nie istnieje nie ma żadnej istoty, żadnej kategorii, żadnej właściwości.

Drugi człon wyrażenia „jestem człowiekiem” określa istotę bytu istniejącego. Nawet już tylko stwierdzenie „coś jest” mówi nam o tym złożeniu bytowym z istnienia i istoty.

W bytach złożonych z aktu istnienia i istoty Arystoteles wyróżnia kolejne kategoria, specyfikujące takie byty: jakości, ilości, pozycji, akcji, miejsca, czasu, itd. Kategorie te specyfikują każdy byt jako „ten oto, konkretny identyczny jedynie z samym sobą byt istniejący”. Kategorie te nic do istoty bytu nie dodają, nic zasadniczego w bycie nie zmieniają. Są one jedynie przypadłościami bytu, który mimo zmiany tychże przypadłości nadal pozostaje sobą.

Możemy więc powiedzieć, ze dwie pierwsze kategorie; istnienie (istnienie nie jest kategorią, jest raczej aktem) i istota (substancja) określają byt w sposób wystarczający aby go pojąć. Aby o nim mówić, czy myśleć, albo mówiąc krótko aby byt był inteligibilny. Należy od razu zaznaczyć ze wcale nie jest konieczne, aby byt był materialny by być inteligibilny. Całkiem dobrze, możemy mówić o bytach niematerialnych, np. konstruktach matematycznych, czy innych bytach niematerialnych z dobrze określoną istotą i zaktualizowanych w akcie istnienia. Każdy byt aby był bytem musi być istotą (substancją) istniejącą, wcale nie znaczy materialną lub widzialną, czy ogólnie postrzegalną przez nasze zmysły.

Możemy więc mówić w sposób sensowny o bycie którego istotą jest istnienie. O takim bycie możemy powiedzieć, że po prostu JEST, że istnieje. Taki byt jest bytem koniecznym, samoistnym, niestworzonym, o którym nic więcej powiedzieć nie można, bo jest bytem prostym, niezłożonym, absolutnym, Czystym Istnieniem, Aktem Istnienia. Taki byt jest Istnieniem Istniejącym, jego istotą, czymś co ten byt określa jest istnienie, które jest jego istotą. Taki byt więc nie może nie istnieć i rzeczywiście jest bytem koniecznym, źródłem wszelkiego istnienia. Słusznie więc o bycie takim możemy powiedzieć, że jest to IPSUM ESSE SUBSISTENS – CZYSTE ISTNIENIE SAMOISTNIEJĄCE. Jest to więc byt, który istnieje z konieczności, jedyny byt, który naprawdę ISTNIEJE.

Wszystkie inne byty będąc złożonymi z istoty i istnienia, które nie jest ich istotą są jedynie bytami niekoniecznymi, przypadłościowymi, przygodnymi. Nie istnieją one same z siebie, ich istnienie jest im jedynie przydane (niejako z zewnątrz). Są to jedynie substancje, istoty istniejące, ale nie samoistniejące, więc potrzebujące usprawiedliwienia dla swojego istnienia.

Powstaje więc uzasadnione pytanie: „dlaczego istnieje cokolwiek, skoro nic co istnieje, co postrzegamy nie ma istnienia samo z siebie, skoro istotą tego co istnieje nie jest istnienie?” Jak to się stało i dlaczego, że byty te, niesamoistniejące, niekonieczne, nie mające istnienia ani w sobie, ani z siebie, jednak zaistniały? Jak to się stało i dlaczego, że jednak zaistniały? Kto im udzielił istnienia, kto je do istnienia powołał? Kto je stworzył?

Twierdzenie, że materia jest wieczna i cokolwiek istnieje, jest jedynie efektem ewolucji wiecznie istniejącej materii jest tak samo aktem wiary jak twierdzenie, że to Bóg powołała do istnienia wszystko co istniej. Co więcej twierdzenie takie, taki akt wiary każe mi wierzyć, że bezkształtny chaos martwej i odwiecznej materii był w stanie wyprodukować PRZYPADKOWO (!!!!) mnie, który pisze te słowa i ciebie, który je czyta. Odwieczność materii także rodzi inne nierozwiązalne pytania, a mianowicie:

pytanie kosmologiczne ….

