1 marca 2007

rekolekcje 10 ...

Jednym z najtrudniejszych momentów wiary, jej próbą i najgłębszym doświadczeniem jej autentyczności jest sytuacja choroby, cierpienia, śmierci. Dopóki dotyczy to innych, obcych nam ludzi, dopóki nie dotyka to nas samych bezpośrednio, dopóty jakoś nie mamy kłopotów ze zrozumieniem sensu cierpienia, choroby i śmierci. Ale kiedy cierpienie dotknie mnie samego, kiedy śmierć „zawita” do mojej rodziny, zabierze kogoś z moich bliskich ... wtedy -w prawie pogański sposób- buntuję się, nawet przeciwko samemu Bogu. Wtedy rodzą się wątpliwości, zniechęcenie, cynizm, czy apatia. Wtedy wiara –bardzo często- staje się czymś dalekim i bezużytecznym, modlitwa nie przynosi już pociechy, sakramenty stają się magicznymi znakami i obrzędami, a Bóg niejednokrotnie staje się nieczułym i odległym satrapą. Ileż to razy z ust ludzi wierzących słyszałem takie właśnie pełne wyrzutu słowa i pretensje, a zarazem niezrozumiałe w przypadku człowieka wierzącego pytanie: „Zmarł mój mąż, zachorowała ciężko córka, odeszła żona i zabrała dzieci, ... itd., itp. i gdzież jest teraz Bóg, ten Miłosierny Ojciec?”

czytaj dalej w : serwisie rekolekcyjnym