Jeśli wszechświat -jak chcą niektórzy- jest czasowo nieskończony, tzn. istnieje od nieskończonej liczby interwałów czasowych, to jest w nim coś niewytłumaczalnego. Wydaje się bowiem, że najbardziej powszechnym i fundamentalnym prawem wszechświata jest prawo rozpraszania energii czyli wzrostu entropii. A wtedy w czasowo nieskończonym wszechświecie prawo wzrostu entropii zawsze powinno doprowadzić do totalnego rozproszenia energii i tym samym do śmierci cieplnej. I tak być powinno zarówno w modelu, płaskim, ekspansyjnym, jak i w modelach cyklicznych. W każdym przypadku czasowa nieskończoność implikuje kategorycznie śmierć cieplną wszechświata. Czasowo nieskończony wszechświat zawsze (!!!) po jakimś skończonym interwale kończy się śmiercią cieplną. A jak widzimy nie jest to stan naszego wszechświata. Mamy więc przypadek paradoksu Olbersa dla energii kinetycznej Wszechświata.

Albo więc prawo wzrostu entropii jest czasami zanegowane i w niektórych momentach entropia maleje wbrew naturalnej tendencji, a wtedy powstaje uzasadnione pytanie „dlaczego, co jest przyczyną zmniejszenia się entropii?” Albo czasowa nieskończoność wszechświata jest tylko pobożnym życzeniem tych, którzy z pobudek światopoglądowych obawiają się czasowej skończoności.

W obu przypadkach nie da się świata wytłumaczyć bez odwołania się do pozanaturalnej przyczyny, czy to czasowego zmniejszenia entropii, czy czasowego, a nie nieskończonego istnienia. Dlaczego w niektórych momentach czasowo nieskończonego wszechświata entropia maleje? Lub … dlaczego zaistniał czasowo skończony wszechświat, który przed pewnym, skończonym czasem nie istniał ?

Nieskończony, odwieczny świat rodzi więcej pytań niż udziela odpowiedzi. Dlatego alternatywna odpowiedź an pytanie dlaczego istnieje raczej coś niż nic jest o wiele bardziej satysfakcjonująca. Istnieje coś, bo zostało stworzone, powołane do istnienia. Mógł tego dokonać tylko Byt Absolutny, Który jest Istnieniem istotnościowym, czyli taki byt do którego istoty należy istnienie. Inaczej byt konieczny, byt samoistniejący i z siebieistniejący. Taki byt nie jest odwieczny w sensie, ze istnieje od nieskończonej liczby interwałów czasowych. Taki byt, czyste istnienie jest bytem a-czasowym, nie istniejącym w czasie, bo jest bytem niezmiennym. Tam zaś gdzie nie ma zmian, tam nie ma upływu czasu, skoro czas jest jedynie miarą zmian. Taki byt, istnienie konieczne, niezmienne, samoistniejące, czysty akt istnienia może być nazwany Bogiem. Taki Byt Absolutny, Bóg jest źródłem wszelkiego istnienia, jest Stworzycielem wszystkiego. Taki Byt stworzył wszechświat, mnogość bytów niezależnych w sensie, że nie będących częściami (ciałem) Bytu Absolutnego. Byty te istniejące niezależnie, nie mają jednak istnienia z siebie samych. Ich istnienie zostało i dane przez Byt Samoistniejący, Konieczny i Absolutny, przez Boga. Ich istnienie nie tylko raz zostało im dane, ale jest im ustawicznie udzielane (creatio continua).

Byty niesamoistne istnieją tylko o tyle, o ile są stwarzane, utrzymywane w istnieniu przez Istnienie Samoistniejące.
„Byty materialne, podpadające pod zmysły” są jedynie podzbiorem zbioru „bytów istniejących”. Materialność nie jest wcale warunkiem koniecznym istnienia. Materialność, fakt podpadania pod zmysły jest tylko specyfikacją istnienia. Niektóre byty są materialne inne nie są.

Następująca dysjunkcja wydaje się być więc całkowicie uzasadniona:

albo istnieje Bóg, jako źródło wszelkiego istnienia,
albo nie istniej nic
”.

23 października 2009

Msza święta Ofiarą Chrystusa


W czasie Mszy Świętej to nie my (wspólnota, ksiądz, wierni) składamy ofiarę Bogu, ale to Chrystus ofiaruje samego siebie Ojcu i wraz z sobą ofiaruje swój Kościół.

Warto o tym pamiętać, że Msza Święta to nie nasza akcja, to nie nasza modlitwa, to nie nasza liturgia, ale Ofiara samego Chrystusa składana Ojcu Przedwiecznemu. I dlatego też wszelkie eksperymenty liturgiczne wprowadzane przez uczestników, czy nawet księdza są niedopuszczalne. Tylko Kościół, Któremu -troska o tę Ofiarę została powierzona- ma prawo cokolwiek w niej zmieniać czy uaktualniać. Każdy inny eksperymentator jest uzurpatorem.

XXX Niedziela w ciągu roku – B


Jr 31,7-9

To bowiem mówi Pan: Wykrzykujcie radośnie na cześć Jakuba, weselcie się pierwszym wśród narodów! Głoście, wychwalajcie i mówcie: Pan wybawił swój lud, Resztę Izraela! Oto sprowadzę ich z ziemi północnej i zgromadzę ich z krańców ziemi. Są wśród nich niewidomi i dotknięci kalectwem, kobieta brzemienna wraz z położnicą: powracają wielką gromadą. Oto wyszli z płaczem, lecz wśród pociech ich przyprowadzę. Przywiodę ich do strumienia wody równą drogą - nie potkną się na niej. Jestem bowiem ojcem dla Izraela, a Efraim jest moim synem pierworodnym.

Hbr 5,1-6

Każdy bowiem arcykapłan z ludzi brany, dla ludzi bywa ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga, aby składał dary i ofiary za grzechy. Może on współczuć z tymi, którzy nie wiedzą i błądzą, ponieważ sam podlega słabościom. I ze względu na nią powinien jak za lud, tak i za samego siebie składać ofiary za grzechy. I nikt sam sobie nie bierze tej godności, lecz tylko ten, kto jest powołany przez Boga jak Aaron. Podobnie i Chrystus nie sam siebie okrył sławą przez to, iż stał się arcykapłanem, ale uczynił to Ten, który powiedział do Niego: Ty jesteś moim Synem, jam Cię dziś zrodził, jak i w innym miejscu: Tyś jest kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka.

Mk 10,46-52

Tak przyszli do Jerycha. Gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: Synu Dawida, ulituj się nade mną! Jezus przystanął i rzekł: Zawołajcie go! I przywołali niewidomego, mówiąc mu: Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię. On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: Co chcesz, abym ci uczynił? Powiedział Mu niewidomy: Rabbuni, żebym przejrzał. Jezus mu rzekł: Idź, twoja wiara cię uzdrowiła. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

Czy moja ślepota jest uleczalna?

"Jezusie Synu Dawida ulituj się nade mną, spraw abym przejrzał, bo jestem ślepy ..."

jestem ślepy na piękno stworzonego przez Ciebie świata ...

jestem ślepy na potrzeby i biedę drugiego, żyjącego obok mnie człowieka ...

jestem ślepy na własne grzechy, nałogi i moją nędze, które mnie od lat rujnują ...

jestem ślepy na moją chorobę i kalectwo ...

a nade wszystko jestem ślepy na Twoją do mnie Miłość ...

"Jezusie Synu Dawida ulituj się nade mną, spraw abym przejrzał, bo jestem ślepy .."

i tylko Ty możesz mnie uzdrowić ..., przywrócić wzrok ..., sprawić, że zobaczę to, co najważniejsze w moim życiu.

Plik do druku: http://kkq.awardspace.com/XXX_Niedziela_B.pdf

21 października 2009

kto decyduje o tym co dobre, a co złe …


Formalnie podstawą funkcjonowania Europejskiego Trybunału Praw Człowieka jest Europejska Konwencja Praw Człowieka. Ale jest jeszcze coś. W 1978 roku Trybunał uznał tę Konwencję za „żyjący instrument, który (…) musi być interpretowany w świetle bieżących okoliczności”. To znaczy, że przepisy konwencji nie mają jednego, stałego sensu. Sens ten może się zmieniać, ewoluować, a tylko od sędziów zależy, jaki sens będzie w danym momencie obowiązywał od Kamczatki po Lizbonę i od Islandii po Azerbejdżan. Sędziowie mogą więc zinterpretować przepisy konwencji w taki sposób, by – na przykład – zmusić kilkadziesiąt uznających go państw do legalizacji związków homoseksualnych. Podobnie może być także w innych gorących sprawach moralnych. Któregoś dnia możemy się dowiedzieć, że wąziutkie grono sędziów ze Strasburga zdecydowało o legalizacji w Polsce eutanazji. I bez znaczenia będzie, czy w tej sprawie odbyła się w naszym kraju debata społeczna. I bez znaczenia będzie, jakie stanowisko w tej sprawie zajął demokratycznie wybrany polski parlament.

za:
Gość Niedzielny - Sędziowie mułłami Zachodu

20 października 2009

ważne i nieważne ...


Pytanie”jak”, na które odpowiadają nauki szczegółowe, to w sumie pytanie drugorzędne, a odpowiedzi na to pytanie ulegają modyfikacjom w miarę rozwoju naukowej wiedzy, zastosowanych technik badawczych i pojawiania się nowych teorii. Nie są więc te odpowiedzi ani ultymatywne, ani ostatecznie walentne. Może być nawet tak, że nowe paradygmaty naukowe odsłaniają nowe rozwiązania i obalają prawie całkowicie rozwiązania i odpowiedzi dotychczasowe. W sumie więc odpowiedzi na pytania „jak?” ani mnie epistemologicznie nie zadowalają ani nie zaspokajają mojego pragnienia znalezienia odpowiedzi ostatecznych.

Prawdziwie walentne i naprawdę ciekawe jest pytanie „dlaczego?” Ono bowiem szuka ostatecznego wyjaśnienia, ultymatywnego usprawiedliwienia. Pytania „jak?” szukają i znajdują przyczyny bliższe, bezpośrednie, ale dopiero pytanie „dlaczego?” szuka przyczyny ostatecznej. A na to pytanie odpowiadają jedynie religia i filozofia. Nauki szczegółowe nie mają środków, nie mają możliwości udzielenia odpowiedzi na pytanie tak postawione, bo wykracza ono poza ich metodologiczne kompetencje i zdolności.

19 października 2009

wolna i nowoczesna Europa ...


Hiszpanie protestują przeciwko nowej ustawie o aborcji, którą przygotował rząd premiera Zapatero. Przewiduje ona, że kobieta będzie mogła przerwać swobodnie ciążę w ciągu pierwszych 14 tygodni, a nawet w ciągu 22, jeśli płód zagraża zdrowiu lub życiu matki bądź jest zdeformowany. 16-letnie dziewczęta, które według obowiązującego prawa nie mogą kupić alkoholu ani prowadzić samochodu czy głosować, będą mogły bez zgody i wiedzy rodziców usunąć ciążę. Ponadto nowe przepisy zniosą także tzw. klauzulę sumienia, na którą mogli się powoływać lekarze. Jeśli ustawa zostanie przyjęta przez parlament, to ginekologom, którzy odmówią dokonania aborcji, będą groziły różne sankcje, łącznie z utratą licencji do wykonywania zawodu. Pomimo że sondaże pokazują, iż nie ma społecznej zgody na tak radykalną ustawę, rząd premiera Zapatero chce, aby została ona przyjęta jeszcze w tym roku.

za:
www.wiara.pl

17 października 2009

wiara i niewiara ...


Chrześcijanin wierzy w istnienie Boga. Argumentem usprawiedliwiającym tę wiarę jest istnienie świata, który bez Boga jest niewytłumaczalnym absurdem.

Ateista nie wierzy w istnienie Boga, lub raczej wierzy w Jego nieistnienie, boć nie ma racjonalnych dowodów na nieistnienie Boga. Jego wiary więc nic (!!!) nie uzasadnia.

Czyja wiara jest bardziej racjonalna? Tylko człowiek wierzący w istnienie Boga może racjonalnie odpowiedzieć na pytanie „dlaczego istnieje cokolwiek?” Ateista wierzący w nieistnienie Ostatecznej Przyczyny wszystkiego przyjmuje istnienie świata bez uzasadnienia. Jego wiara jest irracjonalna.

16 października 2009

XXIX Niedziela w ciągu roku – B

Niedziela Misyjna

Iz 53,10-11

Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego. Po udrękach swej duszy, ujrzy światło i nim się nasyci. Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie.

Hbr 4,14-16

Mając więc arcykapłana wielkiego, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trwajmy mocno w wyznawaniu wiary. Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu. Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę dla /uzyskania/ pomocy w stosownej chwili.

Mk 10,35-45

Podeszli do Niego synowie Zebedeusza, Jakub i Jan, i rzekli: Nauczycielu, chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy. On ich zapytał: Co chcecie, żebym wam uczynił? Rzekli Mu: Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twej stronie. Jezus im odparł: Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony? Odpowiedzieli Mu: Możemy. Lecz Jezus rzekł do nich: Kielich, który Ja mam pić, pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których zostało przygotowane. Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana.

A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu.

Małość i wielkość

Nie jest łatwo zrozumieć, ani tym bardziej zaakceptować słowa Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii: "Jeśli ktoś chce być wielkim między wami niech się stanie sługą i jeśli ktoś chce być pierwszym między wami, niech będzie ostatnim. Ja sam nie przyszedłem, aby mi służono, lecz aby służyć."

Nie, takie słowa wydają się być co najmniej pustą frazeologią w świecie sukcesu i walki o władzę, w świecie obliczonym na tanie efekciarstwo i rządzonym twardymi regułami rynku, ekonomii i życiowego sukcesu, gdzie liczy się siła przebicia, spryt i umiejętność ustawienia się. A przecież zgadzamy się gdy Chrystus mówi: "W świecie, rządcy uciskają swoich poddanych i dają im odczuć swoją władzę." Czyż nie jest tak, że czujemy sami na sobie ciężar władzy, którą (nawiasem mówiąc) niejednokrotnie sami wybraliśmy? Czyż nie jest tak, że władza staje się coraz bardziej arogancka i nie zwraca w ogóle uwagi na swoich wyborców? Czyż nie jest tak, że władza (jakakolwiek) dba coraz bardziej o siebie i swoje własne interesy i robi wszystko, żeby się przy władzy utrzymać? A my mamy po prostu tego dosyć?

Kto naprawdę jest wielkim, a kto malutkim i żałosnym w tym naszym pokręconym świecie? Nie, logika Chrystusa i to, do czego On nas powołuje nie jest na "normalny" ludzki rozum. I na pewno nie idzie w parze z logiką tego świata. Tylko, że ten świat skończy się kiedyś i: "pierwsi będą ostatnimi, a ostatni ... pierwszymi". A może warto spróbować pójść za głosem rozumu, a nie zdrowego rozsądku? A może warto zmienić coś w tym drapieżnym i przewrotnym świecie? A może warto stracić życie, aby je w pełni odzyskać ...?

A jak w tym wszystkim wygląda kobieta wynoszona dzisiaj (19.10.2003) na ołtarze, Matka Teresa z Kalkuty? Była mała, czy wielka. Służyła, czy pozwalała sobie służyć .... , była pierwsza czy ostatnia? Kiedy zmarła kilka lat temu (1997) jej śmierć zbiegła się w czasie ze śmiercią dwóch innych, wielkich tego świata: księżnej Diany i byłego prezydenta Zairu Mobutu Seseseko. Pomyślałem sobie wtedy:

Oto umierają zarówno książęta jak i żebracy ....

a jak to jest po tamtej stronie?

Kto jest pierwszym, kto ostatnim ...

Kto naprawdę wielkim, a kto malutkim ...

Kto nadal pokornym i żyjącym w miłości ...

Kto aroganckim i żyjącym w chciwości i nienawiści ...

Kto pokornym, a kto pysznym i zarozumiałym ...

Kto wygrał chociaż pozornie przegrał ...

A kto przegrał chociaż wydawało mu się, że wygrał?

Sic transit gloria mundi ...

plik do druku można pobrać tutaj: http://kkq.awardspace.com/XXIX_Niedziela_B.pdf

Tydzień Misyjny – 18-24 października 2009

Niedzielą w ostatniej dekadzie października rozpoczyna się w Kościele Tydzień Misyjny. W tym roku jest to niedziela 18 października. Jest to kolejna okazja do modlitwy i ofiary mającej na celu pomoc misjonarzom i ludziom ubogim w krajach misyjnych. Ale przecież nie tylko ….

W ciągu ponad 13-tu lat mojego kapłańskiego życia (1992-2005) miałem okazję pracować w Afryce jako misjonarz. Pracowałem w Demokratycznej Republice Kongo (ówczesny Zair), w Tanzanii i na Komorach (4 maleńkie wyspy na Oceanie Indyjskim). W ciągu tych lat miałem na pewno okazję poznać pracę misyjną -jak się to mówi- „od podszewki”. Sam uważam, że był to jeden z najpiękniejszych – chociaż także - najtrudniejszych okresów w moim życiu. Przed dziewięcioma laty opublikowałem nawet książkę „Listy z Afryki i nie tylko ...”, w której opisałem wiele moich misyjnych doświadczeń i spostrzeżeń. Pisałem tam min. że praca misyjna to praca, w której głównym zadaniem jest głoszenie Chrystusa tym, którzy o Nim jeszcze nie słyszeli. I to jest na pewno prawda.

Od trzech lat pracuję w Kanadzie i …

W 1999 roku 45% Kanadyjczyków deklarowało się katolikami, ale w dwa lata później, w 2001 roku już tylko 43%. Obecnie, w 2009 liczba ta zmalała do zaledwie 33%. Możecie mi wierzyć, że pracując tutaj od trzech lat nadal uważam, że jestem misjonarzem … w bardzo pogańskim kraju! I nadal głoszę Chrystusa tym, którzy (w wielu wypadkach) nic o Nim nie słyszeli, albo jeśli nawet słyszeli to raczej baśniowe i legendarne historyjki. Nie generalizując, można powiedzieć, że liberalizm końca XX wieku doprowadził społeczeństwo północnoamerykańskie do stanu neo-pogaństwa, czy wtórnego pogaństwa. Obawiam się, że jest to prawda nie tylko w odniesieniu do tej części świata, gdzie obecnie pracuję, ale także w znacznej mierze w odniesieniu do całej Europy, niestety z Polską włącznie.

W wyniku działania tych liberalistycznych sił stworzono bowiem bożka o imieniu „Jezus”, który nie ma jednak nic wspólnego z Jezusem Chrystusem, Synem Bożym, głoszonym przez Kościół Katolicki przez ostatnie dwa tysiące lat. Ten bożek o imieniu „Jezus” to: „niezły facet”, „równy gość”, który przedstawia ciekawą wizję świata i ma nawet interesujące poglądy, ale ostatecznie nie jest na pewno Synem Bożym i nie wymaga od nas prawie niczego. Jest on raczej postrzegany jako „hippisowski pacyfista”, „duchowy guru”, „nieszkodliwy idealista”, może nawet „duchowy mistrz”, czy „idol”. Tak stworzony bóg odpowiada zapotrzebowaniom „duchowym” współczesnego człowieka i zaspokaja „duchowe tęsknoty” człowieka ery komputerów. Ale nic więcej. Ja sam mogę robić co mi się podoba i wystarczy tylko, że uznam go za mojego idola, a na pewno będę zbawiony. Religia jest tylko stanem pewnych estetycznych uniesień, wysublimowanych ekstaz i gustownych wzlotów, ale jest to religia bez etyki i duchowość bez moralności.

W czasie jednej ze swoich pielgrzymek do Polski, Papież Jan Paweł II wołał w Warszawie (14 czerwca 1987 roku):Kościół cały jest misyjny. Cały i wszędzie! Wy wszyscy, którzy nie podejmujecie posługi na terenach misyjnych — nie zapominajcie, że nasza własna, polska Ojczyzna wciąż potrzebuje nowej ewangelizacji. Podobnie jak cała chrześcijańska Europa.

Odnosi się to na pewno nie tylko do Polski i nie tylko do Europy. Odnosi się to do całego świata. Świat nadal nie zna Jezusa Chrystusa, Syna Bożego i nadal nie widzi w nim Zbawiciela. Świat -mimo ponad dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa- nadal jest pogański, a może raczej należałoby powiedzieć że popadł we wtórne pogaństwo „stwarzając sobie boga według własnego uznania”, odpowiadającego zapotrzebowaniom i oczekiwaniom konsumpcyjnego społeczeństwa supermarketów. Taki wygodny bóg, a raczej bożek, idol właśnie, nie ma nic wspólnego z Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Nie ma nic wspólnego z Bogiem Nowego Testamentu, Jezusem Chrystusem, Wcielonym Synem Bożym. Polska, Europa, świat cały potrzebuje na pewno „nowej ewangelizacji”. Polska, Europa, świat cały, to na pewno nadal teren misyjny gdzie podstawowym zadaniem jest głoszenie Chrystusa, Syna Bożego tym, którzy o Nim nie słyszeli, albo jeśli słyszeli, to raczej baśniowe i legendarne historyjki.

Kościół na pewno cały jest misyjny, cały i wszędzie. Pamiętając w czasie Tygodnia Misyjnego (18-24 października) o krajach misyjnych Afryki, Azji i Oceanii nie zapominajmy jednak i o krajach misyjnych Europy i Ameryki Północnej. Według moich obserwacji żyje tam na pewno więcej pogan niż w Afryce, Azji i Oceanii.

Ks. Franciszek Jordan, Założyciel Salwatorianów (zgromadzenia zakonnego do którego należę) powiedział kiedyś: „Dopóki żyje na świecie chociaż jeden człowiek, który nie zna i nie kocha Jezusa Chrystusa Zbawiciela, nie wolno ci spocząć.” Sądzę, że słowa te są wezwaniem nie tylko dla Salwatorianów.